Home > Artykuł > Nasza linia

Istniejemy 35 lat. Posługujemy się słowem. Kiedy zaczynaliśmy, zadrukowany papier był głównym nośnikiem informacji, a obok niego radio i telewizja, wtedy z nielicznymi programami. Gdy pojawiły się media elektroniczne – portale informacyjne, media społecznościowe, doszło do niebywałego zagęszczenia przepływu słów. W świecie nigdy nie brzmiało, czy nie płynęło, tyle słów jak dzisiaj. I nigdy nie były one tak słabe, tak bezpłodne w swej podstawowej masie, jak dzisiaj.

Rwąca rzeka słów! A w niej informacje prawdziwe i łżeinformacje, albo sprzeczne ze sobą, albo tak miałkie, że niosą jedynie szum. Jak w tej rzece nie utonąć? Niestety, wielu porywa jej rwący, niebezpieczny nurt, zwłaszcza młodych, urodzonych po 1995 roku. To pokolenie, dla którego iPod czy iPhone stało się podstawowym mediatorem kontaktów społecznych. Ta grupa zachowuje się zupełnie inaczej niż poprzednie pokolenie – twierdzi dr hab. Łukasz Okruszek, psycholog badający relacje społeczne i problem samotności. Dużo więcej w tym pokoleniu depresji, lęku i samotności. Potocznie kojarzymy samotność ze starością – mówi badacz. Ale okazuje się, że według badań brytyjskich w okresie pandemii koronawirusa odczuwało ją aż 44 procent młodych w wieku 18-24 lat. Powyżej 55 roku życia taki stan czuła jedna na sześć osób (Polityka 20/3261 2020). Media nie powinny więc być jak śmieciowe jedzenie – szybko zaspakajające głód, ale mające niewiele wartości odżywczych. Media nie powinny wieść ku izolacji, samotności i zagubieniu. Ale to jeszcze połowa biedy. Bieda jest wtedy, kiedy słowo w mediach staje się narzędziem manipulacji, osiągnięcia celu dowolną drogą, w tym drogą kłamstwa, którego już nie postrzegamy jako grzechu. Kłamstwo staje się sposobem istnienia człowieka, społeczeństw, państw. Kłamstwo ucieka od odpowiedzialności. Wszystko destabilizuje. Przy nim to co wczoraj wydawało się być pewne, dziś staje się jak dmuchawiec. Kłamstwo przenika do mediów. A nam, czytelnikom, w morzu przepływu informacji trudno oddzielić ziarna od plew. Kłamstwo staje się narzędziem manipulacji, metodą zwalczania przeciwnika politycznego, walki z religią, nawet z całą cywilizacją, której zawsze religia, wierzenia są fundamentem, ono wspomaga proces tak dzisiaj modnego „przepisywania historii”. Do walki przeciwnik najpierw wkracza poprzez media, bo chce tą drogą zmienić świadomość grupy ludzi czy całego narodu. Przykład? Druga wojna światowa. Przecież tu trwa w mediach potężna manipulacja naszą świadomością, „przepisywanie historii”, czego następstwem staje się burzenie pomników żołnierzy Armii Czerwonej, bezczeszczenie ich mogił, zrównywanie komunizmu z faszyzmem. Wytarta została refleksja, że według hitlerowskiego planu Ost miał być zniszczony nie tylko Związek Radziecki, ale także Polska. Miało pozostać około 4,5 miliona zniewolonych Polaków. Zapomina się, że tylko na terenie Polski poległo około 600 tysięcy radzieckich żołnierzy, wyrwanych ze swoich miast i wsi, gdzie jeszcze pół wieku po wojnie dożywały wdowy po nich i rosły wcześnie osierocone dzieci. Żołnierzom, którzy walczyli z faszyzmem i mimo straszliwych doświadczeń mieli Boga w sercach, poświęciliśmy w poprzednim numerze Przeglądu kilka tekstów. I oto na jednej, mającej w nazwie słowo „Prawosławni”, grupie facebook pojawiły się wpisy, zarzucające nam oddawanie czci „największym mordercom Prawosławia”. Tylko nieliczni, jak prof. Andrzej Romanowski pochylają się nad tymi pomnikami i zastanowiają, jak można było je burzyć na ziemiach zachodnich i północnych, które dzięki Stalinowi weszły w skład powojennej Polski. „Przepisuje się” i historię powojenną – uprawia się kult „żołnierzy wyklętych”, a Polskę Rzeczpospolitą Ludową traktuje się jak czarną dziurę, zniewoloną przez obce „imperium zła”. Manipulowano też naszą świadomością w latach dziewięćdziesiątych i później, kiedy na Bałkanach otworzyła się puszka Pandory i gdy media za wszelkie zło obarczały wyłącznie Serbów, demonizowały ich, a na temat ich cierpień milczały. Na naszych oczach rozgrywa się dramat Ukrainy, jej ludzi, ginących w bratobójczych walkach i jej rozdzieranej Cerkwi. Media jakże często rozpalały konflikt, pracowały nad zmianą świadomości, brata przeciwko bratu nastawiały, używając cudzych argumentów i służąc cudzej geopolityce. I przeżywamy pandemię koronawirusa, otoczeni szczelnym płaszczem informacyjnego szumu na jej temat, odbierając sprzeczne informacje i prognozy. Nie wiemy, jakim ekspertom i autorytetom wierzyć. Stawiamy pytanie – chodzić do cerkwi czy nie, przyjmować Świętą Eucharystię czy nie. Ugrzęźliśmy w świecie manipulacji, kłamstwa i sensacji, powierzchownych diagnoz zjawisk i czarno-białego obrazu rzeczywistości. Tym głównie karmią nas media. A te, które pochylają się nad złożonością rzeczywistości, znikają z rynku albo ograniczają nakłady. Bo dziś najlepiej sprzedaje się zło i sensacja. Stąd już w tytułach pojawiają się zwroty typu: tragedia, nieoczekiwany zwrot, ofiary, najwyższy wskaźnik od początku XX wieku, upały, powodzie, czy sławny „koniec historii”, generujący wszelkie inne „końce”. le my, redagujący Przegląd Prawosławny, nie chcemy grzęznąć w takim świecie. Wiemy, że niezmąconym źródłem prawdy jest Słowo Boże. Że tylko w Bogu jest absolutna prawda i pozostaje On w centrum ludzkiego bytu. Od przyjmowania Słowa nasz umysł staje się jaśniejszy i czystszy. A taki łatwiej oddziela ziarno od plew, dobro od zła. Dlatego każde wydanie Przeglądu rozpoczynamy od Słowa Bożego i jego interpretacji, bo wiemy, że antropocentryczna cywilizacja, wypierająca Boga na peryferie, popełnia straszny błąd. Dlaczego? Bo człowiek jest zmienny – zmienia swoje upodobania, zwyczaje, przekonania, nawet system wartości moralnych. Człowiek bez Boga błądzi. I tylko Bóg jest niezmienny. Wskazujemy na siłę modlitwy, poprzez doświadczenia ludzi modlitwy – podwiżników, mnichów, świętych współczesnych i żyjących w minionych epokach. A ich doświadczenie mówi, że modlitwa może zmienić wszystko, nawet bieg historii. Bo jeśli nie modlimy się, to idziemy drogą ludzką, która nie wiadomo dokąd nas zaprowadzi. Nie mówimy o mroku, mówimy o świetle – to też nasza zasada. Wszak w Ewangelii Chrystus rzadko mówi o diable i strasznym sądzie a częściej o światłości. Dlatego pisząc teksty staramy się naśladować pszczołę, nie muchę. Pszczoła usiądzie tylko tam gdzie kwitnie, gdzie pachnie, jest pięknie – a nasze prawosławie, piękne i święte – jest jak kwitnąca łąka, po której możemy brodzić do woli. Mucha usiądzie tam, gdzie rozkłada się i cuchnie. Te rewiry omijamy, chyba że musimy w nie wejść podczas polemiki. Idziemy do ludzi – duchownych i świeckich, w kraju i za granicą. Ich słuchamy. Wzbogacamy się ich doświadczeniem. Piszemy o ich drogach, układając w ten sposób mozaikę współczesnego życia naszej cerkiewnej społeczności. Zanurzamy się w historię, oczywiście związaną z Cerkwią. Historia bowiem „podręcznikowa” opisuje wojny, konflikty, zmiany terytoriów, systemy rządzenia, władców, ale przemilcza rolę Kościołów w kształtowaniu dziejów. Wiemy, że bywa ona w niektórych epokach zasadniczą siłą, jak chociażby w czasie narzucania postanowień unii brzeskiej. Bez stworzonego wtedy „ręką ludzką” konfliktu nie pojmiemy zasadniczych przyczyn upadku I Rzeczypospolitej. Historię traktujemy jak nauczycielkę życia. Nie pozostajemy obojętni i na zło współczesnego świata, jeśli dotyka ono Cerkwi, tak jak ostatnio Cerkwi na Ukrainie, ale też w Czarnogórze, Macedonii, na Cyprze, cierpiącej po tureckiej inwazji na części wyspy. Przybliżamy piękno ludzkiego ducha, objawiającego się w poezji, muzyce, architekturze i wszelkich innych sztukach. I zwyczajnie informujemy o wszelkich wydarzeniach w naszym cerkiewnym życiu – budowach cerkwi, ich wyświęceniach, pielgrzymkach, konferencjach, dziełach miłosierdzia, edukacji, wychowaniu. Bo Cerkiew, tak jak ją widzimy na naszych łamach, daleko wykracza poza mury świątyni. Jeśli Słowo Boże zagości w naszych sercach, to wszystko, co wokół widzimy i z czym się stykamy, będzie naznaczone Bożą chwałą, czyli stanie się jak najbardziej tematem do Przeglądu Prawosławnego. Taka jest, że tak powiem, nasza linia. Możemy ją, Drodzy Czytelnicy, kształtować wspólnie. Przegląd przez te 35 lat istniał jako interakcja między Czytelnikami a zespołem redakcyjnym. I za tę współpracę serdecznie w czas jubileuszu dziękujemy.

Redakcja

Odpowiedz