Home > Artykuł > Odszedł do Pana o. Jerzy Mackiewicz

Odszedł do Pana o. Jerzy Mackiewicz

6 stycznia, w wigilię święta Narodzenia Chrystusa, odszedł do Pana w wieku 78 lat o. mitrat Jerzy Mackiewicz. Pogrzeb odbył się w cerkwi Wszystkich Świętych w Białymstoku na Wygodzie, w której służył jako proboszcz w latach 2007-2017. Podczas uroczystości arcybiskup białostocki i gdański Jakub mówił, że o. Jerzy w ciągu trzydziestu lat swojej dyrygenckiej misji odszukał i zaaranżował wiele rzadkich i mało znanych kompozycji muzyki cerkiewnej, wychował dziesiątki młodych dyrygentów. Był człowiekiem głębokiej wiary i wielu talentów, rozmiłowanym w pięknie prawosławnego ustawu, dzięki czemu nabożeństwa z jego udziałem były podniosłe i harmonijne.

Batiuszka Jerzy Mackiewicz przyszedł na świat w Siemianówce na Białostocczyźnie w 1942 roku. Śpiewać zaczął, zanim poszedł do szkoły. Kobiety, gdy wieczorami zbierały się po domach, prosiły: – Żorzyk paśpiawaj! – Tylko zalezu na lażanku – odpowiadał. Piec stał się jego pierwszą sceną. Do szkoły podstawowej chodził w rodzinnej Siemianówce. Uczył jeden nauczyciel, Mikołaj Samosik. Płacono mu zbożem. Przez trzy lata wszystkich przedmiotów uczył się po białorusku. Do liceum dojeżdżał do Hajnówki. Siedem kilometrów szedł do stacji w Narewce. Potem puszczono pociąg do Siemianówki. Na szczęcie do cerkwi było blisko, bo znajdowała się w Siemianówce. Po dwóch latach zamienił liceum ogólnokształcące w Hajnówce na seminarium duchowne w Warszawie. Naukę w liceum kontynuował, ale wieczorowo. Ubogo wtedy było. Seminarzyści spali na piętrowych łóżkach, przekazanych przez wojsko. Ale i takie miejsce było niezwykle cenne. Przekonał się o tym, gdy został wyrzucony z internatu. Za przewinienie. W Warszawie działał chór, prowadzony przez Borysa Mularczyka, pięćdziesięcioosobowy. W repertuarze miał rosyjskie pieśni. Chór miał mieć dwa koncerty w Łodzi, a tu dyrygent zachorował. Kto go zastąpi? Jerzy Mackiewicz. Po koncertach Jerzy wraca z Łodzi. – Gdzie byłeś? – pytanie, które najmniej chciał usłyszeć. I propozycja: – Szukaj sobie stancji w mieście. Koncert był zaplanowany na drugą niedzielę Wielkiego Postu. Kara musiała być dotkliwa. Potem ją złagodzono. Mógł wrócić do internatu.

O. Jerzy trafił do Szczecina. Pracował w wojewódzkim szpitalu przeciwgruźliczym w dziale inwestycyjnym. W szczecińskiej cerkwi dyrygował chórem. Nieraz jechał do Stargardu Szczecińskiego do cerkwi, czterdzieści kilometrów od Szczecina, by tam dyrygować chórem. Brał ze sobą kilku chórzystów ze szczecińskiej parafii. W Szczecinie świętowano po nowemu, w Stargardzie po staremu. Łatwiej można było śpiewać w obu parafiach.

O. Jerzy ożenił się z Joanną z domu Nieścioruk, urodzoną na Mazurach po Akcji Wisła.

Tuż przed ślubem dyrektor metropolitalnej kancelarii, ihumen Sawa, obecny metropolita Cerkwi w Polsce, zaproponował o. Jerzemu Mackiewiczowi powrót do Warszawy i pracę dyrygenta katedralnego chóru oraz wychowawcy w seminarium. Locum tenens tronu metropolity był wtedy arcybiskup Gieorgij (Korenistow). – Mnich i arystokrata, urodzony w Carskim Siole – mówił o władyce o. Jerzy. – Do Polski przybył z Petersburga. Lubił prosty śpiew, modlitewny. Kochał muzykę poważną. W błogosławieństwie na ślub napisał: „Nie spieszcie się w swiaszczenstwo. Póki co duchownych mamy, a dyrygentów brak”.

Największe przeżycie w Warszawie? Intronizacja nowego metropolity Wasilija (Doroszkiewicza). 28-letni o. Jerzy dyrygował chórem. Goście przybyli, jak określa o. Jerzy, z całego świata. Było to ogromne przeżycie i odpowiedzialność.

W Warszawie Mackiewiczowie zatrzymali się na pół roku.

W 1970 roku byli już w Białymstoku. Tu o. Jerzy przybył jako dyrygent, znów katedralnego chóru, którym dyrygował przez 24 lata. Znów z dużą odpowiedzialnością. Pracy mnóstwo. W Białymstoku były tylko dwie parafie, druga w Dojlidach. Starosielce i Fasty pozostawały poza granicami miasta. Tyle nabożeństw, ślubów, pogrzebów. Wszędzie potrzebny chór i dyrygent. Bywało po siedem ślubów podczas jednej niedzieli. A o. Jerzy sam.

Pamięta swój pierwszy poważny egzamin przed publicznością. Zbliżał się Bożonarodzeniowy koncert. Chórem miał dyrygować Piotr Domańczuk. Był wtedy akurat w Warszawie. Wracał do Białegostoku. Ale pomylił pociągi. Wsiadł do składu jadącego do Gdańska. O. Serafin Żeleźniakowicz, proboszcz katedralnej cerkwi, w rozpaczy. – Rób co chcesz. Koncert musi się odbyć – mówi do o. Jerzego. – Nawet nut nie mam – usłyszał proboszcz. – Są zamknięte w pokoju, do którego kluczy nie mamy. Drzwi wyłamano. Nuty znaleziono. Chór w teatrze wystąpił pod dyrekcją o. Jerzego Mackiewicza. Z powodzeniem.

Chór w Białymstoku o. Jerzy przejął po Piotrze Domańczuku, Chołmszczaku. W chórze śpiewało nawet po czterdzieści osób. W tym chórze nabierała klasy między innymi Małgorzata Pańko, dziś solistka, sopranistka śpiewająca na scenach Warszawy i innych stolic. Śpiewała Ewa Mackiewicz, to nie rodzina, która prowadzi jeden z akademickich chórów w Warszawie, Małgorzata Wróblewska, też dyrygentka. Śpiewali bracia Bogdan i Adam Purowie, od lat dojrzali cerkiewni dyrygenci, Anna Makac, też dyrygentka.

Gdy białostocką katedrę objął w 1981 roku arcybiskup Sawa, zarządził, że wszyscy parafialni dyrygenci chórów muszą przejść kurs. Za prowadzenie kursu dyrygowania uczynił hierarcha odpowiedzialnym o. Jerzego. Dopiero ci, którzy pokazali dyplom ukończenia szkolenia, otrzymywali od władyki dekret, mianujący na dyrygenta.

(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w e-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)

Anna Radziukiewicz
fot. Andrzej Mackiewicz

Odpowiedz