Home > Artykuł > Błogosławieni jesteście, gdy wam urągają i prześladują…

Błogosławieni jesteście, gdy wam urągają i prześladują…

Św. Mardariusz (Uskoković), pierwszy serbski misjonarz i biskup w Ameryce Północnej, jest autorem wielu mądrych i wartościowych homilii, które – chociaż zostały wygłoszone w pierwszej połowie ubiegłego wieku – pozostały aktualne. O tym wybitnym hierarsze pisaliśmy na łamach PP w grudniu ubiegłego roku. Prezentujemy fragmenty jego kazania wygłoszonego w trzecią rocznicę śmierci św. Jana z Kronsztadu, autora dziennika „Moje życie w Chrystusie”, uważanego za jedną z najwybitniejszych pozycji wśród chrześcijańskiej literatury duchowej.

Utraciliśmy wielkiego człowieka, wzorowego, czystego jak kryształ duszpasterza, oddanego prawosławiu, którego tak bardzo potrzebowaliśmy, zwłaszcza w czasach niewiary, zwątpienia i apostazji. Jego imię było znane i cenione wszędzie, zarówno w wielkich miastach, jak i niewielkich wsiach. Tysiące ludzi zostało osieroconych, gdyż utraciło swego spowiednika, duchowego ojca. Czy ktokolwiek, kto potrzebował pomocy w słusznej sprawie, został przez niego zignorowany? Czy ktoś, kto znajdował się blisko niego, nie odczuwał jego głębokiej duchowości? Głosił on Ewangelię, czynił dobro, pomagał potrzebującym, pocieszał zasmuconych, modlił się o pokój na świecie.

Jak wiele wdzięczności, szczerych łez wzbudził w duszach i sercach ludzi, którym dane było go poznać, słuchać jego kazań, spowiadać się u niego i z jego rąk przyjmować Świętą Eucharystię? Gdyby te tysiące osób mogły zebrać się razem, jaki piękny i wzruszający byłby to widok. Kronsztad, za sprawą o. Jana, stał się ośrodkiem religijnego odrodzenia, centrum intelektualnego rozwoju, spokojną przystanią dla niespokojnych dusz. Kapłan był niezwykłym człowiekiem, oddanym szczerze prawosławiu, dzięki któremu można było się wiele nauczyć i osiągnąć ponadczasową duchową korzyść.

W Czarnogórze opowiadano, że o. Jan chodził po ulicach i pomagał ludziom, wspierał cierpiących i nieszczęśliwych, obdarowywał ubogich, nawracał niewierzących. W pobliżu jego domu gromadzili się ludzie różnych statusów społecznych, zarówno biedni, jak i bogaci, ludzie prości i wykształceni, którzy przybywali w celu otrzymania od niego błogosławieństwa. Tak wielka była chwała o. Jana za granicą, na wybrzeżu Morza Adriatyckiego.

Natomiast w Rosji wypełniły się słowa Ewangelii: Tylko w swojej ojczyźnie i w swoim domu może być prorok lekceważony (Mt 13,57), Zaprawdę, powiadam wam: żaden prorok nie jest mile widziany w swojej ojczyźnie (Łk 4,24). Człowiek prawy i gorliwy szerzyciel prawosławia, o. Jan, podczas swej półwiekowej pracy duszpasterskiej, apostolskiej walki był nieustannie prześladowany. Lecz przez kogo? To jest przerażające, ale przez swoich rodaków, którzy z demoniczną siłą napadali na skromnego pasterza stada Chrystusowego, dążąc do zniszczenia i zgaszenia tej lampy, tak jasno świecącej na świeczniku wśród ludu. Ze wszystkich prześladowań dwa były najcięższe. Jedno na początku jego działalności, spowodowane przez zaciekłą zawiść niektórych ludzi wobec pojawiającej się jego chwały wśród wiernych. Natomiast drugie w ostatnich latach jego życia, zainicjowane przez wrogów, którzy chcieli oczernić lubianą, szanowaną i świetlistą osobowość o. Jana.

Ujawniła się haniebna, najbardziej niegodziwa cecha niektórych duchownych, jaką jest zazdrość i zawiść. Kapłani nie mogli, czy też nie chcieli zrozumieć, dlaczego o. Jan darzony jest wśród wiernych tak wielkim uznaniem. Część duchowieństwa przyłączyła się do stronnictwa wrogo usposobionego wobec o. Jana. Żadne przeciwności ze strony świeckiego świata nie są tak przykre, jak intrygi i zawiść ze strony kapłanów, niosących posługę w Cerkwi. Nie tylko o. Jan szedł po takiej ciernistej drodze, gdyż podążało, podąża i będzie podążać nią nadal wielu pasterzy, którym Bóg dał odpowiednie dary i powołał do wysokiej służby. Wiem co mówię, gdyż znam to bardzo dobrze ze swojego doświadczenia. Skrupulatny, oddany duszpasterz, gdy tylko stara się ukazać twórcze talenty, duchowe dary, otrzymane od Boga i dąży do realizacji wzniosłych idei, nieuchronnie doświadcza ze strony swych współbraci kapłanów zazdrości, zawiści, złośliwości i nieprzychylności.

Przez dziesięciolecia ludzie gromadzili się w Kronsztadzie, aby ujrzeć o. Jana i otrzymać od niego błogosławieństwo. Wszyscy byli pod wielkim wrażeniem jego unikalnego daru słowa, niezłomności charakteru, świętego życia, wypełnionego niestrudzoną pracą, czuwaniem, postem i modlitwą. Jego nieskazitelna postawa była ucieleśnieniem prawdy, miłości, świętości i miłosierdzia. Ojciec Jan mógł bez jakichkolwiek przeszkód swobodnie powiedzieć swoim wrogom, którzy go otaczali: „Kto z was wskaże mój grzech?”. Z pełnym oddaniem poświęcał się ludziom, na cierpienia których nikt nie zwracał uwagi. Szczerze kochał naród, który błądził jak stado bez pasterza i kapłan chciał iść do niego ze słowem Ewangelii, lecz wielu go nie przyjęło. Żył nie dla siebie, ale dla ubogich, nieszczęśliwych, potrzebujących słowa pocieszenia i otuchy.

Przeciwnicy o. Jana zdawali sobie sprawę z jego przykładnej, wzorowej, nieskazitelnej postawy, lecz mimo wszystko gotowi byli stanąć przed jego pokorną osobą i na podobieństwo uczonych w Piśmie, faryzeuszy i żydowskich arcykapłanów, zwracających się do Chrystusa, zawołać do niego: Jakim prawem to czynisz? I kto Ci dał tę władzę, żeby to czynić? (Mr 11,28).

Wrogowie o. Jana niejednokrotnie donosili Świętemu Synodowi i metropolicie petersburskiemu o jego działalności, celowo zniekształcając fakty, aby oczernić ulubieńca ludu. Czasem zdarzało się, że władze dawały wiarę fałszywym doniesieniom i zakłócały spokój ducha o. Jana, wzywając go do Petersburga na przesłuchanie. Niektórzy kapłani wychwytywali każdą nowo wymyśloną intrygę i cieszyli się z jej skutecznego rozpowszechnienia wśród mieszkańców Petersburga.

Jednak część duchowieństwa była przychylna o. Janowi i widziała w jego cudownych czynach szczególną łaskę kapłaństwa. Zdawała sobie także sprawę, że duchowny, który izoluje się od wiernych, nie może wpływać na ich stan religijny i moralny. Kapłan, który nie zagłębia się w potrzeby ludzi i unika z nimi żywego kontaktu jest zwykłym urzędnikiem, wykonawcą usług religijnych. Niektórzy duchowni rozumieli swoją wysoką misję i dla nich o. Jan był impulsem do ich własnej aktywnej działalności. Widzieli w nim ideał kapłaństwa. O. Jan dniem i nocą głosił Ewangelię i napominał, a ludzie słuchali go z uwagą. Był niewyczerpalnym źródłem mądrych pouczeń, czynił miłosierdzie i niósł pocieszenie, co przyczyniło się do znacznego wzrostu poziomu moralności wśród lokalnego społeczeństwa. W ten sposób rozpoczęła się, była kontynuowana i zakończyła się działalność władcy serc wielu milionów pobożnych i spragnionych duchowej odnowy ludzi.

Gorliwy sługa Cerkwi musiał znieść wiele prób i doświadczeń. O. Jana szkalowano, oczerniano zarówno ustnie, jak i pisemnie. Fałszywe pomówienia nie powodowały jednak żadnego niepokoju, konsternacji i zażenowania w jego krystalicznie czystej duszy.

(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w e-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)

Św. Mardariusz (Uskoković)
Kiszyniów, 1911 rok
tłum. Andrzej Charyło
fot. pravoslavie.ru

Odpowiedz