Home > Artykuł > Budowniczy świątyni i parafii

Budowniczy świątyni i parafii

1 grudnia zmarł o. mitrat Mikołaj Dejneko, pierwszy i jak się okazało długoletni proboszcz powołanej w 1985 roku parafii św. Jana Teologa w Dąbrowie Białostockiej. Batiuszka urodził się w 1957 roku we Włodawie, gdzie jego ojciec, też noszący imię Mikołaj, był proboszczem. Wychowywał się na ziemi siemiatyckiej, gdzie później, w Narojkach i Grodzisku, duszpasterską posługę niósł o. Mikołaj senior. Stąd wyjechał do seminarium, by tak jak ojciec zostać duchownym. Po latach okazało się, że podobnie, ale już z Dąbrowy, wyjedzie kolejny z Dejneków, Wiaczesław, w przyszłości ihumen Włodzimierz z monasteru w Sakach.

O zmarłym 3 grudnia podczas pogrzebu arcybiskup białostocki i gdański Jakub mówił: – Od chwili rozpoczęcia funkcjonowania tej parafii jako samodzielnej, był jej proboszczem. To świadczy o jego oddaniu i charakterze. Dziś z nami jest jego syn, mnich. Mówię to nieprzypadkowo, dlatego że jeśli syn podąża drogą ojca, to znaczy że ojciec wierzył w to co robił i był oddany temu co robił. O. Mikołaj był szczególnym człowiekiem, bardzo lubianym. Umiał nawiązywać kontakt, zawsze był skromny i z pokorą przyjmował wszystko.

Dzień wcześniej panichidzie przewodniczył biskup supraski Andrzej, po niej swoimi wspomnieniami podzielił się o. Włodzimierz Misiejuk, dziekan sokólski.

– Najwyższy skojarzył nasze życiowe drogi trzydzieści osiem lat temu. Obaj obejmowaliśmy odpowiednie stanowiska w Sokółce. On miał być moim pomocnikiem. Przez dwa i pół roku wspólnie staraliśmy się urządzić to, co było do urządzenia wokół nas. Budowaliśmy dom parafialny. I kiedy już mieszkaliśmy w tym nowym domu, władyka powiedział, że o Mikołaj ma nowe zadanie, że przychodzi na puste pole, na budowę cerkwi. Najpierw modlił się tam w podziemiach, do których teraz mało kto zachodzi. Potem, ku radości wszystkich, pomaleńku cerkiew rosła ku górze, realizowano kolejne etapy budowy, urządzanie wnętrza, ikonostas, poświęcenie. Dopiero po jakimś czasie wspominano, że o. Mikołaj z matuszką i rodziną ciągle poniewiera się po cudzych mieszkaniach. On znosił to wszystko w pokorze i bez szczególnych narzekań. Chciałoby się zawsze widzieć takich ludzi przed sobą, którzy tak podchodzą do życia i do wszystkich prób życiowych. Dziś dziękujemy mu za wszystkie trudy. Nasza obecność tu to forma podziękowania za to, że był z nami – mówił ze wzruszeniem o. Włodzimierz.

Swoimi wspomnieniami podzieliła się matuszka Ludmiła Klimuk: – Po krótkim pobycie w Zabłudowie pokojny batiuszka Mikołaj był związany z Sokólszczyzną – jako wikariusz w Sokółce służył w filialnym Wierzchlesiu, pracował z chórem, rozwoził dary po parafiach. Tu na świat przyszły dzieci. Następnie była Dąbrowa Białostocka i wielkie budowanie – cerkwi, plebanii, a także wspólnoty religijnej i chóru. Po środki finansowe trzeba było odwołać się do ludzkich serc, aby potem wyprosić, a raczej wymodlić trudno dostępne w owym czasie materiały budowlane. I tak powstały świątynia, plebania i prężna wspólnota parafialna. Ojciec Mikołaj i matuszka Anna stworzyli wspaniały otwarty dom, prowadzili katechezę, chór i dawali przykład chrześcijańskiej rodziny. Przykładem są dzieci, które – dorosłe – wyjechały z Dąbrowy, zawsze starają się dotrzeć na prazdniki. Syn, o. Włodzimierz, ihumen monasteru w Sakach, w ołtarzu, córka Anna na chórze i syn Piotr z aparatem fotograficznym, dokumentujący święto. Dejnekowe swoimi głosami i umiejętnościami muzycznymi wspierali też sąsiednie parafie. Z chrześcijańskim oddaniem, prawdziwą miłością, wielkim szacunkiem, czułością, której teraz na świecie jakby mniej – latami opiekowali się schorowanymi rodzicami, o. Mikołajem i jego matuszką, a także mamą matuszki Anny.

(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w e-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)

Natalia Klimuk

fot. z archiwum Igora Dacewicza, Adam Matyszczyk

Odpowiedz