Home > Artykuł > Cerkiew i czipowanie

Epidemia koronawirusa stała się wprost idealną pożywką dla rozbudzenia starych fobii i rozmaitych teorii spiskowych, w szczególności związanych z pieczęcią antychrysta. Mniej więcej przed 20 laty w krajach byłego Związku Radzieckiego, głównie w Rosji, zapanowała istna histeria. Tysiące ludzi protestowało przeciwko nowym dokumentom. Ludzie upatrywali pieczęci antychrysta w kodach kreskowych, w paszportach biometrycznych, rezygnowali z dokumentów, bali się wszczepienia im podskórnych czipów, wyjeżdżali na bezludzia Syberii, byle dalej od tych kodów, w których rzekomo kryje się liczba antychrysta „666”.

Obecnie pojawiła się teoria o płynnym czipie, który planuje się umieścić w szczepionce przeciw COVID-19. O ile rozmaite mikrourządzenia faktycznie istnieją, to zawsze są to przedmioty twarde, nigdy płyn. Według prawosławnego duchownego, o. Gieorgija Maksimowa, wcześniej czy później szczepionka przeciwko koronawirusowi zostanie wynaleziona i rozpowszechnianie fake newsów o podstępnym czipowaniu jest działaniem nie tylko nieodpowiedzialnym, ale wręcz przestępczym. Agitować przeciwko szczepieniom może ktoś, kto chce, aby ludzie chorowali i umierali.

Swego czasu starzec Paisjusz Atoski przestrzegał przed pieczęcią antychrysta, mając na uwadze używane już za jego życia karty elektroniczne. Oto w 13 rozdziale księgi Objawienia (Apokalipsy) rzeczywiście czytamy: I sprawia, aby wszystkim, małym i wielkim, i bogatym i biednym, i wolnym i niewolnikom dano znamię na ich prawej ręce albo na ich czole. I aby nikt nie mógł kupować albo sprzedawać, jesli nie ma znamienia z imieniem Bestii albo liczbą jej imienia. Tu jest mądrość. Kto ma rozum, niech zrozumie liczbę Bestii, jest bowiem liczbą człowieka, a liczba jego sześćset sześćdziesiąt sześć (Ap 13,16-18). Z tekstu wynika, że pieczęć antychrysta będzie umieszczona na prawej ręce albo czole. Oczywiście, niemożliwością jest umieścić płynny czip na ciele, natomiast gdy wstrzyknie się szczepionkę do żyły, nie będzie ona widoczna. Nierozpoznawalny znak nie ma sensu. Tymczasem tu chodzi o widoczny znak typu tatuaż. Jednak są ludzie, którzy wierzą w najbardziej absurdalne rzeczy.

Słowa Apokalipsy o widzialnym znaku na ręku albo czole mocno przemawiają do wyobraźni ludzi, ponieważ wiemy, że nawet nasze linie papilarne są naszym nieomylnym znakiem rozpoznawczym. Widzimy, jak często numer (np. pesel) zaczyna zastępować całą stertę informacji o nas. Starzec Paisjusz mówił o elektronicznych kartach, ale postęp nie zatrzymał się na nich. Obecnie niemal wszyscy, prócz dzieci i starców, nie rozstają się ze smartfonami, które są czymś więcej niż tym złowrogim czipem. Ten gadżet zastępuje telefon, komputer, aparat fotograficzny, dyktafon, autonawigację GPS oraz parę innych urządzeń. Za pomocą telefonu możliwe jest owo biblijne „kupowanie i sprzedawanie”, rozmowa, przekazywanie zdjęć oraz wszelkiej informacji z jednoczesnym oglądaniem siebie nawzajem. Ten wielofunkcyjny telefon uratował niejedno życie, przestrzegł przed niebezpieczeństwem, ale to mądre (jak wskazuje sama angielska nazwa) urządzenie jest dla ludzi mądrych. Jeżeli ktoś bezgranicznie ufa temu urządzeniu, pozostaje w błędzie. Nawet najbardziej zmyślne urządzenie nie zastąpi zwykłego rozumu i nie zwalnia od myślenia. Najnowszy smartfon jest bezużyteczny bez banalnego doładowania baterii, jak bezradny jest wobec braku benzyny nawet najdroższy, luksusowy samochód. Wszyscy jesteśmy wyczuleni na punkcie ochrony swej prywatności, ale w mediach społecznościowych dobrowolnie rozpowiadamy o sobie nawet w najdrobniejszych szczegółach. Korzystanie z internetu czyni jawnymi nasze najskrytsze upodobania i zainteresowania. Nie rozstając się ze smartfonem, mnóstwo ludzi nie zastanawia się, że godzą się na pełną inwigilację. Za sprawą telefonu odpowiednie służby mogą o nas dowiedzieć się dosłownie wszystkiego, włącznie z tym, gdzie jesteśmy i co mówimy. Po co więc straszyć ludzi tym czipem, który dopiero może być wszyty pod skórę, skoro już nosimy go w kieszeni?

(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w E-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)

o. Konstanty Bondaruk

Odpowiedz