Home > Artykuł > Jak pielgrzymowaliśmy

Jak pielgrzymowaliśmy

Pielgrzymowanie na Świętą Górę Grabarkę w tym roku wyglądało inaczej niż dotychczas. Władze, ze względu na epidemię koronawirusa, narzuciły organizatorom kilkadziesiąt, nieraz drobiazgowych, ograniczeń. Grupy przede wszystkim musiały być mniejsze, do 150 osób, nie mogły korzystać z gościnności mieszkańców miejscowości, przez które przechodziły, nocować u nich ani też w szkołach czy świetlicach, wspólnie jeść przygotowanych dla nich posiłków. Mimo to na drogach pojawiło się wiele pielgrzymich grup.

Ważne, że pielgrzymka w ogóle się odbyła, można nawet mówić o sukcesie – dzielił się doświadczeniem o. Włodzimierz Misijuk. – Ostatnimi laty z Białegostoku wychodziło ponad dwustu pielgrzymów, w tym od początku było nas nieco mniej niż dopuszczalne maksimum, a mimo to po drodze nie mogli dołączać do nas kolejni pielgrzymi, choć zainteresowanie było bardzo duże. Mniejsza grupa pielgrzymów ma swoje zalety. Nie chodzi tu jedynie o kwestie organizacyjne – względy bezpieczeństwa, wyżywienie, noclegi, transport bagażu, itp. W mniejszej grupie wyraźniej odczuwalna jest „pielgrzymkowa atmosfera”. Po drodze łatwiej się modlić, nawiązywać bliższe znajomości. Co prawda parafianie w tym roku nie mogli przyjmować pielgrzymów na noclegi, ale po drodze pojawiło się kilka namiotów. Rodziny, bliscy przyjaciele i znajomi pielgrzymów oferowali transport i zakwaterowanie w bliższych i dalszych miejscowościach, co sprawiło, że pielgrzymka miała „hybrydowy” charakter – była piesza i zmotoryzowana. Była też jubileuszowa. Pielgrzymował z nami Sławek Nazaruk – były przewodniczący Bractwa Młodzieży Prawosławnej i współorganizator pierwszych pielgrzymek – pokazywał nam archiwalne zdjęcia z lat 80. tym roku na Świętą Górę Grabarkę po raz 28 wyruszyli pielgrzymi z monasteru w Jabłecznej. Pięć dni szło około stu osób, choć chętnych było więcej. Wymogi bezpieczeństwa kazały nam jednak zamknąć listę i grupę podzielić. Dominowała w niej młodzież, co nas bardzo cieszy – wspomina o. Marcin Gościk, opiekun duchowy Bractwa Młodzieży Prawosławnej diecezji lubelsko-chełmskiej. – Przygotowanie do pielgrzymki i samo pielgrzymowanie było w tym roku o wiele trudniejsze i kosztowniejsze niż zwykle. Już w czerwcu zabiegaliśmy o pozwolenia na połomniczestwo ze sztabu zarządzania kryzysowego przy urzędzie wojewódzkim. Należało zdobyć wiele innych pozwoleń. Nie mogliśmy, na przykład, nocować w szkołach. Obowiązywało jedno pomieszczenie dla jednej osoby, chyba że szła rodzina. Znalezienie około stu miejsc noclegowych na tyle nocy okazało się bardzo trudne. Nie mogliśmy też korzystać ze śniadań czy kolacji, przygotowywanych niegdyś w mijanych wsiach i miasteczkach. Otrzymywaliśmy sterylnie zapakowany prowiant, każdy osobiście, dostarczany przez firmę kateringową. Dodatkowe wymagania zawarte były aż w trzydziestu punktach. Nasze pielgrzymowanie to modlitwa – codziennie służona Liturgia, akatysty, spowiedź, ale także misja. Idziemy przez trzy województwa, zamieszkałe niemal wyłącznie przez katolików, nieraz mających gdzieś głęboko ukryte prawosławne korzenie. I nie wiemy, jak w sercach niektórych odbija się nasze Hospodi pomiłyj czy Sława Bohu za wsio…, śpiewane przez pielgrzymów, albo Liturgie służone w katolickich kaplicach, nam życzliwie udostępnianych, niegdyś unickich, czy widok trzyipółmetrowego krzyża, niesionego na zmianę przez młodych mężczyzn, ale i kobiety, i tych, co ledwie z dzieciństwa wyrośli. Takie połomniczestwo, w trudnych jak w tym roku warunkach, chyba nas wzmocniło. Na Świętą Górę wchodziliśmy z wielką w duszy radością, jakbyśmy byli przemienieni przez trud i modlitwę.

(nk) (ar) (ota)

fot. Natalia Klimuk, Anna Radziukiewicz

Odpowiedz