9 sierpnia na Białorusi odbyły się wybory prezydenckie. O urząd ubiegało się pięciu kandydatów, m.in. Świetłana Cichanouska w „zastępstwie” męża, któremu – podobnie jak jeszcze kilku innym kandydatom – odmówiono rejestracji. W przeprowadzonych przez legalnie działające na Białorusi instytucje badania opinii publicznej sondażach faworytem był Aleksander Łukaszenka, na którego chciało głosować ponad 70 proc. wyborców. Z kolei z przeprowadzonych przez opozycyjne portale internetowe sondaży wynikało, że na obecnego prezydenta zamierzało głosować od 1 (svoboda.org) do 6,24 (TUT.by) procenta wyborców. Faworytem według tych sondaży miał być, powiązany z rosyjskim kapitałem, dyrektor Biełhazprambanku Wiktor Babaryka (na którego chciało głosować według TUT.by 54,91 proc., svoboda.org prognozowała, że otrzyma on 32 proc. głosów). Świetłana Cichanouska miałaby otrzymać według TUT.by 12,7 proc. a według svoboda.org 51 proc. głosów. Ostatecznie Wiktor Babaryka, który według organów ścigania jako szef banku dopuszczał się przestępstw finansowych na dużą skalę, w tym prania pieniędzy i stworzył grupę przestępczą, został aresztowany. Inny kandydat, były wiceminister spraw zagranicznych i ambasador Białorusi w USA Waleryj Cepkała, także nie został zarejestrowany i wyjechał za granicę. Jeszcze przed ogłoszeniem oficjalnych wyników wyborów, w których Aleksander Łukaszenka miał otrzymać 80,1 proc. głosów, a Świetłana Cichanouska 10,1 proc., w Mińsku doszło do masowych protestów i starć między protestującymi a milicją. Zatrzymanych zostało wiele osób. Do protestów doszło również w innych dużych miastach Białorusi. Akcje protestacyjne odbyły się także w kilku wielkich państwowych fabrykach. Nie przerodziły się one jednak, na co liczyła opozycja, w strajki. Po kilku dniach, kiedy to milicja brutalnie biła protestujących, protesty w Mińsku przybrały charakter pokojowych marszy. Gratulacje z powodu wygranych wyborów Łukaszence złożyli przywódcy Rosji, Chin, Azerbejdżanu, Kazachstanu, Kirgistanu. Państwa, członkowie Unii Europejskicj, także Ukraina, nie uznały wyników wyborów, a organizacje międzynarodowe – ONZ, OBWE, NATO – wyraziły zaniepokojenie sytuacją na Białorusi. Wprowadzenie zapowiedzianych przez Unię Europejską sankcji wobec osób odpowiedzialnych za przemoc wobec protestujących – na listę nie wpisano Aleksandra Łukaszenki – zablokował rząd Cypru, który domaga się bardziej stanowczego stanowiska wspólnoty w sprawie Turcji z powodu nielegalnych wierceń, prowadzonych przez ten kraj przy wybrzeżach Cypru. W Polsce wydarzenia na Białorusi wywołały ogromne poruszenie. Już 14 sierpnia Sejm w specjalnej uchwale wezwał władze w Mińsku do „niezwłocznego rozpoczęcia pokojowego dialogu ze społeczeństwem, który jest jedyną drogą do budowy pomyślnej przyszłości Białorusi”. Posłowie zwrócili się do rządu o „uruchomienie pomocy humanitarnej dla ofiar prześladowań na Białorusi oraz stworzenie możliwości szybkiego przyjmowania uchodźców politycznych z Białorusi”. Posłowie zaapelowali do Parlamentu Europejskiego oraz do Rady Europejskiej i Komisji Europejskiej „o podjęcie zdecydowanych działań na rzecz wsparcia białoruskiego społeczeństwa obywatelskiego”. Odpowiadając na zawarte w uchwale wezwania, jeszcze tego samego dnia premier Mateusz Morawiecki przedstawił rządowy plan pomocy Białorusi i osobom represjonowanym. Polska przeznaczy na ten cel 50 milionów złotych. Oprócz tych pieniędzy, o czym premier zapewnił, Polska będzie finansowała obecnie realizowane programy, m.in. telewizję Biełsat, na którą ostatnio wydano 40 mln zł, radio Racja, programy edukacyjne. Premier oświadczył, że „nasze działania, działania Polski, a także całej Unii Europejskiej nie będą w żadnej mierze ingerencją o charakterze politycznym w wewnętrzne sprawy naszego sąsiada” (w tym momencie, co zostało odnotowane w stenogramie posiedzenia, z sali było słuchać „He, he, he”). Mimo zapewnień premiera Białoruś stała się – i tak będzie w przyszłości – przedmiotem geopolitycznej rozgrywki między Rosją a Zachodem. Polska chciałby w tej rozgrywce odgrywać pierwszoplanową rolę. Jednak, jak stwierdził prezes Ośrodka Analiz Strategicznych, były pierwszy sekretarz ambasady RP w Moskwie i były charge d’affaires RP na Białorusi Witold Jurasz: „Mało kogo na Zachodzie interesuje, co mamy do powiedzenia. To nie jest tak, że Polska jest jakimś ekspertem od Białorusi. Od dawna ekspertem już nie jesteśmy. Przejrzałem co pisze „The Washington Post”, „Die Welt” czy „Neue Zürcher Zeitung” i wszędzie jest mowa o tym, że ten kryzys można rozwiązać jedynie w kontakcie z Władimirem Putinem. Na logikę, Putin raczej nie będzie miał wielkiej ochoty, żeby Polska pełniła jakąś istotną rolę w tym dialogu”. „Przez lata – stwierdził analityk – dominowało w Polsce przekonanie, że demokratyczna Białoruś niejako z natury będzie Białorusią czy to na Zachodzie, czy w każdym razie bliższą Zachodowi. Ponurym żartem historii byłoby, gdyby okazało się, że demokratyczna Białoruś miałaby być bliższa Rosji niż Białoruś łukaszenkowska. Aby tak się nie stało, Polska już teraz powinna zabiegać o wsparcie gospodarcze dla Białorusi po ew. odejściu Łukaszenki, tak aby koniec Łukaszenki nie oznaczał wykupienia Białorusi przez rosyjski biznes”. By tak się nie stało, premier Morawiecki na najbliższym posiedzeniu liderów europejskich w imieniu Grupy Wyszehradzkiej przedstawi „Plan Marshalla” dla Białorusi, którego fundusz wynieść ma co najmniej miliard euro.
(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w E-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)
Eugeniusz Czykwin