Nad czym pryzadumatiś pered perszym listopada, po perszomu listopada, na Radonicu czy w dniach, koli zbirajemsia na mohiłkach koło mohiłuow naszych bliśkich. Szto pisati? Pro tych, kotory odyszli, no wsio szcze je żywuszczy, kotory pomniat ich sami abo z rozkazuw simjie? Pro znicze, jak jarko tohdy zahoraćcia? Pro kamenny kryżye i zadopkany mohiły ne wiadomo po komu? Jak to w odnomu iz wierszykuw:
Kamenny kryż
zamknuw w sobi͡e wyryty słowa
jakby ne łaskati myti szorowati
ne wpustit w tajnu
po komu koli
stoit z zatertoju pametioju
ny swi͡eczki zapalaneji
ny winka
kryhom zadopkana zemla
Dziś o tych, kotory szcze żywut, no liet dużo majut… Z tymi lietami, dużo czy mało, to czasto zależyt od toho, kuolko nam. Prypominajećcia, jak koliś tiota po wosimisiatci kazała: „Oj, mołody umer”. Pytajem: „A kuolko jomu było?” „Nu 65”.
My młodniaki wytryszczowali oczy i uśmichaliś – jak każut – w rukaw. Szto prawda, nekomu ne wiadomo „koli”. Ale czym buolsz liet, tym jakby bliżej…
Czasami zastanawlajuś, szto dumajut, nu tak pud dewenosto. A dumajut. Sidiewszy w pustych chatach na wiości, wyhledawszy czerez okno, koli to naszy pryjiedut. Chocz nuocz bez snu, wstali z sonciom. Słowa Bohu, szcze odin deń. I nawet’, jak na ławoczkach i sprawny szcze hospodynie trajkotiat pro toje, szto nawaryli, szto kupili, koho baczyli siam czy tam – wony jakby uże ode i ne ode. Uśmichajućcia niby, na ułybka jakajaś wiała. Czasami sztoś zapytajut, jakby szcze trymaliś kołoteczy dnia. A wsio-taki odchodiat w swojie dumki „jak to tam”. Odnym sietoho świeta szkoda, bo taki choroszy. Druhi bojaćcia tamtoho świeta. Bo jak tam bude, jak bude? A nekotory pytajut, czy to wże nastojaszczy kuneć z kunciuow i nehde mene…
Ale jakby nekoneczno pro siete chotieła pisati, pro sztoś druhie, chorosze – prechorosze, szto szczym serciowi daje. A szcze trochi – odyde, razom z tymi ludima, kotorych ne stane.
(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w E-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)
Zoja Saczko