Home > Artykuł > Amerykański hierarcha

Arcybiskup San Francisco Beniamin urodził się w 1954 roku jako Vincent Peterson w Kalifornii w mieście Pasadena, w pobliżu Los Angeles. W 1972 roku przyjął prawosławie. Dziesięć lat później ukończył studia teologiczne w seminarium św. Włodzimierza w Nowym Jorku. Pracował jako dyrygent w Detroit i Los Angeles, a także jako kierownik Wydziału Muzyki Liturgicznej Cerkwi Prawosławnej w Ameryce. Święcenia diakońskie przyjął w 1987 roku, natomiast kapłańskie w 1997 roku. Przez kilka lat służył na Alasce, gdzie pełnił funkcję dziekana seminarium św. Hermana z Alaski na wyspie Kodiak. W 2004 roku został wybrany na biskupa Berkeley, a w 2007 roku przyjął tytuł biskupa San Francisco. Kieruje diecezją Zachodu, w skład której wchodzi 58 parafii i pięć monasterów. W 2012 roku otrzymał godność arcybiskupa. W wywiadzie udzielonym portalowi pravoslavie.ru władyka Beniamin opowiedział o swojej drodze do prawosławia i sytuacji w diecezji.

– Pochodzę z nieprawosławnej rodziny. Mój dziadek służył w ewangelickim Kościele Szwecji, a jego głównym zadaniem było wspieranie protestantów, żyjących za „żelazną kurtyną”. Urodził się w Stanach Zjednoczonych, ale w okresie międzywojennym przeprowadził się do Rygi, aby wykonywać swoją posługę. Dziadek mówił po niemiecku, szwedzku i rosyjsku. Zacząłem się uczyć języka rosyjskiego w szkole, aby zrozumieć, o czym rozmawiają między sobą dziadkowie. Kiedyś moja klasa odwiedziła rosyjski sobór katedralny Najświętszej Bogarodzicy w Los Angeles. Pamiętam swoje nastoletnie wrażenia. Świątynia wydawała mi się jakimś dziwnym miejscem, nie było ławek, na ścianach wisiały obrazy (czyli ikony). Nie mogłem zrozumieć, cóż to jest. Rozmawiałem z duchownym, sięgnąłem po książki o prawosławiu. Potem zacząłem uczęszczać na Liturgie w języku cerkiewnosłowiańskim, niczego nie rozumiejąc. Nie wiedziałem, że w soborze była sprawowana Liturgia także po angielsku. Chodziłem do tej cerkwi mniej więcej rok, a później przyjąłem chrzest. To zaskakujące, że właśnie w tej świątyni służyłem kilka dziesięcioleci później, a teraz sobór znajduje się w mojej diecezji.

– Co skłoniło Ekscelencję do przyjęcia prawosławia?

– Byłem oszołomiony, kiedy po raz pierwszy uczestniczyłem w Liturgii. Wydawało się, że nie rozumiałem ani słowa po cerkiewnosłowiańsku, ale w pewien sposób odczuwałem, że to, co dzieje się wokół, nie dotyczy mnie, ale Boga, że Bóg tam przebywa. Później byłem pod wrażeniem ciągłości historycznej Cerkwi prawosławnej. Protestanci mają poważną przerwę czasową: najpierw wiek apostolski, potem „źli” rzymscy papieże, a na końcu pojawia się Marcin Luter. Ponad tysiąc lat umyka z historii chrześcijaństwa. W prawosławiu tego się nie obserwuje, gdyż nie ma zerwania z Cerkwią apostolską, a Liturgia obejmuje wiele różnych epok.

– Dlaczego władyka aż przez dziesięć lat pełnił posługę diakońską, która dla większości duchowieństwa jest etapem na drodze do przyjęcia święceń kapłańskich?

– Przez dziesięć lat byłem diakonem, gdyż taka była wola mojego poprzednika, biskupa San Francisco Tichona (Fitzgeralda), któremu pomagałem w kierowaniu diecezją. Później poproszono mnie, abym został kapłanem, więc się zgodziłem. Jako duchowny zajmowałem się przede wszystkim pracą duszpasterską, sprawowaniem sakramentów. Teraz jako biskup mam inne obowiązki, związane z administracją w diecezji, wizytami w parafiach. Dwie trzecie czasu spędzam podróżując po mojej rozległej diecezji. Samolotami przemierzam każdego roku ponad 160 tysięcy kilometrów.

– Jaka jest specyfika biskupiej posługi w Ameryce?

– W Stanach Zjednoczonych nie ma dużego dystansu pomiędzy biskupem a kapłanami i wiernymi. Hierarchowie są blisko ludzi. Pamiętam, jak pielgrzymi, którzy przybyli na Alaskę, byli zaskoczeni, że z nimi rozmawiałem. Okazało się, że nigdy wcześniej nie mieli możliwości rozmowy z biskupem. Byli zdziwieni, że sam prowadzę samochód, a czasem podwożę również diakona. Myślę, że wynika to z różnic kulturowych między poszczególnymi krajami.

– W jaki sposób można scharakteryzować relacje między Cerkwią a państwem?

– W USA prawie nie istnieje współpraca między Cerkwią a państwem, gdyż zbytnia wzajemna bliskość takich struktur nie jest korzystna. Prezydent Trump nie jest zainteresowany tym co robię i myślę, że to nie jest złe. Nadmierne relacje z Cerkwią tylko komplikowałyby jej pozycję. Z jednej strony nie mamy wpływu na rząd, ale z drugiej także rząd nie ma wpływu na nas. Ogólnie rzecz biorąc, obecnie w USA wpływ wyznań chrześcijańskich na politykę państwa jest coraz mniejszy. Jezus Chrystus powiedział, że Królestwo moje nie jest z tego świata (J 18,36). To dobrze, gdy chrześcijanie pamiętają, że na tym świecie są jedynie gośćmi i pielgrzymami (Hbr 11,13). Jeśli o tym zapominamy, pojawiają się problemy. Cerkiew prawosławna w Ameryce jest mało znana większości mieszkańców kraju. Nie znajdujemy się w sferze zainteresowań władz czy też przedstawicieli organizacji społecznych. Nie znaczymy wiele, nie mamy dużego wpływu na rząd.

– Zatem głos Cerkwi w rożnych kwestiach nie jest zbyt słyszalny?

– Ma to odzwierciedlenie w odniesieniu do sytuacji mającej miejsce na Ukrainie. Znam osobiście metropolitę Onufrego i wiem, że jest godnym arcypasterzem, jednym z niewielu hierarchów naszych czasów, który nie dystansuje się od wiernych. Jestem także świadomy zaangażowania naszego kraju w ukraińskie wydarzenia cerkiewne. Jednak w żaden sposób nie możemy zareagować, gdyż nie mamy prawie żadnego wpływu na poczynania Waszyngtonu. Działania USA miały na celu osłabienie stabilności Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej na Ukrainie. Jest nam przykro, że w latach 2016-2019, gdy ambasadorem Stanów Zjednoczonych w Kijowie była Marie Jovanović, parafianka naszej cerkwi w Nowym Jorku, Waszyngton tak aktywnie wspierał autokefalię na Ukrainie.

– Z jakimi trudnościami muszą się mierzyć prawosławni w USA?

– Naszym głównym problemem w Ameryce jest różnorodność jurysdykcyjna, która osłabia wspólny głos prawosławnych. Kwestia ukraińska jeszcze bardziej nas podzieliła, ponieważ część episkopatu przestała uczestniczyć w zgromadzeniu kanonicznych prawosławnych biskupów Ameryki Północnej i Centralnej. Niestety nie wiem, czy można teraz rozwiązać problem ukraiński. Być może za trzysta lat wszystko jakoś się uporządkuje.

(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w E-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)

tłum. Andrzej Charyło, fot. pravoslavie.ru

Odpowiedz