Home > Artykuł > No to się porobiło

Nie, nie będzie o wirusie, bo wszyscy mamy go już po dziurki w nosie. I nie będę się też zastanawiał, jaki ma on wpływ na to, o czym chcę napisać, bo jakiś ma na pewno.

A porobiło się przedziwnie we współczesnym prawosławiu, na co bezdyskusyjnie ogromny wpływ ma lansowana na naszych oczach międzynarodowa polityka. Polityka mocno konfrontacyjna i zmierzająca w kierunku stworzenia zupełnie nowego „ładu”. Ładu, co widać gołym okiem, w którym nie tylko dla prawosławia i w ogóle chrześcijaństwa, ale nawet dla religii jako takiej miejsca już raczej się nie przewiduje.

Wielokrotnie opisywaliśmy w Przeglądzie, i robimy tak nadal, bardzo trudną sytuację Cerkwi w Europie. To co się działo w Kosowie czy na Ukrainie zdążyło nam już nawet spowszednieć i zobojętnieć. Bardzo niedobrze, bo przecież TO trwa nadal, cały czas przynosząc tragiczne żniwa. Kilka miesięcy temu uwaga przesunęła się ciut dalej, do Czarnogóry, którą struktury zachodnio-laickie, wsparte potężnym kapitałem arabskich pól naftowych oraz waszyngtońską polityką, próbują oderwać zupełnie już jawnie i bez większej krępacji nie tylko od znienawidzonej Serbii, ale i nawet od wiary. A świat jak milczał, gdy bomby spadały na Belgrad, tak milczy i dziś, albo wręcz popiera „suwerenne” władze Podgoricy.

Bo cóż obchodzi świat to maleńkie państewko? Czyż mało pięknych plaż w Europie? A Cerkiew jako instytucja czyż nie powinna być podporządkowana rządowi? A że niekanonicznie? Przecież o tym świat nie ma pojęcia i mieć nie chce, bo religia nic go już nie obchodzi. Będą mieć więc Czarnogórcy i Serbowie kłopot nadal, tym bardziej że macedoński raskoł puka do drzwi cerkiewnych coraz głośniej. Scenariusz, który przygotowało Skopje, jest bliźniaczo podobny do tego, jaki na naszych oczach serwuje Podgorica, a wcześniej Kijów. Kogóż to obchodzi?

Tak jak nie obchodzi nikogo to, co dzieje się dziś na Kaukazie, a konkretnie na granicy Armenii i Azerbejdżanu. Bo azerskie ataki w prowincji Tawusz to już nie sprawa Karabachu, a próba wtargnięcia po prostu do Armenii. Sława Bogu, Ormianie jak zwykle radzą sobie bez problemów, młócąc najeźdźcę tak skutecznie, że zasmucone społeczeństwo postanowiło zareagować antyrządowymi protestami w Baku. Ale czy świat to obchodzi? Co najwyżej dziennikarzy, którzy mogą zamieszczać gorące newsy z protestów lub bójek azersko- -ormiańskich w Moskwie, a nawet na Zachodzie.

A to błąd, gdyż aktywność wojskowa Azerów związana jest bezpośrednio z poczynaniami Turcji, która postanowiła zdecydowanie zradykalizować swoje działania (czyżby już przestali wierzyć w członkostwo w UE?), czego koronnym dowodem jest oddanie muzułmanom Hagii Sophii. Bo obecna polityka Turcji, już od lat w wymiarze wewnętrznym, a ostatnio coraz częściej i zagranicznym, oparta jest na potężnej sile islamu, kosztem innych wyznań. Popierała więc i popiera Turcja od zawsze Azerów, którzy jeszcze w XIX stuleciu sami nazywali siebie Turkami, a pod obecną nazwą znani są mniej więcej od stu lat. Nie jest to więc bynajmniej konflikt lokalny, a co najmniej regionalny, bo oprócz Turcji silnie zbroi Azerów również Izrael. Proszę więc sobie wyobrazić, co stać się może, gdy w pewnym momencie nie wytrzyma sąsiedni Iran. Momentalnie zareaguje wtedy Waszyngton, na co odpowie Moskwa i… No, porobiło się, prawda?

Warto, byśmy analizując te sprawy nie tracili z pola widzenia kwestii religii. Ponieważ walka z nią stanowi jedną z głównych przyczyn dziejących się na naszych oczach wydarzeń. I liczenie na jakąkolwiek pomoc zlaicyzowanego Zachodu to czysta naiwność. A prawosławny Wschód? Też kiepsko. Skłócony, podzielony i wewnętrznie radzący sobie nie najlepiej – widzimy przecież gołym okiem jak to wygląda.

A na horyzoncie czeka przecież jeszcze jedna plaga, która już się zaczęła, choć mało kto na razie zauważył, że jest plagą najprawdziwszą. To zdalne nauczanie. Bo człowiek to nie robot, a tak zwana istota społeczna, która do życia wspólnotowego została stworzona. Ci z nas, którzy mają dzieci lub wnuki w szkole, widzą to doskonale. Reszcie proponuję porozmawiać ze studentami. Ale to dopiero początek, bo przecież im społeczeństwo głupsze, tym łatwiej nim rządzić.

Za przykład tego typu działań niech posłuży nam Rosja, a w zasadzie przygotowywana w niej strategia oświatowa „Wykształcenie 2030”. Zakłada ona bowiem likwidację w ciągu kilku najbliższych lat funkcji nauczyciela jako takiego, sprowadzając go wyłącznie do roli kierownika zdalnego nauczania. Mają zniknąć też egzaminy. Ale to jeszcze nic, gdyż do roku 2035 planuje owa strategia likwidację uczelni wyższych, podręczników, książek oraz tekstów zwartych jako podstawy zdobywania wiedzy. Futurologia? Nie – rzeczywistość.

(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w E-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)

Paweł Krysa

Odpowiedz