Home > Artykuł > Kwiecień 2021 > Chorzy potrzebują lekarza

W sobotę trzeciego tygodnia Wielkiego Postu, przed Niedzielą Krestopokłonną, wierni słyszą ewangeliczne czytanie o powołaniu kolejnego apostoła – Lewiego (Mateusza) oraz uniwersalne słowa nawiązujące do istoty zarówno Chrystusowego posługiwania, jak i postu, który właśnie przeżywamy. W odpowiedzi na zarzut, że Jezus obcuje z „celnikami i grzesznikami”, ten odpowiedział: „Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają. Nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, ale grzeszników”.

Powołanie celnika apostoła to wybór kandydata najgorszego z możliwych. Gorszego od zdziercy rodaków na służbie u okupantów wprost trudno sobie wyobrazić. „Celnik” i „grzesznik” wymawiano jednym tchem. Jednak Chrystus widzi nie tylko obecny stan, ale potencjał człowieka, nie to kim jest teraz, ale kim może się stać. Widzi serce tego grzesznika i dostrzega w nim coś podobnego, jak u innego poborcy, Zacheusza – wolę przemiany swego życia, ponieważ dotychczasowe mu obmierzło. Tłum gotów byłby tego niegodziwca rozszarpać na strzępy, lecz Jezus łagodnie mówi mu: „Idź za mną” i ten, ponoć bezwzględny groszorób, bez żalu porzuca swe intratne zajęcie i idzie na poniewierkę, by później stać się autorem jednej z Ewangelii. To jeszcze jeden dowód na to, żeby unikać pospiesznego osądu. Grzesznik jest jak dziecko, o którym nie wiemy, kim stanie się w dorosłym życiu. Podobnie odrzucamy karę śmierci z powodu nieodwracalności wyroku w przypadku pomyłki sądowej. Skoro pierwszym zbawionym został łotr, bynajmniej nie bezpodstawnie ukrzyżowany razem z Chrystusem, to pokazuje, jak bardzo różna od naszej jest Boża optyka.

Opis powołania celnika Mateusza na apostoła odnotowują jeszcze św. Łukasz (Łk 5,27-32) i św. Mateusz (Mt 9,9-13). Ten drugi dodaje ważne, godne osobnego omówienia, zdanie: Idźcie i starajcie się zrozumieć, co znaczy: «Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary». Całkowicie odmienny stosunek do Prawa i człowieka, miłość i troska o „chorych i grzeszników” zamiast ich odrzucenia na rzecz „zdrowych i sprawiedliwych”, to przedmiot bezustannego sporu i konfliktu Chrystusa z ówczesnymi elitami duchownymi. „Dlaczego my postępujemy tak, jak należy, a ty – na odwrót? Dlaczego nie przestrzegasz szabatu? Dlaczego nie dbasz o czystość rytualną? Dlaczego zadajesz się z wyrzutkami społecznymi?”. To „dlaczego”, ciągły wyrzut i potępienie, Chrystus słyszał na każdym kroku. Ci, formalnie przyzwoici, ludzie uważali, że „kto z kim przestaje, takim się staje” i bez ogródek nazwali Jezusa przyjacielem celników i grzeszników, żarłokiem i pijakiem (Łk 7,34). Inaczej mówiąc, uważali: Jak On może twierdzić, że przyszedł od Boga, skoro zadaje się z takimi ludźmi? Gdyby był od Boga, od takich jak tamci trzymałby się jak najdalej. I już u początku swego posługiwania Jezus tłumaczy im: Nie przyszedłem wzywać do nawrócenia sprawiedliwych, lecz grzesznych (Łk 5,32). Przyszedłem właśnie do tych wzgardzonych przez was, do zagubionych owiec, do grzeszników takich jak celnicy, do ludzi skalanych i upadłych jak nierządnice, aby ich podnieść, uleczyć, oczyścić i naprawić. Przyszedłem, by leczyć i uzdrawiać chorych, oczyszczać z brudu, podnosić i podźwigać słabych, ratować i ocalać grzesznych, opatrywać rannych, uwalniać niewolników i wszystkim ubogim nieść Dobrą Nowinę (to dlatego wczesne chrześcijaństwo nazywano „religią wdów i niewolników). Przecież sami rozumiecie, że nie zdrowi potrzebują lekarza, ale ci co się źle mają – mówił Chrystus.

Argument nie do obalenia, ale dla oponentów i tak był nieprzekonywujący. Grzesznicy, według nich, zasługują na ostracyzm, pobożni na uznanie. Pierwszych należy karać lub unikać, drugich wielbić i honorować. Jednakowe traktowanie dobrych i złych, było dla nich zaprzeczeniem elementarnej sprawiedliwości.

Chrystus nie przyszedł do bezgrzesznych w tym sensie, że takich po prostu nie ma. Wszyscy zgrzeszyli i brak im chwały Bożej (Rz 3,23). Jeśli mówimy, że grzechu nie mamy, sami siebie zwodzimy, i prawdy w nas nie ma (1 J 1,8). W oczach Bożych każdy jest winny, jakkolwiek każdy po swojemu i w niejednakowym stopniu. Psalmista pisał: Pan spogląda z nieba na synów ludzkich (…) Wszyscy zbłądzili, stali się nikczemni, nie ma takiego, co dobrze czyni, nie ma ani jednego (Ps 14,2-3). Uczeni w Piśmie i faryzeusze uważali siebie za wzór cnót i byli w błędzie. Byli grzesznikami, nawet większymi od celników z ich kompanami.

Niektórzy nie dostrzegają i nie uświadamiają sobie własnej grzeszności, upadku ani choroby. W oczach Boga tacy ludzie są godni politowania i na nic dobrego nie zasługują. Jeśli czuję się człowiekiem bez zarzutu, to Ewangelia, którą oferuje Jezus, nie jest dla mnie. Bóg nie ma mi nic do zaoferowania, bo nic od Boga nie potrzebuję.

(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w e-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)

o. Konstanty Bondaruk

Odpowiedz