W wieku 93 lat zmarła 23 sierpnia tego roku w Warszawie Maria Janion – profesor nauk humanistycznych, wybitny historyk literatury i idei, krytyk literacki, autorka ponad dwudziestu książek. Urodziła się 24 grudnia 1926 roku w Mońkach.
Warszawskie mieszkanie Marii Janion było tak samo niesamowite jak i jej Słowiańszczyzna, zarysowana w książce „Niesamowita Słowiańszczyzna” z 2006 roku. Przypominało lej. Ściany, oblepione regałami, nie mieściły tysięcy książek. One brały we władanie sofę, krzesła, całą przestrzeń. Spływały lejowato w stronę centralnie ustawionego okrągłego stołu, z dwoma zdaje się tylko krzesłami. Jedno z nich wskazała mi pani profesor. Szłam w obawie, by nie strącić któregoś ze stosów książek. Byłam wtedy studentką, paraliżowaną może nie tyle tremą, ile atencją wobec jej niesamowitej myśli – jasnej, precyzyjnej, odkrywczej, wolnej od presji politycznej doktryny, wszelkiej doktryny. Książki i wypowiedzi profesor Janion były dla mnie wtedy jak źródło czystej wody. Zatapiałam się w nich. Może dlatego obronę pracy magisterskiej odebrałam jako przyjemność. Profesor Janion sprawdzała, w towarzystwie czwórki innych profesorów, moje myślenie, nie pamięć. Na jedno pytanie, ponawiane, nie umiałam odpowiedzieć przez trzy lata – czy chcę stać się badaczką literatury? Nie stałam się.
Czy mogłam wtedy przypuszczać, że tygodnik Polityka uzna kilkadziesiąt lat później Marię Janion za najwybitniejszą polską humanistkę XX wieku?
Była badaczką idei, wybitną znawczynią literatury romantycznej. Dla niej literatura to nie rozrywka, to nie książka czytana do poduszki. To nośnik idei, kształtującej całe narody, jakże często zagrzewającej do czynu, zbrojnego, prowadzącej na barykady rewolucji i powstań. To nauczycielka życia, nie zawsze odpowiedzialna, mądra i rozsądna.
Jej myśl, pole badawcze, ewaluowały, czy raczej poszerzały się – od romantyzmu, do kultury współczesnej, widzianej przez pryzmat idei romantycznej, po całą Słowiańszczyznę.
Widziała wyjątkowość polskiego romantyzmu. W jej wykładach i książkach brzmiała teza: Romantyzm określił model duchowej kultury polskiej. Naród miał uwierzyć w pierwszeństwo i przewodnictwo literatury, panowanie idei nad rzeczywistością, literatury nad życiem. Królestwo idei stanowiło centrum kultury romantycznej. Jednym słowem romantyzm to prąd, który życiu każe naśladować literaturę.
Ale to właśnie polski romantyzm zdobył, według badaczki, tak absolutne władztwo nad duszami, jakie rzadko kiedykolwiek i gdziekolwiek literatura w ogóle zdobyć mogła. Poeta-wieszcz został podniesiony do rangi kapłana. I powstała swoista religijność romantyczna. Miała charakter synkretyczny. Łączyła religie azjatyckiego Wschodu, mity antyczne, sięgała do kultów pogańskich, interesowała się mitologiami germańskimi, celtyckimi, skandynawskimi i słowiańskimi. A wszystko to usiłowała łączyć z chrześcijaństwem. Romantycy tworzyli polską ideę polityczną, ale i religijną.
Stąd już krok do ruchów mesjanistycznych. I takie romantyzm zrodził, po upadku powstania listopadowego. Mesjanizm miał uświęcić klęskę. Wpisać ją w boski plan świata. W nim nie miała się zmarnować żadna łza, żaden ból. Cierpienie i ofiara miały być składane przez cały naród. W tym duchu powstały „Dziady część III”. Naród wybrany, wyjątkowy – to obowiązkowy składnik mesjanizmu. Romantycy ukształtowali osobliwą „religię patriotyzmu”. Stworzyli swoją mesjanistyczno-patriotyczną herezję – twierdzi. W niej nastąpiła adoracja Polski jako niewinnej ofiary. To prowadziło do satanizacji jej prześladowców. W XIX wieku prześladowcą była Rosja przede wszystkim, stając się ucieleśnieniem szatana.
Badaczka analizuje mesjanizm Mickiewicza, czyli jego naukę o Chrystusowym posłannictwie Polski, o „mężach bożych, mędrcach i wieszczach”. Przygląda się mesjanizmowi Słowackiego i jego wizji Polski Winkelrieda narodów. Mesjanizm porównuje cierpienia Polski do cierpień Chrystusa. Polska w swojej „drodze krzyżowej” ma odkupić ludzkość. Naród jest tylko niewinną ofiarą, prześladowaną przez tyranów. Dlatego on zmartwychwstanie po swoim męczeństwie i zapanuje wtedy era wolności w dziejach ludzkości. Stąd rozlały się po romantycznej literaturze „lamenty” i „krzyki boleści”. Towarzyszyła im nienawiść, która stała się cnotą obywatelską. Zemsta zaś stała się nakazem. To była żyzna gleba romantyzmu. Na niej Napoleon jawił się jako posłaniec niebios, „arcyczłowiek wszechczasów”, bóg wojny. Polscy romantycy byli głusi na antylegendę Napoleona jako „tyrana narodów”, mordercę ludów (mówi się o pięciu milionach ludzi, którzy zginęli i zmarli w czasie kampanii napoleońskich).
Badaczka stwierdza, że w polskim mesjanizmie chrześcijański nakaz miłości i przebaczenia stale pozostaje w konflikcie z programem nieubłagalnej, bezlitosnej walki i pomsty. Słowo zemsta było jednym z najczęściej używanych w polskiej literaturze romantycznej.
Janion idzie dalej – widzi ostro, jak w judeo-chrześcijańskiej wizji losów ludzkości i człowieka, w której człowiek sam zbawić się nie może, a jedynie przez Boga, następuje romantyczny wyłom. Romantyczny mit nadaje jednostce wręcz boskie przymioty. Jednostka może zmieniać dzieje narodów i świata – buntownicza, namiętna, czcząca wolność, wypowiadająca walkę odwiecznemu porządkowi świata, nawet świętości praw Boskich, nie stroniąca od satanizmu i lucyferyzmu. Wszak to w romantyzmie pojawiły się próby rehabilitacji zła i szatana. Lucyferyczny bunt ma równać buntownika z Bogiem, a nawet stawiać go ponad Nim – pisze Janion. I widzi korzenie tego buntu w wielkiej rewolucji francuskiej, skrajnie antropocentrycznej, stwarzającej „raj na ziemi”, budującej szczęście bez religii.
Maria Janion analizuje ideę romantyczną po to, by zrozumieć współczesność, z jej kulturą i ideą polityczną, uważając że Polska nie może wyrwać się z okowów romantyzmu, a nawet jego mesjanizmu. Druga wojna i okupacja znów ożywiła według niej mit romantyczny, uczący jak umierać dla ojczyzny. Stwierdza: „Mit bohaterski romantyzmu okazał się najbardziej trwałym polskim mitem”. Smoleńsk pojmuje jako nowy mesjanistyczny mit, który ma scalać i koić skrzywdzonych i poniżonych przez poprzednią władzę. Przestrzega przed kultem cierpienia, wyniesionym z romantyzmu, mówiąc: „Naród, który nie może istnieć bez cierpienia, musi je sam sobie zadawać”. Zauważa, że obecnie mamy w Polsce do czynienia z „centralnie planowanym zwrotem ku kulturze upadłego, epigońskiego romantyzmu”, że stworzyliśmy kanon bogoojczyźnianych stereotypów.
„Jakże niewygodny i szkodliwy jest dominujący w Polsce wzorzec martyrologiczny! Powiem wprost – mesjanizm, a już zwłaszcza państwowo-klerykalna jego wersja, jest przekleństwem, zgubą dla Polski. Szczerze nienawidzę polskiego mesjanizmu!”. Ostatni cytat pochodzi z listu wysłanego przez prof. Janion na Kongres Kultury Polskiej.
To były niezwykle mocne i odważne słowa. Podważały przecież kult Smoleńska, Napoleona, żołnierzy wyklętych, ale też i kult przegrywanych powstań, ogólnie kult cierpienia. Badaczka wie, że scenariusze polskich spisków, manifestacji i wreszcie powstań, kiedy państwo znikło z mapy świata, pisali poeci. Pisał Mickiewicz i Słowacki, a kiedy ich zabrakło – drugie pokolenie romantyków – Zaleski, Gaszyński, Pol, Wolski, Ujejski. Cytuje w książce „Romantyzm i historia” napisanej razem z Marią Żmigrodzką, ucznia Słowackiego Tomasza Kolbe, że najważniejsze jest „drażnić ból i rany jego zrywać, rzucać w oczy hańbę i wstyd niewoli (…) wzywać naród do broni”.
Maria Janion wylicza w sferze politycznej same klęski: trzy rozbiory, Konstytucję 3 Maja też do klęski zalicza, bo za późno podpisana i niczego już w Polsce uczynić nie mogła, powstanie kościuszkowskie, wojny napoleońskie, w które Polska zaangażowała stutysięczną armię, powstanie listopadowe, styczniowe. O ostatnim pisze, że wybuchło wtedy, gdy wygasły ostatnie ogniska wolnościowych rewolucji europejskich ludów, podniosło oręż przeciw kolosowi, miało najmniejsze szanse na zwycięstwo, pociągnęło dziesiątki tysięcy ofiar. Mistrzami legendy powstania styczniowego stali się Orzeszkowa, Żeromski, Kraszewski, Grottger, a słowa klucze w literaturze tamtej epoki to szubienice, mogiły, kruki, wrony, rzeka.
Nastąpiła w czasach romantyzmu brutalna cezura między dziejami potężnego niegdyś państwa a jego niewolą, w której ani spiski, ani powstania niczego uczynić nie mogły. Literatura miała zastąpić byt państwowy.
Tak, tyle że teraz Polska cieszy się bytem niepodległym. Ale mit bohaterski romantyzmu okazał się według Janion najbardziej trwałym polskim mitem. Trzeba czytać opracowania badaczy takich jak ona, by zrozumieć, dlaczego dziś mamy kult powstania warszawskiego, Sybiru, wszak też klęski, żołnierzy wyklętych, w szkole taki zestaw lektur, dlaczego Polacy czują wyższość wobec Rosjan, Ukraińców czy Białorusinów, a polska religijność, obierająca choćby Chrystusa królem Polski, jest specyficzna. Dowiemy się, skąd mit „polskiej Ukrainy”, ocalonej dla kultury polskiej przez romantyzm, chyba najbardziej mitotwórczy region polskiego romantyzmu i co z tego wynika dziś. Dowiemy się, dlaczego Polacy usiłują wyprzeć się swojej wschodniości przez wyznaczenie ostrej i wyrazistej różnicy, dzielącej ich od Rosjan. I tu oczywiście badaczka analizuje twórczość Ryszarda Kapuścińskiego, Andrzeja Stasiuka, Mariusza Wilka, Jędrzeja Morawieckiego, Krystyny Kurczab-Redlich, którzy wyznaczają ową ostrą i wyrazistą granicę. „Na rozmaitych płaszczyznach polskiej kultury – zarówno potocznej, jak i naukowej – toczy się podobny proceder usuwania Rosji z horyzontu europejskiego i uznawania jej za „niższą” formę cywilizacji” – pisała Maria Janion w „Niesamowitej Słowiańszczyźnie”. Bo ona nie ogranicza swego pola badawczego do wąskiego przedmiotu badań. Chce widzieć całą panoramę kultury i historii z jej chwałą (bezspornie romantyzm jest epoką najświetniejszego rozkwitu literatury polskiej – pisała w „Gorączce romantycznej”), ale i zagrożeniem.
Należała do bardzo wąskiego kręgu badaczy, którzy tak panoramicznie potrafili spojrzeć na dzieje idei, kultury i w ogóle historię narodu. Ale nie tylko spojrzeć. Umiała to opowiedzieć, bo jak twierdziła, podstawą humanistyki jest opowieść – nie wystarczy coś zobaczyć, przeżyć lub nawet pojąć. Trzeba jeszcze umieć to opowiedzieć. Opowieść, jeśli nie dąży do formy, staje się niezrozumiała.
Książka „Niesamowita Słowiańszczyzna” była chyba najważniejszym prezentem podarowanym przez Marię Janion ludziom, którzy czują się spadkobiercami Rzeczypospolitej Wielu Narodów, a zwłaszcza narodu ruskiego.
W niej toczy alternatywną opowieść. Jest w niej dość samotna. Żali się, że współczesna kultura jest szalenie spłaszczona i cechuje ją kompletna amnezja w stosunku do przeszłości, a literatura została zepchnięta w kąt. Żali się, że nie ma komu podejmować „najcięższych tematów”, jakby bezsilność opanowała prawie czterdziestomilionowy naród. Krytycznie odnosi się do narcyzmu kultury Zachodu, przekonanej o swojej naturalnej wyższości nad innymi cywilizacjami – stąd wywodzi się pogarda do Wschodu i dążenie do udzielania mu lekcji. Ale też – dodajmy – i inercyjne uśpienie. Alternatywna opowieść wobec czego? Wobec polskiej starej narracji o mesjanistyczno-martyrologicznych wzorcach. Z niej wypływa duma z wyjątkowości polskiego cierpienia i zasług, z wielkości i wyższości nad niemoralnym Zachodem i z misji na Wschodzie.
(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w E-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)
Anna Radziukiewicz
fot. Robert Cieślik (East News)