Home > Artykuł > Europa dialogu kultur

Z prof. ALEKSANDREM WOJCIECHEM MIKOŁAJCZAKIEM filologiem klasycznym rozmawia Anna Radziukiewicz

Anna Radziukiewicz: – Panie Profesorze, gdzie się kończy Europa?

Aleksander Mikołajczak: – Pierwszy rektor Szkoły Głównej Warszawskiej (późniejszego Uniwersytetu Warszawskiego) Józef Mianowski powiedział w 1862 roku, że „tam, gdzie się kończy łacina”.

– A Pana koledzy, filolodzy klasyczni, co sądzą o tej granicy?

– Dla nich wielka tradycja to ta łacińska, zachodnia. Tam jest ład, porządek. Poza nią, na wschód, rozpoczyna się chaos, jakaś ciemność nieprzenikniona rozumem.

– Ale Pan Profesor, wytrawny znawca łaciny nowożytnej, nieustannie polemizuje z tą tezą.

– I dlatego niektórzy koledzy patrzą na mnie jak na zdrajcę. – A jeśli łacina została niemal wycofana z życia szkół, uniwersytetów i Kościoła w Polsce, ale i gdzie indziej w Europie, to co wyznacza dziś tę granicę?

– Dobre pytanie, na które nie potrafię odpowiedzieć, bo Europa to bardziej idea niż terytorium.

– I chyba nie usiłuje Pan Profesor tego czynić, łącząc a nie dzieląc, dostrzegając wielkość tego co dał Europie i światu Wschód, a nie spychając go w mrok bezkształtu.

– Zajmując się łaciną nowożytną, badam jednocześnie kulturę i sytuację geopolityczną I Rzeczypospolitej, wielonarodowej i wielokulturowej, będącej najpotężniejszym państwem w dziejach polskiej państwowości. O tej wielkości, budowanej przez wiele narodów i religii, zapominamy.

– A na lekcjach historii mówimy?

– Teraz w szkołach bardzo mało mówi się na temat historii powszechnej, wszystko sprowadzając do historii narodowej.

– I najnowszej.

– Tak. A z nowożytnej wypadają dzieje I Rzeczypospolitej.

– Bo te dzieje są niewygodne? Bo nie pasują do mitu żołnierzy wyklętych?

– I Rzeczypospolita to antypody tego mitu.

– Możliwy jest dziś dialog między narodami?

– Jak go prowadzić, jeśli się nie zna historii powszechnej – Francji, Anglii, Rosji, Niemiec, Włoch, Hiszpanii, Bałkanów w różnych epokach i wpływu historii jednego narodu na dzieje drugiego, czego uczy na przykład wybitny historyk brytyjski Norman Davies w swojej „Europie”.

– Historii zagarniania ziem bądź ich tracenia, marginalizacji wpływu kultury, eliminacji znaczenia religii – takiej historii uczyłam się z podręczników. I niewiele rozumiałam. Dopiero gdy spojrzałam na dzieje także przez pryzmat kultury i religii, wiele procesów nabrało wyrazistości, ułożyło się w logiczny ciąg.

– Myślę, że takie pojmowanie historii, o jakim Pani wspomina, jest następstwem epoki francuskiego Oświecenia, kiedy to dzieje zupełnie wyprano z metafizyki.

– A dziś istnieje głód metafizyki?

– Tak. Tyle, że jeśli ludzie nie mogą spełnić się w przestrzeni religijnej, zaczynają mistycznie pojmować naród, co prowadzi do nacjonalizmu, nawet szowinizmu. A ten zawsze był nieszczęściem Europy, doprowadzając do wybuchu pierwszej i drugiej wojny, grzebiąc pod swoimi gruzami dziesiątki milionów Europejczyków.

– Kulty egzotyczne Europejczyków też są tego wyrazem?

– Zwłaszcza młodzi ludzie, poszukując mistycyzmu, konwertują na buddyzm czy hinduizm, bo czują wokół siebie duchową pustkę. Pragną ją czymś zapełnić. Nie wiedzą na przykład, że czystym źródłem duchowości, tryskającym od ponad tysiąca lat, jest Święta Góra Atos.

– Ile razy był Pan Profesor na Atosie?

– Czternaście. Bywałem tam również ze swoimi studentami z gnieźnieńskiego Kolegium Europejskiego UAM. Chciałem, żeby doświadczyli prawosławia w bezpośrednim z nim kontakcie.

– Odkrywa Pan dla siebie Atos? – Nie tylko ja. Na przykład najwybitniejszy architekt dwudziestego wieku, twórca modernizmu, Szwajcar Le Corbusier, jednocześnie urbanista, malarz i rzeźbiarz, twierdził, że jego twórcza osobowość właściwie została ukształtowana na Świętej Górze Atos. To samo twierdzi Wassily Kandinsky, wybitny współtwórca malarstwa abstrakcyjnego. Tyle że Kandinsky był prawosławny. Wywodzi on malarstwo abstrakcyjne z ikony. Brytyjski książę Karol, mający greckie rodzinne korzenie, też odwiedza Świętą Górę. Bywa tam prezydent Federacji Rosyjskiej Władimir Putin.

– Jak to się stało, że znawca nowożytnej łaciny, także starożytnego świata rzymskiego, zachodniego, zainteresował się światem wschodniorzymskim, inaczej bizantyńskim i szerzej – prawosławiem?

– Zajmuję się łacińską nowożytną literaturą pisaną od piętnastego do osiemnastego wieku w Koronie, potem w I Rzeczypospolitej. I Rzeczypospolita była państwem wielonarodowym i wieloreligijnym, w którym mieszkali Polacy, Rusini, Żydzi, Niemcy, Tatarzy, tworząc potężną wspólnotę, w zasadzie pierwszą unię europejską. Zajmując się tym okresem państwowości, wtedy państwa nie tylko Polaków, musiałem spojrzeć na tradycję bizantyńską, która kształtowała prawosławie w tym państwie. Bo nie jest prawdą, że I Rzeczypospolitą tworzy jedynie kultura łacińska. To fenomen kulturowy, w którym łączą się wątki łacińskie i bizantyńskie. To mnie zafascynowało i kazało spojrzeć na tradycję europejską dużo szerzej. Cywilizacja europejska nie ma jedynie korzeni łacińskich, zachodnich, ma i wschodnie.

– Mówi Pan o cywilizacji europejskiej, którą wielu badaczy, również na Wschodzie, chętnie dzieli na dwie – europejską, dokładniej mówiąc zachodnioeuropejską, i prawosławną. Pan mówi o jednej?

– Mówię o dwóch kręgach kulturowych, które wzajemnie się przenikają w ramach jednej cywilizacji. I w tym przenikaniu widzę siłę i wielkość Europy.

– Nie w zderzeniu?

– To amerykański badacz Samuel Huntington widzi na naszym kontynencie zderzenie cywilizacji, prezentując amerykański punkt widzenia. Ja widzę wzajemne przenikanie się, dialog. Europa kultur w dialogu, tak samo jak I Rzeczypospolita, ma właśnie szansę na wielkość, globalną nawet. Europa zderzenia i wzajemnej walki tę szansę traci. I dziś właśnie niestety mamy problem – w Polsce, ale i w krajach zachodnich, widzi się na wschodzie Europy obcość.

– I dzikość.

– Niestety, a to paraliżuje dialog, rozdrabnia Europę, zamyka narody w nacjonalistycznych kręgach.

– Jaki czas w okresie Pana badań najbardziej sprzyjał dialogowi kultur wewnątrzeuropejskiej cywilizacji?

– Pierwsze lata po przemianach 1989 roku szczególnie sprzyjały snuciu tego typu refleksji. Mogliśmy się czuć suwerenni. Otworzyliśmy się na Zachód, ale też byliśmy jeszcze otwarci na Wschód. Wróciliśmy jakby do sytuacji I Rzeczypospolitej. Sprzyjał nam wtedy pontyfikat Jana Pawła II, prawdziwie ekumenicznego papieża. Tej otwartości nie widzimy już ani u Benedykta XVI, ani u Franciszka. Jan Paweł II był duchowo dziedzicem I Rzeczypospolitej, przywiązywał wielkie znaczenie do misji świętych braci Cyryla i Metodego, postaci jednoczących Europę. Powtarzał, że drugim płucem europejskiego chrześcijaństwa jest prawosławie. Wtedy napisałem najwięcej artykułów na temat przenikania się kultur. Ale ten czas szybko się skończył. Do głosu zaczęły dochodzić demony nacjonalizmu, które są nieszczęściem Europy, trucizną europejskiej cywilizacji.

– Nacjonalizm bardzo łatwo podgrzać. Wystarczy kilka lat sprzyjającej mu państwowej władzy.

– Zgadzam się. To bardzo przykre, że dorobek rozwijanego latami dialogu może być tak szybko pogrzebany, nawet w ciągu kilku miesięcy.

– Celebrujemy nacjonalizm?

– Celebrujemy narodowy egoizm, służąc rzekomemu dobru państwa i narodu. Nic bardziej błędnego! Nacjonalizm nie służy dobru powszechnemu! W żadnym aspekcie. Gospodarczym, bo zamyka wymianę międzynarodową, politycznym, bo podgrzewa nacjonalizm państw ościennych, duchowym, bo usiłuje na miejsce Boga postawić naród.

– Będąc czternaście razy na Atosie miał Pan szansę spotkać św. Paisjusza Hagiorytę (zmarł w 1994 roku), o nauczaniu którego tak chętnie Pan mówi, również na ogólnopolskiej antenie radia Tok FM.

– Nie spotkałem, ale przeczytałem wszystkie tomy o św. Paisjuszu, wydane przez hajnowskiego Bratczyka. To bardzo pożyteczna lektura. A na Świętej Górze staram się zawsze spotykać z hieromnichem Gabrielem (Krańczukiem), wyrosłym w cieniu monasteru w Jabłecznej, który pośrednio czuje się uczniem św. Paisjusza, jest jego naśladowcą. Do ojca Gabriela przychodziłem ze swoimi studentami nawet w środku jego snu, odpoczynku, i zawsze był gotów do rozmowy.

– Św. Paisjusz wiele mówił, nie będąc ani psychologiem, ani socjologiem, o kryzysie współczesnej cywilizacji.

– Człowiek, stworzony na obraz i podobieństwo Boga, przestał w sobie dostrzegać Boga – to jest właśnie wielkie przesłanie św. Paisjusza, który w ten sposób interpretował kryzys cywilizacji, który dla niego jest po prostu kryzysem człowieczeństwa. Należy odbudować związek człowieka z Bogiem.

– I wtedy wszystko ustawi się na swoim miejscu?

– Tak, również rozwiąże się tak dojmujący teraz kryzys ekologiczny. Gdyby nauki starca Paisjusza były powszechnie przyswajane, ludzie by zrozumieli, że rozwój cywilizacji nie polega na mnożeniu dóbr i przyswajaniu sobie często bezsensownej wiedzy, która do niczego się nie przydaje, a przede wszystkim na rozwoju duchowym.

– Św. Paisjusz był skrajnym ascetą. Żył tak ostrożnie, delikatnie, tak minimalnie korzystając z dóbr wszelkich, jakby świat był porcelanową figurką, stworzoną przez Najwyższego i grzechem by było ją naruszyć.

– Święty jadał minimalne, a puszka po konserwach zastępowała mu kubek, talerz, garnek. Nie potrzebował niczego, co potrzebne z naszego punku widzenia.

– Pisarka Dorota Masłowska mówi w wywiadzie dla Tygodnika Powszechnego, że do Covidu żyła na trzech kontynentach w ciągu miesiąca. Z rana wracała z podróży, by zdążyć nieraz na samolot, który odlatywał wieczorem. Bywało, że po przylocie na inny kontynent nie opuszczała hotelowego pokoju, bo dochodziła do wniosku – po co, przecież tam obca kultura, obcy ludzie. Dlaczego latała? Bo mogła i lotnisko było blisko domu – odpowiada. Ale moje pytanie jest inne. Wydaje mi się, że człowiek nie może zastygnąć w bezruchu. Potrzebuje pracy. Jeśli pozbawił siebie ogromnego wysiłku na drodze duchowego przemieniania, to będzie nieustannie „przerabiać” powierzchnię ziemi – do zatracenia, do nieodwracalnych zmian w czystości powietrza, wód, gleby, „dziur” w atmosferze, topienia się gór lodowych, pustynnienia gleb. Jednym słowem kryzys ekologiczny to kryzys duchowy.

– Tak jest! Aktywność niszczycielska wobec świata jest spowodowana brakiem przestrzeni metafizycznej, która jakby znikła ludziom z oczu, jakby wyparowała. Trzeba ją ludziom na powrót pokazać, odsłonić.

– Czy pięciotomowa seria książek o Świętej Górze Atos, którą pisze Pan razem ze swoim uczniem, prof. Rafałem Dymczykiem, będzie odsłaniała ten duchowy wymiar Góry?

– Mamy nadzieję, że tak będzie.

– Dlaczego pięć tomów?

– Bo pięć zmysłów w niej omawiamy. Wzrok, słuch, węch, smak i dotyk, oczywiście w kontekście Świętej Góry. Zmysły nie są zawieszone w próżni. Pozostają zawsze w relacji do innego człowieka, do przedmiotów. I właśnie z perspektywy przedmiotów omawiamy te zmysły.

– Czysty materializm?

– Ależ skąd! Przedmioty też są przeniknięte Bożą subtelną energią, tak samo jak przeniknięte nią jest ciało człowieka. Hagioryci są dzisiaj głównymi przedstawicielami hezychazmu. A hezychaści nie negują ciała. Poprzez ciało, poprzez przedmiot, doświadczają w swojej głębokiej modlitwie piękna świata nadprzyrodzonego. I to filokaliczne doświadczenie natchnęło nas, by Świętą Górę Atos pokazać poprzez zmysły. Ta seria książek jest właściwie interpretacją sposobu postrzegania świata przez starca Paisjusza, który także poprzez przedmioty potrafił pokazać metafizyczny wymiar rzeczywistości.

– Kto wyda serię?

– Wydawnictwo naukowe Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu, a recenzentem pracy zgodził się być wybitny znawca prawosławia, profesor Aleksander Naumow, za co jestem mu bardzo wdzięczny.

– W języku polskim niemal nie ma książek o Świętej Górze. Garść artykułów i to wszystko. A jej przeszłość istnieje w polskiej świadomości tylko w najogólniejszym zarysie.

– Ale można to zmienić, a przynajmniej rozświetlić wiek XVIII. Wasilij Barski, Rusin z Rzeczypospolitej, przebywał w końcu XVIII wieku dwa lata na Świętej Górze Atos. Nie dość, że był niezwykle uważnym obserwatorem, to jeszcze te obserwacje zapisał. Spod jego pióra wyszło dziewięciusetstronicowe dzieło w języku cerkiewnosłowiańskim. Trzecia jego część, czyli około trzystu stron, jest poświęcona Atosowi. On nawet rysował, i to nie tylko Wielką Ławrę i inne monastery, ale także duchownych i mnichów podczas Liturgii. Numerował postacie i opisywał, jakie czynności i jaki rodzaj ruchu każda z nich wykonuje. To kapitalne źródło wiedzy o XVIII-wiecznym Atosie. Nie ma lepszego. Wydano je w Petersburgu w 1797 roku. Przetłumaczyli je Rosjanie, Anglicy i Ukraińcy.

– Dla Polaków to obce dzieło?

– Dla mnie literatura polska to nie tylko literatura pisana w języku polskim, ale także rusińskim czy cerkiewnosłowiańskim. Wszak powstawała w granicach państwa polskiego, czy potem wspólnego z innymi narodami, głównie ruskim. Powinniśmy więc ją znać i pielęgnować.

– Tak samo myśli prof. Andrzej Romanowski, polonista.

– Niestety, jesteśmy powszechnie nierozumiani.

– Piękno zbawi świat?

– Tak mówi Dostojewski. Mówił w czasie, gdy z greki na rosyjski przełożył Paisjusz Wieliczkowski „Filokalię”. Dostojewski mógł więc przeczytać o doświadczeniu hezychastycznym. Zdanie Dostojewskiego „Piękno zbawi świat” mówi o pięknie absolutnym, czyli duchowym, widząc je w jedności ducha i ciała, w jedności psychofizycznej, co jest charakterystyczne dla całej myśli chrześcijańskiej.

– Na Świętą Górę Atos można wejść, zdobyć ją fizycznie?

– Jest taka tradycja, że na święto Przemienienia Pańskiego wchodzi się pieszo na szczyt Góry. Ostatnim razem było mi za trudno. Wszedł na niego Rafał Dymczyk z synami. Ale najważniejsze – wejść na nią duchowo.

– To fenomen – z różnych kontynentów przybywali na Świętą Górę uczeni, artyści, by spotkać się z Paisjuszem, prostym zdawałoby się mnichem, ubogim i skromnym, który nawet pisać poprawnie nie umiał…

– Ale miał duchową głębię. Był mądry. A mądrości nie można utożsamiać z wiedzą. Bywa, że ludzie dysponujący ogromną wiedzą, są duchowymi głupcami.

– Dziękuję za rozmowę.

Prof. Aleksander Wojciech Mikołajczak skończył liceum ogólnokształcące w Gnieźnie, studiował na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu i jest do dziś związany z tą uczelnią jako badacz i wykładowca. Filolog klasyczny, tłumacz poezji łacińskiej, historyk idei, badacz cywilizacji, eseista, od 2009 roku dyrektor naukowy Collegium European Gnesnense. Gościnnie wykładał na uniwersytetach w Wenecji, Skopje, Plovdiv, Humaniu, także na uniwersytetach w Chinach. Jest autorem ponad dwustu pozycji, w tym dziewięciu monografii, dziesięciu książek popularnonaukowych i eseistycznych, prac tłumaczonych na francuski, angielski, ukraiński, bułgarski, chorwacki, chiński. Jest znany z tego, że dba o literacką formę tekstu naukowego, w Polsce zaniedbywaną. Był redaktorem naczelnym pisma naukowego „Fundamenta Europaea”.

fot. Anna Radziukiewicz

Odpowiedz