Home > Artykuł > Oficer i mnich

8 marca (według starego stylu) 1882 roku urodził się o. Aleksander Michajłowicz Awajew, budowniczy i wieloletni proboszcz prawosławnej cerkwi w położonej w Prusach Wschodnich wsi Wojnowie (od 1935 do 1945 roku Eckertsdorfie).

Metropolita Eulogiusz (Gieorgijewski), który w 1921 roku na prawach biskupa diecezjalnego stanął na czele prawosławnych parafii w Europie Zachodniej, wspomina w książce „Droga mojego życia” okoliczności powstania prawosławnej parafii w Wojnowie. Założyli ją staroobrzędowcy, którzy w pierwszej połowie XIX wieku przesiedlili się do Prus, uciekając z państwa rosyjskiego przed poborem do wojska. Część z nich kilkadziesiąt lat później stała się tzw. jednowiercami, powróciła do Cerkwi, zachowując tradycję sprzed czasów prześladowań. Metropolita podkreśla, że przed pierwszą wojną światową duchową opiekę nad pruskimi jednowiercami sprawował, z rzadka ich odwiedzając, o. Aleksy Malcew, proboszcz cerkwi przy rosyjskiej ambasadzie w Berlinie. We wsi Osiniak (Fieodorwald) jednowiercy zbudowali niedużą cerkiew.

Na początku pierwszej wojny o. Aleksy Malcew został wysłany z Niemiec i duchowa opieka nad jednowiercami w Prusach Wschodnich została przerwana. Sytuacja była żałosna. „W czasie wojny jednowiercy znaleźli się w dramatycznej sytuacji. W duszy byli Rosjanami, a przyszło im służyć w niemieckim wojsku. Niemcy liczyli się z tym, postępowali rozsądnie – wysłali ich na włoski front albo powierzali nieliniowe obowiązki”.

W końcu wojna dobiegła końca. Metropolita (wtedy jeszcze arcybiskup) Eulogiusz, który w 1921 roku osiadł w Berlinie, skierował do Wojnowa do rozmów z jednowiercami w celu zorganizowania parafii i budowy cerkwi o. Diodora Kołpińskiego. Ten jednak nie podołał postawionemu przed nim zadaniu i wtedy na jego miejsce został wyznaczony o. Aleksander Awajew, który przybył do Prus Wschodnich we wrześniu 1922 roku i osiadł najpierw we wsi Kadzidłowo nieopodal Wojnowa.

O. Aleksander Michajłowicz Awajew pochodził z rodziny szlacheckiej. Był oficerem pułku grenadierów w Moskwie. Uczestniczył w rosyjsko -japońskiej wojnie 1904-1905. Na początku 1911 roku w stopniu kapitana porzucił służbę wojskową. Wstąpił do Optyńskiej Pustelni, gdzie został riasofornym mnichem w skicie św. Jana Chrzciciela. Początkowo był posłusznikiem starca Warsonofiusza. Do 1914 roku z błogosławieństwa starca prowadził kronikę pustelni. Potem nastawnikiem mnicha Aleksandra był starzec Nektariusz. Rozpoczęła się pierwsza wojna światowa. Przed rewolucją do rosyjskiej armii nie powoływano jedynie mantijnych mnichów, a riasofornych powoływano. O. Aleksandra powołano i 27 lipca 1914 roku wyruszył na wojskową służbę. Starzec Nektariusz powiedział mu: „O nic sam nie proś, a idź, dokąd cię pośle Pan poprzez ludzi i okoliczności”.

I tak Awajew znalazł się na froncie, uczestniczył w natarciu rosyjskiej armii w Prusach Wschodnich. W lutym 1915 roku, podczas zimowej bitwy na Mazurach, trafił do niewoli. Wojnę spędził w obozie jenieckim, a po rewolucji pozostał w Niemczech. Udział w wojnie nie zgasił w Awajewie monastycznego ducha i w 1921 roku władyka Eulogiusz wyświęcił Aleksandra na duchownego. A duchowny z niego był wspaniały – skromny, bezgranicznie oddany swemu stadu.

O. Aleksander zaczął służyć zgodnie ze staroobrzędowym ustawem, porozumiał się z parafią i stał się ulubionym batiuszką. Jeden z chłopów, Ioann Macedoński, ofiarował kawałek ziemi. O. Aleksander zebrał pieniądze i w latach 1922-1923 zbudował przepiękną drewnianą cerkiew Zaśnięcia Bogarodzicy i pod jednym dachem pomieszczenie dla szkoły, proboszcza i stróża. Władykę Eulogiusza poproszono o wyświęcenie cerkwi, czego dokonał w maju 1927 roku. W swoich wspomnieniach pisze:

„Niezapomniana podróż! Radosne wspomnienia… Z rozkoszą spędziłem tam około tygodnia. Na stacji z radością przywitali mnie chłopi i powieźli do cerkwi. Po drodze spotykaliśmy „bezpopowców” – staruszki, baby… Na mój widok odwracały się, pluły, ale mimo wszystko ukradkiem chciały popatrzeć, co za biskup przyjechał. Wieczorem w cerkwi była wsienoszcznia. Trwała od szóstej po południu do pierwszej w nocy. Służba u starowierców jest odprawiana bez najmniejszych opuszczeń. Piewczyje znają słowa na pamięć i śpiewa prawie cała cerkiew. Stoję na prawym klirosie, na widoku – nie ma jak odejść, a oni wciąż czytają i czytają – bez najmniejszych oznak zmęczenia! Sześciopsalmie przeczytała dziesięciodwunastolatka z artyzmem. Ani jeden psałomszczyk tak nie przeczyta. Modlą się starowiercy gorliwie, stoją pobożnie. Mężczyźni w marszczonych w pasie kapotach po jednej stronie, kobiety w chustkach po drugiej. Ani jednego kapelusza. Ani jednej ogolonej twarzy. Dyscyplina wśród modlących się żelazna. – Nie waż się usiąść, nie waż się odejść. A jeśli jakaś dziewczyna odważy się pomyśleć o wyjściu – wszystkie staruszki zasyczą… Po nabożeństwie podzieliłem się swoimi wrażeniami z batiuszką. „To nic – powiedział – a kanon Andrzeja z Krety to naprawdę może wydać się ponad siły. Po każdej stichirze trzy pokłony do ziemi. Ponad tysiąc pokłonów do ziemi! Ale oni się do nich przyzwyczaili, biją je, opuszczając się na ręce tak lekko i zręcznie, jakby piłki od ziemi się odbijały”.

Następnego dnia było wyświęcenie świątyni, a po uroczystości obwieziono mnie po chutorach i wszędzie gościnnie ugoszczano. Żyją starowiercy bogato, czerpiąc dochód głównie z sadów owocowych, własnych albo arendowanych u właścicieli ziemskich, i wiodą dawne stare ruskie życie, pobożnie strzegąc starych cerkiewnych tradycji. Ileż lat przeżyli w niemieckiej kulturze – i nie poddali się, choć z niektórych jej owoców skorzystali. I tak na przykład mają przepiękną niemiecką szkołę, a obok niej swoją, cerkiewnosłowiańską, w której uczą się z Czasosłowa i psałterza. Godni szacunku, pracowici, silni ludzie.

Na wyświęcenie przyszli popatrzeć niektórzy „bezpopowcy”. Dowiedziałem się o tym i podczas obiadu pytam obecnych przy stole, czy nie powinienem zajechać z wizytą do „bezpopowców”. A pewien staruszek, który jeszcze walczył pod Sedanem, odpowiada: „Bzdury to, a jeśli do nich już pojedziecie, niczego nie jedzcie, mnie, stolarza, chcieli karmić z miski dla kotów”. Mimo wszystko uznałem, że powinienem „bezpopowców” odwiedzić.

(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w E-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)

o. Georgij Biriukow

tłum. Ałła Matreńczyk

fot. archiwum monasteru w Wojnowie, Anna Radziukiewicz

Odpowiedz