Home > Artykuł > O. Aleksander Makal odszedł do wieczności

O. Aleksander Makal odszedł do wieczności

O. Aleksander Makal zmarł 1 grudnia z rana. Miał 93 lata. W piątek przyjął Święte Dary i już do wtorku, do śmierci, nic nie jadł. Odszedł do Pana, któremu całe życie służył. Był otoczony troskliwą opieką syna Jarosława Makala, diakona, i jego matuszki Walentyny. Mieszkali we wspólnym domu w Supraślu, od kiedy batiuszka Aleksander z matuszką Ireną (zmarła w 2009 roku) wrócili po dwudziestu dwóch latach służby w wasilkowskiej parafii św. apostołów Piotra i Pawła, gdzie przez ostatnie dwa lata o. Aleksander był wikariuszem przy o. Anatolu Hajduczeni.

Urodził się w Łosośnej Wielkiej na Sokólszczyźnie 8 listopada na św. Dymitra Sołuńskiego. Miał nosić imię świętego, ale ojciec chrzestny, który wiózł go do chrztu w Kuźnicy, przekazał batiuszce, że ma się nazywać tak jak on – Aleksander.

Łosośna Wielka nie była ojcowizną z dziada pradziada. Rodzinne korzenie Makalów sięgają Kruszynian, gdzie pozostawili swoją ulicę – a są dwie – ta od strony Łosinian jest zwyczajowo nazywana Makale (z akcentem na pierwsze a). Makalowie – dziadkowie o. Aleksandra – Aleksy i Anna, którzy mieszkali w Wierzchlesiu koło Sokółki, w 1915 roku byli w bieżeństwie i z dziećmi dotarli do Samary nad Wołgą. Dobrze im się działo, nie myśleli o powrocie, dopiero rewolucja ich wygnała. Wrócili z trzema synami i dwiema córkami do Wierzchlesia w 1921 roku. Skąd więc Łosośna? Otóż zapobiegliwi Aleksy i Anna, którzy przywieźli złoto z Rosji, kupili w Łosośnej 30 hektarów ziemi, bo tam ją parcelowano. Zbudowali dom przy szosie, prowadzącej z Sokółki do Grodna i dalej do całego wschodniego świata. Jeden z ich synów Włodzimierz, ożenił się w 1925 roku z Anną z domu Siergowicką i z tego związku przyszedł na świat o. Aleksander, który miał jeszcze pięć sióstr. Dwoje najmłodszych dzieci zmarło.

Dom na czas drugiej wojny i zwłaszcza pierwszych lat powojennych okazał się nieszczęśliwie położony. Przed nim po szosie maszerowały wojska – to w jedną, to w drugą stronę, to przyjaciela, to wroga. Nieraz musieli z niego uciekać. W czterdziestym czwartym znalazł się na linii frontu. Na pobliskim polu pozostały ciała 22 radzieckich i dwóch niemieckich żołnierzy. 17-letni Aleksander z kolegami chowali je, niosąc na skleconych przez siebie noszach, do wspólnej mogiły.

Piekło zaczęło się dla prawosławnych po wojnie. Podziemie chciało tę ziemię z nich oczyścić. Giną rówieśnicy o. Aleksandra – Tolik Czeremcha i Wałodzia Jurgiel, zdolni, cerkiewni, radośni. Zabili i chrzestnego o. Aleksandra, który mieszkał ze trzysta metrów od Makalów, zdolnego majstra, co ikonostas do kuźnickiej cerkwi zrobił, Aleksandra Kuryło. Zabijali i innych. Wiele rodzin wypłoszyli. Wyjechały do Związku Radzieckiego.

Aleksander wychowywał się w domu i w cerkwi. Czytał czasy, śpiewał w chórze, elementarzem dla niego były akafisty. Na nich uczył się czytania.

Do wojska zabrali go w czterdziestym dziewiątym na dwa lata aż do Nysy Kłodzkiej, ale przedłużyli służbę do trzech, bo świat powojenny był niespokojny, straszyła głównie wojna w Korei. Był zdolny. Wyszedł ze stopniem podchorążego. Wracał przez Warszawę. Tam zajechał do seminarium. Ale była zima i poradzono mu, żeby naukę zaczął od września. I we wrześniu pięćdziesiątego trzeciego zdał egzaminy i został przyjęty do seminarium. Koledzy nazywali go starec, bo był od nich średnio o dziewięć lat starszy, a od Michała Hrycuniaka, dziś metropolity, z którym się uczył w tej samej klasie, nawet o jedenaście. Nie zrażał się.

W 1955 roku wziął ślub z Ireną z domu Lisowską w cerkwi w Kuźnicy, bo matuszka pochodziła z kuźnickiej parafii i co niedziela jechała wozem z rodzicami trzynaście kilometrów do cerkwi. Pracowała w Sokółce w radzie powiatowej jako księgowa.

Święcenia diakońskie przyjął 26 listopada 1955 roku, kapłańskie 30 marca 1957 roku. Arcybiskup Tymoteusz mianował go proboszczem parafii w Wojnowie z dniem 23 maja 1957 roku. Dokładnie tego samego dnia, w Sokółce, urodził się jego pierwszy syn Sławomir. O. Aleksander służył wśród starowierców, potomków Rosjan, którzy na Mazurach znaleźli schronienie przed prześladowaniami po reformach patriarchy Nikona, a którzy potem, jako jednowiercy przyłączyli się do Cerkwi prawosławnej. Uczył się ich historii, a nawet języka – starsi rozmawiali po rosyjsku, młodsi po niemiecku, wszak w roku przyjścia o. Aleksandra minęło zaledwie dwanaście lat, od kiedy te ziemie, dawne Prusy Wschodnie, przestały być częścią Niemiec. Parafia liczyła ze sto osób. Trzeba było więc utrzymać się z pracy własnych rąk. Makalowie założyli sad, uprawiali ogród, hodowali kury, kaczki, świnie, nawet kozę. I najważniejsze – mieli pasiekę.

(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w e-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)

Anna Radziukiewicz

fot. archiwum rodzinne o. Aleksandra Makala

Odpowiedz