Home > Artykuł > Kustosz polskiego Wschodu

Kustosz polskiego Wschodu

6 stycznia minęła piąta rocznica śmierci o. mitrata dr. Grzegorza Sosny, niestrudzonego badacza dziejów polskiego prawosławia, skrupulatnego bibliografa, dobrego ducha odradzającego się w Polsce po 1989 roku ruchu białoruskiego. O. Sosna ocalił od zapomnienia wiele cerkwi i parafii prawosławnych, po których nieraz nie został żaden ślad.

Spotykaliśmy się najczęściej na uroczystościach Spasa na Grabarce, toteż gdy w 2015 roku nie dostrzegłem tam jego charakterystycznej, wysokiej sylwetki, miałem nie najlepsze przeczucia. Niespełna pięć miesięcy później ojciec mitrat zmarł.

Poznaliśmy się w połowie lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku, najpierw korespondencyjnie. O. Grzegorz wiedział, że interesuję się prawosławiem i posyłał mi swoje „Bibliografie”, a potem także inne książki. Wszystkie pozycje opatrywał miłą dedykacją. Bo taki właśnie był – serdeczny, ciepły, otwarty, potrafiący okazywać wdzięczność. Ze zdumieniem znajdowałem w tych „Bibliografiach” także swoje, nieraz bardzo skromne, publikacje o prawosławiu, jak mi się wydawało niegodne zauważenia, a mój wspaniały Imiennik je odnotowywał. Ilekroć się spotykaliśmy, zawsze mi dziękował.

Był bibliografem bardzo dokładnym, a jego prace zostały zauważone i docenione w środowisku naukowym. Dr Ryszard Żmuda z Uniwersytetu Łódzkiego, badacz o olbrzymim dorobku bibliograficznym, zaliczył o. dr. Grzegorza Sosnę do wąskiego grona najwybitniejszych współczesnych bibliografów w Polsce. Jego wielką zasługą było dokumentowanie zapomnianych nieraz miejsc i wydarzeń z dziejów prawosławia na ziemiach polskich. Czytając jego prace ze zdumieniem odkrywałem, że w takiej czy innej miejscowości znajdowała się cerkiew. Poprzez swoje publikacje o. Grzegorz Sosna jakby mówił swoim współwyznawcom: „Nie zapominajcie, bądźcie dumni ze swego dziedzictwa!”.

Bardzo się ucieszyłem, kiedy za swoją działalność o. Grzegorz otrzymał w 2001 roku Nagrodę im. św. brata Alberta. Moja radość była tym większa, że wyróżnienie razem z nim przyznano matuszce Antoninie. To był kapitalny pomysł, aby uhonorować razem małżeństwo, bo przecież matuszka Antonina prowadziła dom, ale także była współautorką, pisanych z o. Grzegorzem, książek i artykułów.

O. Grzegorz Sosna wiele razy zapraszał mnie do Ryboł, a mnie jakoś było nie po drodze, mimo że często jeździłem do rodziny do Białegostoku. Wreszcie okazja się nadarzyła. Dla kanału Religia tv. realizowałem film dokumentalny o matuszce Barbarze (Grosser). Wiedziałem, że Sosnowie wiedzą bardzo dużo o tej świątobliwej mniszce. Chętnie zgodzili się na wywiad i z ekipą filmową przyjechałem do Ryboł.

Zostaliśmy przyjęci niezwykle gościnnie. Dziennikarze i filmowcy nie są rozpieszczani, nie zawsze nawet zostaną poczęstowani przysłowiową herbatą. Tymczasem u Sosnów stół był obficie zastawiony, na zasadzie „czym chata bogata”.

Dopiero potem było kręcenie zdjęć na łące, z uroczą cerkwią św. św. Kosmy i Damiana w tle.

W pewnym momencie zajrzałem operatorowi przez ramię i zauważyłem kozę skubiącą trawę. Dla filmowców takie sceny to gratka, nie omieszkałem o tym wspomnieć o. Grzegorzowi. „Może bez tej kozy” – powiedział, ale na nasze prośby dobrotliwie się zgodził, żeby scenę zostawić w filmie.

Dzięki serdecznej atmosferze, stworzonej przez naszych gospodarzy, wracaliśmy do Warszawy w znakomitych nastrojach. Któryś z kolegów powiedział: „Nie wiedziałem, że prawosławni to tacy fajni ludzie”.

Grzegorz Polak

Odpowiedz