Home > Artykuł > To nie tak!

Zrobiłem wczoraj trzy kółka po centrum, żeby znaleźć miejsce do zaparkowania. Nie znalazłem, mimo że wszędzie parkometry i opłaty. Tłumaczono, że są niezbędne, by ludzie nie parkowali niepotrzebnie, że po ich wprowadzeniu nareszcie problem zniknie. Nie zniknął. Bo to nie tak! Bo przy tej ogromnej liczbie aut nie miał prawa zniknąć i było to jasne. W zamian dostaliśmy kolejny podatek do zapłacenia. Mieszkam tutaj, tutaj płacę podatki więc jakim prawem ktoś żąda ode mnie dodatkowych pieniędzy za parkowanie we własnym mieście?

Każdy mieszkaniec Małopolski od czasu do czasu korzysta z kultowego pociągu z Tarnowa do Krynicy-Zdroju, jadącego przez mineralne kurorty: Piwniczanka, Muszynianka, Kryniczanka. Trasa wiedzie przez góry i doliny, wzdłuż Białej i Popradu, co czyni ją jedną z najpiękniejszych w kraju. W każdej z czterdziestu miejscowości, na której zatrzymuje się pociąg, dróżnik kręcił korbą, a kasjer sprzedawał bilety. Już ich nie ma. Wszędzie automaty, a kupić bilety można tylko w pięciu największych miejscowościach. Pasażerowie, którzy wsiadają na innych stacjach, robią to u konduktora. Zmiany nazwano restrukturyzacją. Ale to nie tak! Bo to najzwyklejsze cięcie etatów, w wyniku którego tylko na tej trasie bezpowrotnie straciło pracę kilkadziesiąt osób. Natomiast celem restrukturyzacji jest stworzenie przesłanek do wzrostu wartości przedsiębiorstwa – donosi słownik. A tu? Przedsiębiorstwo rośnie – człowiek upada.

Uwielbiam Leo Messiego z Barcelony. Moim skromnym zdaniem (choć nie tylko moim), to najlepszy piłkarz w historii. Na mocy umowy, którą pod koniec 2017 roku podpisał z klubem Leo, zarobki miesięczne Argentyńczyka wynoszą 36 milionów złotych, czyli ponad milion dziennie. To daje 430 milionów złotych rocznie. Brutto oczywiście, więc wezmą mu z tego pewnie z połowę. Porównajmy to z naszymi realiami. Józek zarabia godziwie, 5 tysięcy złotych brutto na miesiąc, czyli 60 tysięcy złotych rocznie. Pracując za tę pensję całe życie, zarobi w ciągu pięćdziesięciu lat jedynie 3 miliony złotych. A więc dwanaście razy mniej, niż Leo w ciągu miesiąca. Albo jeszcze inaczej: żeby nasz Józek osiągnął miesięczny pułap Lionela, musiałby pracować 600 lat. Rozmawiałem o tym niedawno z kumplami. Zakrzyczeli mnie. Przecież – wołali wzburzeni – te jego zarobki opłacają się klubowi, który zarabia na nim jeszcze więcej! Oczywiście, tylko, że to nie tak. Wydatki się zwrócą, cyfry będą jeszcze wyższe, ale co z etyką i moralnością? Czy jest normalne, by ktokolwiek na świecie dostawał tak astronomiczną gażę, nawet jeśli jest super fantastyczny? I jak to wytłumaczyć ponad miliardowi najbiedniejszych ludzi na świecie, żyjących za mniej niż dolara dziennie? A co z naszym sumieniem? Wszystko jest OK?

Zostańmy jeszcze na moment w tych klimatach. 1 procent najbogatszych ludzi świata ma w swym ręku 80 proc. światowego bogactwa, a 8 najbogatszych ziemian ma tyle, co połowa najbiedniejszych mieszkańców naszego globu. Normalne? Więc czemu się szczycimy, że żyje się nam lepiej niż kiedykolwiek, a demokracja jest najlepszym z możliwych ustrojów?

Jako chłopak zaczytywałem się książkami z dziedziny fantastyki naukowej. Nie tylko ja. Przedstawiały one świat za lat kilkadziesiąt, w którym roboty wyręczały nas, ziemian, ze wszystkich najtrudniejszych prac. Człowiek więc nie tyle się lenił, bo przecież pracować tak czy inaczej musiał, co żył pełnią życia, gdyż miał na to czas, siły i ochotę. A jak jest dzisiaj? Pod względem automatyzacji i robotyzacji, prawie właśnie tak. W końcu niemal każdy z nas trzyma w ręku superkomputer zwany smartfonem. Ale czy pracujemy krócej? Mamy więcej sił i czasu? Otóż jak pokazują badania, nigdy w swojej historii człowiek nie tyrał tyle co dziś. Przecież dla wielu dwa etaty to standard, a młodzi generalnie sądzą, że jest to norma. Ale to nie tak. Bo doba ma 24 godziny. Dlaczego? Bo 8 śpimy, 8 pracujemy i 8 żyjemy. Teoretycznie. Bo jak zasuwamy na dwa etaty, to spać musimy, ale już nie żyjemy.

Choć po prawdzie, są kraje gdzie jest lepiej – Holendrzy pracują tylko cztery dni w tygodniu i jakoś nie zbiednieli.

A Henry Ford już blisko sto lat temu doszedł do wniosku, że najefektywniejszy czas pracy człowieka to 6 godzin dziennie. Dziś wiedzą o tym naukowcy, ale siedzą cicho, bo przecież trend jest przeciwny.

A przecież w latach siedemdziesiątych, za Nixona, Stany były dosłownie o krok od radykalnego skrócenia dnia i tygodnia pracy.

A średniowieczny kalendarz rzymskokatolicki pokazywał około 1/3 wolnych dni w roku ze względu na święta religijne. Innych jeszcze wtedy nie obchodzono. Kalendarz zaś prawosławny zbliżał się do połowy dni wolnych.

(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w E-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)

Paweł Krysa

Odpowiedz