Home > Artykuł > Wspomnienie ucznia

26 maja zmarł profesor Wacław Hryniewicz, rzymskokatolicki duchowny, zakonnik, członek Zgromadzenia Oblatów Maryi Niepokalanej (OMI), przyjaciel chrześcijańskiego Wschodu, przede wszystkim ruskiego prawosławia, którego myśl i nauczanie przyswajał katolikom. Całe życie naukowe związał z Katolickim Uniwersytetem Lubelskim, gdzie kierował Katedrą Teologii Prawosławnej. W swoich wykładach i książkach głosił nadzieję powszechnego zbawienia, przekonanie, że moc Boża nie zatrzyma się u bram piekieł i kiedyś stanie się ono puste, przekonanie kontrowersyjne dla teologów ze Wschodu i Zachodu. Fundacja im. Księcia Konstantego Ostrogskiego w 1994 roku uhonorowała go swoją nagrodą za prace teologiczne i działania ekumeniczne.

W niedzielę przed poranną Liturgią dostałem smutną wiadomość od kolegi Tomka Ożoga, z którym studiowaliśmy na KUL-u. Ks. prof. Wacław Hryniewicz odszedł do domu Ojca!

Myśl moja wraca do początków. Ks. Hryniewicz był niemal legendą KUL-u. Miałem szczęście podczas studiów słuchać trzech wybitnych polskich teologów katolickich – księdza profesora, ks. Alfonsa Nossola oraz o. Celestyna Napiórkowskiego. Mogę z całą pewnością powiedzieć, ks. Hryniewicz był największym z polskich teologów Kościoła rzymskokatolickiego, co nie ulega watpliwości. Uczył mnie teologicznego myślenia.

Wcześniej zaś on sam z inspiracji ks. prof. Wincentego Granata został wysłany na Zachód (Francja, Stany Zjednoczone) celem zapoznania się z myślą teologiczną Kościoła prawosławnego w ośrodkach takich jak Instytut św. Sergiusza w Paryżu oraz Seminarium św. Włodzimierza w Nowym Jorku. Referował nam później dorobek myślicieli prawosławnych, takich jak o. Aleksander Schmemann czy o. Jerzy Florowski.

Właśnie w USA miał okazję spotkać dawnego wykładowcę na Studium Teologii Prawosławnej przy Uniwersytecie Warszawskim, założonym przez metropolitę Dionizego, prof. Mikołaja Arseniewa. Było to jakby nawiązanie łączności między dawnymi a nowymi laty.

Sam ks. Wacław w swoich badaniach naukowych skoncentrował się na tym, co w całym chrześcijaństwie jest najbardziej znaczące, stanowi jego fundament i zasadniczą treść, czyli na Misterium Paschalnym. Owocem tych badań była trylogia rozpoczęta tomem „Chrystus nasza Pascha”.

Po wnikliwym zapoznaniu się z książką metropolita Sawa określił ją jako dzieło „czysto prawosławne” w swojej treści. Paradoksalnie, właśnie dzięki ekumenicznemu otwarciu w Kościele miałem okazję poznawać na katolickiej uczelni nie tylko doktrynę Kościoła rzymskiego, ale także i teologię prawosławną. Ze strony mojego mistrza nie była to refleksja bezkrytyczna, lecz nacechowana więcej niż życzliwością i umiłowaniem tego co wnosił chrześcijański Wschód.

Jego życiowym celem była realizacja pojednania Kościoła rzymskiego i prawosławnego. Często podkreślał, że uniatyzm temu celowi na pewno nie służy! Dlatego w zdecydowanej kontrze do wielu innych miłośników Wschodu nigdy nie myślał o birytualizmie.

Za to bardzo cenił sobie inicjatywy ekumeniczne, zapowiadane przez grekokatolików z Bliskiego Wschodu, czyli melchitów, którzy śmiało deklarowali nawet chęć ustąpienia swoich biskupów ze stanowisk kościelnych na rzecz hierachów prawosławnych. Niestety, w praktyce skończyło się to na deklaracjach.

Brał udział w dialogu teologicznym między Kościołami rzymskokatolickim a prawosławnym. Był człowiekiem dialogu, a to oznacza, że starał się zrozumieć punkt widzenia drugiej strony i doceniał jej wrażliwość. Być może poszedł w tym kierunku zbyt daleko? Do tego stopnia, że kiedyś spotkał się z cierpką uwagą jakiegoś kardynała: – Niech się ksiądz zdecyduje, po której stronie się opowiada? Po naszej, czy po ich? Bo jak na razie to ksiądz przez cały czas kopie piłkę do naszej bramki!!!

Udział profesora w oficjalnym dialogu teologicznym skończył się wycofaniem go z komisji. No coment. Ksiądz profesor był wyznawcą doktryny niepodzielonego Kościoła pierwszego tysiąclecia. Zwolennikiem teorii konsyliaryzmu, wyższości soborów powszechnych nad stanowiskiem papieży.

W sposób zdecydowany odrzucał dogmat papieskiej nieomylności. Kiedy w pierwszej połowie lat siedemdziesiątych studiowałem na KUL-u, mogłem z całą stanowczością zaświadczyć – poglądy teologiczne ks. Hryniewicza były zdecydowanie prawosławne.

Przekonać się o tym można, czytając publikacje z tego okresu, chociażby artykuł w Encyklopedii Katolickiej, poświęcony patriarsze Focjuszowi. Jest to właściwie jego apologia i przeciwstawienie się zdecydowane jego czarnej legendzie na Zachodzie. Można powiedzieć, że ksiądz profesor był prawosławny w sercu. Mówił też i pisał o paradoksach chrześcijańskiej tożsamości – czuł się bardziej swój wśród obcych konfesyjnie.

Fala krytyki, jaka wzmogła się pod koniec jego życia, towarzyszyła mu zawsze. Byli liczni na uczelni, którzy tylko czekali na pochwycenie naszego profesora na teologicznej nieprawomyślności i zapewne donosili też o tym do Rzymu. Dr Tomasz Terlikowski jako jego krytyk nie był pierwszy.

(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w E-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)

Tadeusz Wyszomirski

Odpowiedz