Home > Artykuł > Bronię cerkiewnosłowiańskiego

Bronię cerkiewnosłowiańskiego

Z metropolitą berlińskim i niemieckim MARKIEM rozmawia dyrektor radia „Radoneż” Eugeniusz Nikiforow

– Eminencjo, w patriarchacie moskiewskim prowadzona jest dyskusja o możliwości sprawowania nabożeństw w języku rosyjskim. Jedni wierni mówią „tak”, inni „stanowczo nie”. Co Metropolita, jako hierarcha Cerkwi zagranicznej, sądzi o tej kwestii?

– Nie mogę dobrze ocenić tej sytuacji, gdyż nie mieszkam w Rosji. W Niemczech uwarunkowania są odmienne. Mając możliwość wyboru między rosyjskim jako językiem liturgicznym a cerkiewnosłowiańskim, w stu procentach popieram cerkiewnosłowiański. Uważam, że każdy przeciętnie wykształcony Rosjanin może oswoić się z tym językiem i nauczyć się kilku podstawowych pojęć, aby móc świadomie uczestniczyć w nabożeństwach. Zaznajomienie się z nimi nie sprawia większego trudu. Mamy w tej kwestii doświadczenie. Prawosławne dzieci w Niemczech w większości nie mówią dobrze po rosyjsku i prawdopodobnie za kilka lat nie będą w ogóle nim się posługiwać. Tym niemniej uczymy je cerkiewnosłowiańskiego na lekcjach religii. Czytamy fragmenty z Ewangelii, wyznaczone na kolejne dni. Widzimy, że dzieci nie odczuwają z tego powodu żadnego dyskomfortu czy niepokoju. Boją się jedynie postsowieccy dorośli, którzy nie znają źródeł własnego języka. Często im powtarzam, że nie będą w stanie przeczytać ani Dostojewskiego, ani w ogóle literatury z XIX wieku, jeżeli nie posiądą wiedzy z zakresu podstaw cerkiewnosłowiańskiego. Bez tej znajomości prawdziwy język rosyjski może wkrótce zmienić się w ubogi proletariacki slang. Dlatego uważam, że Cerkiew powinna bronić języka cerkiewnosłowiańskiego, gdyż jest nasycony duchem modlitwy i do tego został stworzony.

– W jaki sposób praktykowane jest to w parafialnym życiu liturgicznym w Niemczech?

– Każdy kapłan powinien starać się donieść słowa Ewangelii i Listów Apostolskich, w szczególności ich trudne fragmenty, w taki sposób, aby ludzie je zrozumieli. W tym celu wymagany jest przede wszystkim konkretny duchowy wysiłek. W czasie Liturgii kazanie wygłasza się zazwyczaj w oparciu o słowa Ewangelii lub Listów Apostolskich. Niektórzy duchowni przez rok mówią homilie na podstawie Ewangelii, natomiast przez kolejny rok w oparciu o treść Listów Apostolskich. W ten sposób dużo można ludziom przekazać. W naszej diecezji wielu kapłanów objaśnia sens poszczególnych czynności. Na przykład w połowie chrztu tłumaczą znaczenie tego, co się już dokonało i co jeszcze będzie miało miejsce. Podobnie można postępować podczas wszystkich sakramentów. Oczywiście kapłanom łatwiej jest jedynie przeczytać rutynowo wszystkie teksty według porządku, lecz w takiej sytuacji ludzie nie zrozumieją sensu wznoszonych modlitw. Od tysiąca lat nabożeństwa sprawowane są w języku cerkiewnosłowiańskim. Kiedy patriarcha Tichon planował wprowadzić rosyjski, zaatakowały go na rynku kobiety, które krzyczały, że nie chcą słyszeć w cerkwi języka używanego przez nie podczas kłótni i sporów. Trudno jest wytyczyć granicę między językiem mówionym a sakralnym. Nawet tłumaczenia na rosyjski, dokonane na początku minionego wieku, nie są już wierne, ponieważ zmienia się język. Ten proces dotyczy każdego języka.

– Jednak wierni diecezji berlińskiej i niemieckiej posługują się na co dzień językiem niemieckim.

– Z tego względu podczas każdego nabożeństwa czytany jest fragment z Ewangelii i Listów Apostolskich w dwóch językach. Osoby, które słabo rozumieją cerkiewnosłowiański, mogą usłyszeć teksty po niemiecku. Z czasem zaczynają więcej rozumieć i poszerzają swoje horyzonty, za co są wdzięczni. W cerkwiach także niektóre ektenie wygłasza się w lokalnym języku, a kazania są tłumaczone, dzięki czemu mamy dostęp do szerokiego kręgu ludzi.

– Obecnie jesteśmy świadkami realnego naruszenia jedności w światowym prawosławiu. Decyzje patriarchatu konstantynopolitańskiego i greckiej Cerkwi dla wielu były zaskoczeniem. W jaki sposób należy odnosić się do zachodzących procesów?

– Niestety, nie jest to nowe zjawisko. Grecy zawsze byli skłonni do podkreślania wyjątkowości swojej nacji. Można to zauważyć już w epoce wczesnego chrześcijaństwa, później ta tendencja osłabła w związku z tureckimi prześladowaniami. Następnie pod amerykańskim wpływem ponownie się pojawiła. Obecnie nie widzę rozwiązania narastających problemów i obawiam się, że może być to gorsze niż schizma z 1054 roku. Na razie niektóre Cerkwie lokalne sprzeciwiają się poczynaniom Greków. Niebezpieczeństwo dla prawosławia jest ogromne i dlatego powinniśmy trzymać się właściwej drogi i nie ulegać wpływom Konstantynopola, który kiedyś był stolicą cesarstwa, ale od wielu wieków już nią nie jest. Prawosławnych w Turcji jest niewiele i to jest smutne. Oczywiście współczujemy Grekom, którzy zostali wypędzeni. Jednak to nie daje im prawa do kierowania innymi lokalnymi Cerkwiami i podważania podstaw ogólnoprawosławnej jedności. To jest przerażające.

– Dla prawosławnych ludzi na całym świecie Święta Góra Atos to ważne miejsce, niekiedy porównywane do kamertonu wiary. Szczerze mówiąc, uczyniliśmy z niego coś w rodzaju idealnego prawosławnego królestwa. Czym jest obecnie Atos?

– Grecy także tam wywierają presję na monastery, które nie są w stanie temu się przeciwstawić. Około pięćdziesięciu lat temu mnisi przestali wspominać patriarchę konstantynopolitańskiego. Jednak to w żaden sposób nie pomogło i w większości ponownie zgodzili się wspominać jego imię na nabożeństwach. Jedną z przykrych sytuacji było wygnanie rosyjskich mnichów z rosyjskiego skitu św. Eliasza przy udziale policji.

– Jak to się stało?

– Było to w maju 1992 roku. Mnisi w skicie św. Eliasza nie wspominali patriarchy konstantynopolitańskiego. Wszyscy o tym wiedzieli, ale nikt o tym specjalnie nie mówił. Niestety jeden z ihumenów, niezbyt rozsądny, zaczął głośno rozpowiadać o tym na całym Atosie. W konsekwencji do skitu przybyli Grecy, którzy wypędzili rosyjskich mnichów i nie pozwolili im już tam wrócić. Wkrótce osiedlili się tam greccy bracia, którzy wszystko zmienili. Był to wielki cios dla rosyjskiego monastycyzmu na Świętej Górze Atos, ponieważ był to skit z wielką tradycją, związaną ze św. Paisjuszem Wieliczkowskim. To ogromna duchowa strata.

– Jego główna świątynia to jedna z największych budowli na Atosie, bardzo piękna, zbudowana z funduszy rosyjskich. Monaster, pomimo że nazywa się skit, pod względem wielkości można porównać do ławry. Jednak nadal jest tam niewielu Greków.

– Bardzo mało. To pokazuje, co się stanie z tymi, którzy będą się sprzeciwiać. Niestety, obecnie cały Atos znajduje się pod greckim kierownictwem. Chwała Bogu, że monastery istnieją i wznoszona jest w nich modlitwa.

– Czy istnieje duża różnica między życiem duchowym na Atosie i w monasterach w Rosji? Przecież Atos jest uważany za wzór życia modlitewnego?

– Myślę, że w Rosji także są miejsca, w których istnieje bogate życie duchowe. Tak jak na Atosie są szczególne, wspaniałe zakątki, tak też w Rosji. Niestety, w wielu miejscach przekazywanie duchowej tradycji zostało przerwane. Można to zaobserwować również na Atosie, czego przykładem jest rosyjski monaster św. Pantelejmona, gdzie nastąpiła pewna zmiana w odniesieniu do tego, co działo się tam w latach 60. XX wieku, kiedy tam byłem. Nowi mnisi z Rosji przybyli bez duchowego doświadczenia, bez poczucia, czym jest niesowiecka tradycja monastyczna. Chwała Bogu, wielu młodych mnichów, zarówno w Rosji jak i na Atosie, stara się znaleźć duchowe korzenie, aby się czegoś nauczyć. Na Atosie byłem trzy lata temu, pierwszy raz od 23 lat, gdyż wcześniej patriarcha konstantynopolitański Bartłomiej mnie tam nie wpuszczał. W pewnym momencie zniósł zakaz, jednak dziś sytuacja znów jest złożona. Młodzi mnisi w monasterze św. Pantelejmona pytali mnie, co się zmieniło przez te dziesięciolecia. Wskazałem im wiele rzeczy, które uległy zmianie i wywołują we mnie smutek. Jednak to nie oznacza, że nie ma tam życia duchowego. Ono jest prowadzone innymi, nowymi ścieżkami. Niech Bóg pomoże, aby w Rosji i na Atosie odnaleziono prawidłowe ścieżki i właściwe źródła, z których można czerpać „żywą wodę”.

– Jak wygląda sytuacja w greckich monasterach na Atosie?

– Tam tradycja przekazywania duchowego doświadczenia była w znaczącym stopniu kontynuowana. Chociaż też nie wszędzie. Są monastery, które całkowicie opustoszały, zanim przyszli nowi bracia. W latach 70. ubiegłego wieku przybyli tam mnisi z Meteorów, którzy dali nowe, dobre impulsy. Chwała Bogu. Zawsze jestem radosny, gdy widzę tych ojców.

– Gdzie szukać spowiedników z duchowym doświadczeniem? Dziś ludzie pragną dobrego przykładu, lecz kapłani swoją postawą nie zawsze reprezentują wysoki poziom życia duchowego.

– Tam gdzie jest pokora, która jest podstawą wszystkiego. Obecnie można znaleźć wielu wspaniałych spowiedników, godnych naśladowania.

(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w E-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)

METROPOLITA MAREK (ARNDT), ordynariusz diecezji berlińskiej i niemieckiej, pierwszy zastępca przewodniczącego Soboru Biskupów Ruskiej Cerkwi Prawosławnej za Granicą. Rodowity Niemiec, urodzony w 1941 roku w Chemnitz w Saksonii w rodzinie protestanckiej, w wieku 23 lat przyjął prawosławie. Studiował na wydziale historyczno-filologicznym uniwersytetu we Frankfurcie nad Menem, a następnie w Heidelbergu. Uzyskał stopień naukowy doktora slawistyki. Był wykładowcą języka cerkiewnosłowiańskiego i literatury staroruskiej na uniwersytecie w Erlangen w Bawarii. Ukończył studia teologiczne na uniwersytecie w Belgradzie, podczas których stał się duchowym uczniem archimandryty i późniejszego świętego Justyna (Popovicia). W 1980 roku w Nowym Jorku miała miejsce jego chirotonia na biskupa Monachium i południowych Niemiec. Po dwóch latach został ordynariuszem diecezji berlińskiej i niemieckiej. Od 1997 roku odpowiada za misję Ruskiej Cerkwi Prawosławnej za Granicą w Jerozolimie. Przewodniczył komisji, która prowadziła rozmowy z patriarchatem moskiewskim w sprawie zjednoczenia obydwu struktur, uwieńczone aktem o kanonicznej jedności, podpisanym 17 maja 2007 roku przez patriarchę Aleksego II i metropolitę Ławra. W 2019 roku otrzymał godność metropolity.

tłum. Andrzej Charyło

fot. www.pravlife.com

Odpowiedz