– Spotykamy się w Gorlicach w „Ruskiej Bursie”. Jeszcze na początku ubiegłego wieku wasi przodkowie nie określali siebie jako Łemków. To jak nimi żeście zostali?
Piotr Trochanowski literacki pseudonim „Petro Murianka”: – Aż do międzywojnia nasi przodkowie nazywali samych siebie Rusnakami. Natrafiłem na dokument z 1620 roku, świadczący że tak nazywali nas również Polacy, chociaż równolegle używali pojęcia Rusin (znana przyspiewka: Rusin – psia wiara). Ale to już miało odniesienie do szerszego terytorium – Galicji wschodniej, która weszła do składu Cesarstwa Austriackiego. I wtedy właśnie, w drugiej połowie XIX wieku, kiedy emancypowały się nowożytne narody, jak Słowacy, Ukraińcy, również na Łemkowynie zaczął się nowy proces. Nasza inteligencja, wyczuwając swoją odmienność językową, kulturową, zaczęła używać terminu Łemko, wyróżniającego ich od reszty Rusinów galicyjskich. Matwij Astriab (1843- 1925) zawzięcie bronił w prasie – i to z dalekiej Ukrainy, gdzie przyszło mu pracować – autonomiczności języka łemkowskiego, zaś najwybitniejszy nasz powieściopisarz, o. Władymir Chylak (1843-1893), używał m.in. pseudonimu Łemko- -Semko, a w najgłośniejszej swojej powieści Szybenycznyj Werch już we wstępie nazywa swoją krainę Łemkowszczyzną / Лемковщина). Na kilka lat przed I wojną światową młoda inteligencja zaczęła wydawać tygodnik, któremu nadano właśnie tytuł Łemko (Лемко). W międzywojniu termin ten zaczął się upowszechniać, a po drugiej wojnie, już na wygnaniu, stał się wyłączny.
– Przed mniejszością łemkowską, jak przed każdą, stoją wyzwania związane z zachowaniem tożsamości narodowej, także religijnej. Łemkowie w Polsce przeżyli jednak tragedię wysiedlenia, utracili własną „małą ojczyznę”, przez dziesięciolecia żyli z piętnem „banderowców” i jako mniejszość dla władz w czasach PRL-u nie istnieli. Jak Łemkowie przetrwali?
Helena Duć-Fajfer: – Jesteśmy w znacznie gorszej od innych mniejszości w Polsce sytuacji. Nie mamy swego „zewnętrznego” państwa, w którym byłaby zachowywana i rozwijana kultura, z jaką byśmy się utożsamiali i którego instytucje dbałyby o rozwój naszej kultury. My takie instytucje musimy budować sami. Mało tego. Uważam, że polityka wobec takiego bytu jak nasz w Polsce, ale i na świecie, jest nieprzychylna. Przeważa pogląd, że jeśli jakaś społeczność nie jest strukturą polityczną czy państwową, to nie bardzo wiadomo, czym ona jest. To w nas uderza i bardzo dużo pracy wymaga zachowanie języka, który wciąż jest chyba najważniejszym, a na pewno jednym z najważniejszych fundamentów tożsamości. Nade wszystko jesteśmy ofiarami wielkiego zniszczenia naszej rodzimej kultury.
– Ale przetrwaliście.
Piotr Trochanowski: – Tak. Byłem w Kanadzie na stypendium, na uniwersytecie w Toronto, gdzie zbierałem materiały do antologii literatury łemkowskiej, a gdzie na mikrofilmach przechowywana jest cała biblioteka wiedeńska, dotycząca Rusinów galicyjskich z okresu gdy byliśmy obywatelami Austro- -Węgier. W rozmowie z jednym z profesorów, który się zainteresował naszą historią, opowiedziałem o tych pięćdziesięciu latach (1939-1989) naszego niebycia w przestrzeni publicznej. Zareagował żartobliwym stwierdzeniem: „Jesteście bardzo mocni. Gdyby 50 milionów Francuzów rozsiać na 50 lat wśród miliarda Chińczyków i pozbawić ich przez tak długi okres kontaktu z książkami i publikacjami w ich języku to tylko brak żab świadczyłby, że kiedykolwiek na tych terenach żyli Francuzi. A wy jednak przetrwaliście”. Przetrwaliśmy, gdyż u Łemków było wielkie przywiązanie, wręcz miłość, do języka, kultury, tradycji. Przed wysiedleniem, trochę podobnie jak na Białostocczyźnie, od sąsiadów odróżniała nas wiara. I nawet dla tych, tak jak w czasach moich dziadków, którzy nie zawsze potrafili czytać po cerkiewno-słowiańsku, bukwy, cyrylica, jej grafika, była czymś szczególnym, naszym, wręcz świętym.
– W 2001 i 2011 roku przeprowadzono w Polsce spisy powszechne, w których, pierwszy raz po wojnie, znalazło się pytanie o narodowość. W spisie z 2001 roku narodowość Łemkowską zadeklarowało 5,6 tys. osób, w 2011 roku już 10,5 tysięcy. Co w ciągu tych dziesięciu lat wpłynęło na swoiste „odblokowanie” Łemków? Przyznaję ze smutkiem, liczba Białorusinów w województwie podlaskim w tym samym czasie zmniejszyła się o prawie 20 procent.
Helena Duć-Fajfer: – W 2001 roku nie było jeszcze ustawy o mniejszościach narodowych i Łemkowie nie byli formalnie uznawani za odrębną grupę etniczną. Propaganda ukraińskich organizacji, w tym także Cerkiew greckokatolicka, forsowała przekaz: nie wolno podawać się za Łemka, trzeba wybierać między Ukrainiec lub Polak. W 2011 roku mieliśmy inną sytuację. Od pięciu lat funkcjonowała ustawa, w której Łemkowie mieli status mniejszości etnicznej i mogli już swobodnie się określać. Na Słowacji natomiast, gdzie znacznie wzrosła liczba osób deklarujących się jako Rusini (Łemkowie), był to, podobnie jak u nas, sprzeciw wobec ukrainizacji, trwający od połowy XIX wieku.
Piotr Trochanowski: – Działalność naszych młodych łemkowskich „wilczków” ma duże znaczenie i z pewnością wpłynęła na rezultaty spisu. Mamy naszą stronę internetową, łemkowskie całodobowe radio internetowe, emitowane z dwóch ośrodków stacjonarnych, Ruską Bursę, której znaczenie trudno przecenić.
Andrzej Kopcza: – Z pewnością miała znaczenie świadomość, że zadeklarowanie własnej narodowości nie będzie niosło negatywnych konsekwencji. Nniemałą rolę odegrała praca społecznych aktywistów. Dla przykładu Watra w Michałowie w województwie dolnośląskim jest postrzegana jako ważna impreza łemkowska, czego nie można powiedzieć o Watrze w Żdyni. Trudno też przecenić znaczenie dostępności do mediów.
Natalia Małecka-Nowak: – W naszych mediach staramy się uświadamiać ludzi, że deklaracje tożsamości to nie wstyd, że mamy do tego prawo i nikt nam za to, że jesteśmy Łemkami, nic nie zrobi.
– Mniejszości, które w czasach PRL-u miały swoje organizacje miały też swoje periodyki: Białorusini „Niwę”, Ukraińcy „Nasze Słowo”, Litwini „Aušrę”… Obecnie ich wydawanie pochłania znaczącą część dotacji, przydzielanych z budżetu Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji. Wy koncentrujecie się na mediach elektronicznych.
Natalia Małecka-Nowak: – Choć nadal istnieją tradycyjne wydawnictwa papierowe, które mają swoich czytelników, to nasze pokolenie młodych nie może się już obejść bez telefonów komórkowych, smartfonów, życia przy komputerze. I w tym wirtualnym świecie łemkowski świat musiał także zaistnieć. Dziewięć lat temu utworzyliśmy pierwsze internetowe łemkowskie radio. Weszliśmy z łemkowskim w świat cyfrowy, a więc mogliśmy dotrzeć do nieograniczonej ani przez wiek, ani przez miejsce zamieszkania grupy odbiorców. Nadajemy przez 24 godziny głównie w języku łemkowskim. Po kilku latach starań udało się uruchomić dwa naziemne nadajniki – jeden w Gorlicach, który zasięgiem obejmuje część Łemkowyny, drugi w Polkowicach na Dolnym Śąsku – tam, gdzie żyje duża łemkowska społeczność. Równolegle do radia rozwinęła się bardzo nasza strona internetowa, która przerodziła się w portal informatyczny. Portal internetowy działa bardzo prężnie. Aktualizujemy go kilka razy dziennie i co ważne – publikujemy na nim informacje dotyczące życia Łemków w Polsce i na świecie. Bardzo chcielibyśmy mieć dziennikarzy na etatach, którzy mogliby być tam, gdzie coś ciekawego się dzieje. Niestety, skromna dotacja, jaką otrzymujemy z MSWiA, na to nie pozwala. Mamy codzienne serwisy informacyjne, programy na żywo, czytania literatury, w niedzielę programy religijne, są komentarze, opinie, wywiady. Lwią część dotacji pochłania utrzymanie nadajników w Gorlicach i Polkowicach. Większość pracy wykonują społecznie wolontariusze. Tylko części pracowników możemy wypłacać symboliczne honoraria.
– Portal jest prowadzony wyłącznie w języku łemkowskim?
Piotr Trochanowski: – Były głosy, że stronę internetową należałoby prowadzić po łemkowsku i polsku. Ale młodzi powiedzieli twardo „nie”. Bo jak będzie po łemkowsku i polsku, to będą czytać tylko po polsku i nie będą przyzwyczajać się do łemkowskiego. I to zadziałało.
– A jak kształtujecie świadomość najmłodszych?
Andrzej Trochanowski: – Od sześciu lat prowadzę zespół „Teroczka”, istniejący od kilkunastu lat. Dzieci i młodzież spotykają się tu, w Ruskiej Bursie. Uczymy się piosenek, które śpiewali nasi dziadkowie i pradziadkowie, ale także utworów, które powstały w wyniku skomponowania melodii do wierszy czy poematów współczesnych autorów. Przez to docieramy do dzieci z informacją o tym, że język łemkowski jest żywy. Na próby do Gorlic w soboty rodzice przywożą dzieci z promienia trzydziestu kilometrów wokół Gorlic. W starszej grupie są także studenci z Krakowa.
Helena Duć-Fajfer: – Mamy dwa dominujące centra polskie, bo żyjemy w państwie polskim, i ukraińskie, które stara się zawłaszczyć naszą kulturę i tożsamość.
(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w E-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)
fot. archiwum Piotra Trochanowskiego