Home > Artykuł > Kwiecień 2021 > Głos ludu czy Boga?

Podczas nabożeństw pasyjnych i w Wielkim Tygodniu kilkakrotnie słyszymy opis sądu nad Chrystusem. Rozumiemy, że tak musiało się stać, by spełniły się wszystkie proroctwa i Boży plan zbawienia. Wiemy, czym kierował się Piłat, kapłani, nawet Judasz, tylko nie przestaje nas zdumiewać nieobliczalna postawa tłumu – gwałtowne przejście od aplauzu „Hosanna” w Niedzielę Palmową do wściekłego żądania „ukrzyżuj go” w Wielki Piątek. Jak się to ma do słynnego przysłowia: „Głos ludu, głosem Bożym?”.

Ewangeliści pisali rzeczowo i krótko, a mimo to wystarczająco plastycznie oddali ten najważniejszy proces sądowy w historii świata. W istocie nie autentyczny sąd, lecz parodię sądu. Nie wyznaczono obrońcy, nie zastosowano żadnego z przyjętych i respektowanych praw. Oskarżonego odsyłano od jednego do drugiego trybunału, aby wszystko załatwić w kilka godzin. Do cna zepsuty Herod nie chciał nawet zbadać sprawy, oczekując co najwyżej cudu i widowiska. Również rzymski namiestnik Piłat zetknął się tylko z niepotrzebnym kłopotem, bo trzeba było podjąć jakąś decyzję, gdyż naród Twój i arcykapłani wydali mi Ciebie (J 18,35). Natomiast arcykapłani także wydali już wyrok i żądali jego wykonania ustami podburzonego motłochu. Dopięli swego. Za zgodą politycznej władzy państwowej zrealizowali religijny plan usunięcia tego, który sam siebie uczynił Synem Bożym (J 19,7). Ewangelista Mateusz zanotował straszne, wręcz złowróżebne, słowa. Oto gdy Piłat, widząc że nic nie osiąga, a wzburzenie raczej wzrasta, wziął wodę i umył ręce wobec tłumu, mówiąc: „Nie jestem winny krwi tego Sprawiedliwego. To wasza rzecz”. A cały lud zawołał: „Krew Jego na nas i na dzieci nasze” (Mt 27,24-25). Nieprawdopodobna zawziętość. Niełatwe zadanie dla psychoanalityków. Jezus widzi, że wszyscy ci ludzie pobłądzili, dlatego z Krzyża prosił Boga Ojca: Przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią (Łk 23,34). To był moment czasowego triumfu szatana, władcy tego świata (J 14,30).

CZY BÓG STAJE PO STRONIE WIĘKSZOŚCI?

Istnieje popularne powiedzenie Vox populi, vox Dei. Przywołuje się je bardzo często i chętnie, zwłaszcza wtedy, gdy obejmuje się jakąś wysoką posadę wybieralną. W Cerkwi jednomyślna zgoda całego ludu jest znakiem Bożej zgody. Aklamacja Aksios pojawiła się we wczesnym chrześcijaństwie i funkcjonuje do dziś przy wyborze i kapłanów, i biskupów oraz kanonizacji świętych. Mimo iż etymologia sentencji jest bardzo stara, to zawsze łączy się ją z osobą Alkuina. W roku 798 ten anglosaski mnich, teolog i filozof w swym „Liście” do Karola Wielkiego pisał: (cytuję kluczowe zdanie). Populus iuxta sanctiones divinas ducendus est, non sequendus: et ad testimonium persone magis eliguntur honeste. Nec audiendi qui solent dicere: Vox populi, vox Dei, quum tumultuositas vulgi semper insaniae proxima sit. (Zgodnie z przykazaniami Bożymi należy prowadzić za sobą, a nie iść za ludem; bardziej należy polegać na świadectwie szlachetnych ludzi. I nie należy słuchać tych ludzi, którzy wciąż mówią, że „głos ludu jest głosem Boga”, ponieważ wrzawa tłumu jest zawsze bliska szaleństwu.) Z tego zdania został wyjęty ten właśnie słynny cytat o jedności ludzkiego i Bożego głosu. Jednak ten mądry mnich uważał, że roztropny władca w ogóle nie powinien się oglądać na bezmyślny tłum. Nie może być tak, że Bóg ma się zniżać do poziomu wzburzonego tłumu. Zdarzało się, że za mniejsze bluźnierstwa ludzie lądowali za kratami lub płonęli na stosach. Chętnie cytowany Alkuina twierdził więc coś zupełnie przeciwnego, niż się mu przypisuje.

Natrafiłem na jeszcze jeden ciekawy fakt historyczny. Potwierdza on pogląd uczonego mnicha sprzed tysiąca dwustu lat. Pod koniec X wieku (991 rok) w mieście Rheims wskutek intryg i konfliktów nowym arcybiskupem został Herbert Aureliacus (przyszły papież Sylwester II). Jednak na ulicach wielki tłum manifestował oburzenie i niezgodę, domagano się uznania oczywistego faktu, że „głos ludu jest głosem Bożym”. Jednak zwolennicy nowego arcybiskupa oznajmili, że tak mogą mówić tylko ci, którzy nie znają Pisma Świętego, albo mylnie go interpretują, bo: non errat quippe vox Domini vox populi clamantis: Crucifige, crucifige (Ponieważ nie był głosem Boga głos ludu krzyczącego: ukrzyżuj! ukrzyżuj go). To mocny argument. Bóg miałby chcieć swojej śmierci? To w ogóle jakaś straszliwa niedorzeczność!

PODPIERANIE SIĘ BOŻYM AUTORYTETEM

Podczas wielkich niepokojów społecznych, gdy tzw. masy głośno domagają się zmian, powołują nowych przywódców, można uznać ten gniew ludu za uzasadniony albo potępić jako warcholstwo i rebelię. Gdy jednak ci rebelianci zwyciężają, zwłaszcza z bronią w ręku, to wcześniej czy później pojawi się usprawiedliwienie nawet krwawych wydarzeń, że taka oto była wola ludu, a „głos ludu to głos Boży”. Formułuje się wtedy wytłumaczenie, że walka była słuszna i sprawiedliwość zatriumfowała. Liderzy rewolucji, nawet najwięksi zbrodniarze, są ubóstwiani, wrogowie wycięci w pień.

Jednak mija czas i przychodzi rozczarowanie nową władzą i jej porządkami. Ponownie podburzony przez innych ambitnych prowodyrów tłum rozszarpuje obecne elity i wyłania inne. I znów powtarza się znany refren: „Głos ludu, głosem Boga”. Czy Bóg rzeczywiście sankcjonuje każdy nowy ludzki pomysł? Przeciwnie. To ludzie raz po raz chytrze podpierają się rzekomym wsparciem Najwyższego autorytetu, przywołują imię Boże dla usprawiedliwienia swych zmiennych kaprysów, nastrojów, poglądów i fanaberii.

Szczególnie donośnie głos ludu brzmiał podczas zbrojnych powstań, które w razie klęski zyskiwały miano „krwawego buntu” lub „próby przewrotu stanu”, natomiast w wypadku zwycięstwa urastały do rangi „wielkiej rewolucji”. Gdy chodzi o masowość poparcia dla „nowego porządku”, to w latach 30. XX wieku absolutna większość Niemców, udręczonych kryzysem i bezrobociem, z nadzieją, bezkrytycznie i entuzjastycznie poparła zwolennika „powstania z kolan”, wodza nacjonalistów – Hitlera. Z podobnym zachwytem miliony ludzi wielbiły Stalina i nawet dziś są tacy, którzy go samowolnie „kanonizowali”, jak też Iwana Groźnego. Po jego śmierci nawet wielcy poeci, również polscy, pisali płaczliwe wiersze, których później najchętniej by się wyparli, ale napisannoje pierom, nie wyrubisz toporom. Jeżeli głos zmanipulowanych mas miałby być „głosem Bożym”, to aż strach pomyśleć, że Bóg popierał Lenina, Stalina, Hitlera i im podobnych. Naturalnie, to są nowsze czasy. Wcześniej byli władcy typu Nerona, a rzymski tłum żądał najokrutniejszych kaźni dla zwolenników „niebezpiecznej sekty” chrześcijan. W wiekach późniejszych tłum w Hiszpanii i Niemczech zgodnie i z lubością torturował heretyków i czarownice. Przez kilka stuleci białe społeczeństwo Ameryki popierało niewolnictwo, a w prawosławnej Rosji przez kilkaset lat trwało praktycznie to samo, tylko pod nazwą kriepostnoho prawa. Czy Bóg to wszystko akceptował? W żadnym razie.

(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w e-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)

o. Konstanty Bondaruk

Odpowiedz