„Misterium metanoi i spowiedzi”, to tytuł książki arcybiskupa Jerzego (Pańkowskiego), wydanej w ubiegłym roku. Temat zapowiedziany w tytule – ważny i niemal nie poruszany w polskojęzycznej literaturze, poza pracami prof. Krzysztofa Leśniewskiego i o. dr. Włodzimierza Misijuka. W książce arcybiskupa wrocławskiego i szczecińskiego Jerzego, profesora teologii i rektora Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej, temat uzyskał wszechstronny ogląd. Autor opierał się głównie na doświadczeniach misterium spowiedzi greckich ojców, sięgał także do doświadczeń rosyjskich i rumuńskich. Recenzent książki Krzysztof Leśniewski stwierdza, że to pionierskie opracowanie tejże problematyki w naszym kraju.
Powstała nie tylko poważna książka, spełniająca wszelkie wymogi pracy akademickiej, ale także poradnik – dla wszystkich, bo spowiadających się. Jakże cenny! Czytasz i analizujesz swoje grzechy, popełniane w życiu, nie zawsze widziane, i błędy, jakie ci się zdarzały nieraz przy spowiedzi. Ale to i gruntowny poradnik dla spowiadających, duchownych – jak prowadzić misterium spowiedzi, by stało się ono drogą do przemiany człowieka, czyli owej metanoi. To uświadomienie, że to jest sztuka sztuk, wymagająca głębokiej znajomości teologii oraz podstaw psychologii, pedagogiki i psychiatrii, ale przede wszystkich modlitwy. Bo spowiedź dotyka najintymniejszej materii życia ludzkiego – duszy. Dlatego we wstępie do książki o. prof. Jerzy Tofiluk z niepokojem stwierdza, że bolączką naszych czasów jest nierzadko zobojętnienie i skostnienie duchownych wobec spowiedzi. Dlatego ta książka może być jak źródło czystej wody dla obu stron – spowiadającego i spowiadających się.
Co jest najtrudniejsze w posłudze kapłańskiej? Wielu wskaże, że to spowiedź, stwierdza autor. Bo jak dojść nieraz do zatwardziałego serca człowieka i uświadomić mu, że największą krzywdę to on sam sobie zadaje, żyjąc w grzechu, nie spowiadając się z niego właściwie, powtarzając go, czyli nie dokonując metanoi.
W Starym Testamencie
Autor rozpoczyna analizę problemu w Starym Testamencie, bo przecież już wtedy nastąpiło zepsucie rodzaju ludzkiego, czego skutkiem było skrócenie przez Boga życia ludzkiego: niechaj więc żyje tylko sto dwadzieścia lat (Rdz 6,3). „To zepsucie, któremu nie towarzyszyła żadna forma skruchy, spowodowało «żal Boga»” – czytamy. Autor powołuje się na poruszające słowa św. Jana Damasceńskiego, dotyczące pedagogiki Bożego działania wobec grzesznego człowieka, zawarte w jego dziele „Wykład wiary prawdziwej”. Otóż grzeszny człowiek musiał przyjąć surowość życia pełnego udręki i oblec się w konieczność umierania oraz w grubą materialność ciała, czyli oblec się skórą. „Tym człowiekiem, mówię, nie wzgardził Bóg, lecz najpierw karcił go w wieloraki sposób i przywoływał do opamiętania – poprzez wzdychanie i trwogę, poprzez potop wód i wytępienie niemal całego rodzaju ludzkiego (por. Rdz 6,23), przez rozdzielenie języków i ich pomieszanie (por. Rdz 11,7), przez interwencje aniołów (Rdz 18,1 ns.), przez pożogi miast, przez typiczne teofanie, przez wojny, zwycięstwa i klęski, znaki i cuda (…), przez różnorodne moce, przez Prawo i Proroków. To wszystko zmierzało do powstrzymania grzechu, który na różne sposoby pełzał po świecie i ujarzmiał człowieka, zasiewając wszelkiego rodzaju zło w życie ludzkie, oraz do otwarcia człowiekowi drogi powrotnej do szczęścia” – tak pisał św. Jan Damasceński.
Stary Testament postrzega metanoię jako powrót człowieka do Boga z duchowego pogaństwa – czytamy.
W pierwotnym Kościele
Władyka Jerzy stwierdza w książce, że świadome wyznawanie grzechów pozostawało od czasów apostolskich w nierozerwalnej łączności z Liturgią i św. Eucharystią. To wtedy już sformułowano listę grzechów ciężkich: zabójstwo, rozpustę cielesną, apostazję, owe „odpadnięcie” od chrześcijaństwa, herezję. O apostazję, w czasach prześladowania chrześcijaństwa, kiedy chrześcijanie nie wytrzymywali tortur, konfiskaty majątku, mogło być o wiele łatwiej niż dzisiaj. W pierwszych wiekach chrześcijanie stanowili wąski krąg, tym samym wybrany. Mogli być wzorem dla pogan, kiedy wybaczali im prześladowania lub kiedy poszcząc, oddawali zaoszczędzoną żywność ubogim. Z każdym wiekiem pojawiało się coraz więcej chrześcijan, a tym samym ich grzechów i wyzwań duszpasterskich i kanonicznych. Jak „leczyć” człowieka z grzechu? – pytanie brzmiało coraz ostrzej. Separując od św. Eucharystii? Św. Bazyli Wielki proponował taką terapię z grzechu, odsuwając grzesznika na wiele lat od św. Eucharystii. Natomiast kanony po nim powstałe bardziej koncentrowały się na ascezie jako sposobie wychodzenia z grzeszności, tym bardziej, że słabła świadomość eucharystyczna – zmniejszała się częstotliwość przystępowania do kielicha eucharystycznego. Słabł duch życia chrześcijańskiego.
Autor książki skupia się na dokumencie zwanym „Nomokanonem”, przypisywanym przez pewną grupę badaczy św. Janowi Postnikowi, patriarsze Konstantynopola, żyjącym za panowania cesarza Justyniana, czyli w VI wieku, a określający ryt i porządek spowiadania. Jak zmieniają się nasze czasy, jak rośnie pobłażliwość wobec grzechu! Władyka Jerzy stwierdza, że czytając dziś kanony św. Jana Postnika, odnosi się wrażenie, że cechuje go surowe podejście do każdego, kto popełnia grzech. Tymczasem „Nomokanon” Postnika w stosunku do innych kanonów, cechuje właśnie łagodność i pobłażliwość, bo Postnik wolał być osądzony przez Boga za łagodność. A sam był wobec siebie niezwykle surowy – nawet przez sześć miesięcy nie pił wody, a przez 13,5 roku, kiedy był patriarchą, niczego innego nie jadł poza głąbem kapusty lub odrobiną melona czy winogron albo figę. „Także i snu przyjmował bardzo mało i według miary”. Ale jego pobłażliwość z pewnością nie dotyczyła osób hołdujących namiętnościom cielesnym, których określał jako „przyjaciół grzesznego ciała”, choćby grzechu onanizmu (grzech wziął nazwę od starotestamentowego Onana, uśmierconego przez Boga za jego grzech). Grzech ten uśmierca duszę i ciało. Skóra żółknie, niedomaga żołądek, słabnie wzrok, zanika głos, pamięć, umysł traci bystrość, drży ciało, które traci męskość. Człowiek szybciej się starzeje i umiera w mękach. Grzech cudzołóstwa traktowany jest jeszcze poważniej – zakłada trzyletnią separację od św. Eucharystii oraz inne epitymie, przy grzechu homoseksualizmu ilość epitymii wzrasta i wzrasta intensywność jego opłakiwania. Kanon porusza i problem aborcji, jako wymuszonego poronienia. Wówczas ma cierpieć i matka, i ci, którzy do aborcji się przyczynili – mają być odłączeni na pięć a przynajmniej trzy lata od św. Eucharystii. Ale już na przykład złodziej, który ukradł i przyznał się do czynu, już tylko na czterdzieści dni powinien być pozbawiony Eucharystii.
Wielką wagę przywiązywał św. Jan do myśli. Myśl tylko do pewnego momentu grzechem nie jest, zanim nie wstąpimy z nią w dialog i nie zaczniemy jej akceptować, zanim nie zagnieździ się w naszym sercu. Zgoda na namiętny dialog z grzeszną myślą prawie zawsze prowadzi do grzechu, do samej namiętności. Ojcowie Filokalii nawołują, aby nie wierzyć swoim myślom i odpędzać je u samego ich zalążka. Uwierzenie w „dobrą myśl” może być szczeblem do pychy. Myśli mogą mieć pochodzenie, według Ewagriusza, anielskie, ludzkie i demoniczne. Człowiekowi trudno odróżnić ich źródło. „Zło w czystej postaci nie byłoby w stanie skusić jakiegokolwiek człowieka, szatan bowiem zawsze czyni to z „domieszką” rzekomego i złudnego dobra.” Zwykle umiar jest miernikiem dobrych myśli. Każda bowiem myśl, powodująca np. nadmierną troskę o ciało, ubiór, wygląd, czy komfort życia, przekształca się w myśl pustą i nadaremną. Złe myśli są nierozerwalnie związane z pięcioma zmysłami – wzrokiem, słuchem, smakiem, dotykiem i węchem. Dlatego wschodnia ascetyka tak wielką wagę przywiązuje do czujności wobec zmysłów. Myśli pokazują autentyczny obraz duchowego stanu człowieka. Dlatego nie można ich lekceważyć. Z nich trzeba się spowiadać. Ukorzenione mogą wracać także w czasie snu.
Rys historyczny kształtowania się misterium metanoi i spowiedzi jest w tej książce bardzo obszerny. Tymczasem chciałoby się choć trochę zaczerpnąć z nauk i doświadczeń tu zawartych, by każdy z nas lepiej mógł się przygotować do tego ważnego sakramentu.
Bariera wstydu
Wstyd jest barierą, która hamuje przed szczerym wyznaniem grzechów, szczególnie cielesnych. Czytam: „Często w sposób zamierzony i przemyślany pomijają (spowiadający się – ar) i minimalizują swoje ciężkie grzechy, koncentrując się na drobnych przewinieniach, które urastają w ich spowiedzi do rozmiarów poważnych grzechów. (…) Problem tych ludzi sprowadza się do próby zagłuszenia i oślepienia własnego sumienia”. Tak pisał cytowany w książce o. Gabriel z monasteru Dionisiou. To usypianie sumienia i próba usprawiedliwiania grzechu różnymi okolicznościami. Dlatego starzec Gabriel proponuje taki oto dialog ze spowiadającym się: „Powiedz mi, moje dziecię, co pamiętasz na chwilę obecną, abyś zrzucił z siebie przynajmniej część ciężaru swoich grzechów. A kiedy przypomnisz sobie, że zgrzeszyłeś jeszcze czymś innym, przyjdź tutaj znowu. Chrystus jest dobrym Ojcem. On wciąż na ciebie czeka”. O. Gabriel radzi też, by spowiednik nie domagał się drobiazgowej relacji na temat popełnionego grzechu, tym bardziej dotyczącego pożycia małżeńskiego.
Dlatego też tworzono w ciągu wieków katalogi pytań pomocniczych dla spowiadających, które miały ośmielić, czy naprowadzić spowiadającego się, ale nie pogrążyć go w otchłani wstydu.
Jest mowa w książce i o bezwzględnej tajemnicy spowiedzi, za niedotrzymanie której kapłan może być pozbawiony prawa sprawowania nabożeństw i sakramentów. Sam Bóg nigdy nie ujawnił niczyjego grzechu. Już w Starym Testamencie tajemnica usłyszanego słowa miała charakter dożywotni: „Posłyszałeś słowo? Niech umrze z tobą! Nie obawiaj się – nie rozsadzi ciebie” (Syr 19,10).
Od spowiednika wymaga się wyjątkowych cnót. Dlatego w dawnych wiekach, w tradycji greckiej, nie każdemu kapłanowi powierzano rolę spowiednika, tak jak i kaznodziei. Natomiast w tradycji słowiańskiej prawo spowiedzi często pojawia się wraz ze święceniami. I tu zdumienie autora książki: „Obecny jest w niej (słowiańskiej tradycji – ar) także pewien absolutnie niezrozumiały fenomen, mianowicie, że przyjmowanie spowiedzi stało się bardziej posługą najmłodszych kapłanów, niż tych starszych i bardziej doświadczonych”. Tym bardziej, że odpowiedzialność spowiednika nie kończy się wraz z udzieleniem rozgrzeszenia. Powinien on jeszcze trwać w modlitwie za tych, których leczy z grzechu. Dlatego w patrystycznej tradycji spowiadanie zostało określone jako „sztuka sztuk i nauka nauk”. Wszak tu chodzi o duchowe uzdrowienie człowieka. O ukrócenie takich grzechów jak pycha, umiłowanie dóbr materialnych, rozpusta, zazdrość, obżarstwo, gniew, acedia, zaniedbanie, zazdrość, kłamstwo. Trzeba znać powiązania przyczynowo-skutkowe między poszczególnymi grzechami. Czy można niektóre grzechy lekceważyć, na przykład przez zaniedbanie? Nie, bo ten grzech może doprowadzić do paraliżu duchowych sił, kiedy rodzi zniechęcenie, lenistwo, narzekanie, czy użalanie się nad sobą. Może dojść do poddaństwa grzechowi, utraty nadziei, a nawet rozpaczy, po słowiańsku отчаяние (s. 210). Należy pamiętać, że grzech jest zawsze ciekawszy i bardziej pociągający na początku, niż później. Potem zniewala człowieka. Czyni z niego swego niewolnika, a oczekiwania zniewolonego przez grzech potęgują się, stają się nie do zaspokojenia, nie do nasycenia. I to właśnie może wieść ku rozpaczy.
O. Gabriel radzi, by zachowywać wobec grzechów cielesnych bezkompromisowość i nieugiętość, ponieważ te podobne są do „zapałek leżących obok przechowalni ładunków wybuchowych, których iskra może wysadzić całe pomieszczenie w powietrze w mgnieniu oka”.
Spowiednik musi podchodzić do każdej osoby indywidualnie. Spowiedź zbiorowa nie jest terapią. Spowiednik musi też jak ognia strzec się pychy. Św. Sofroniusz Sacharow radził, by nie widział on siebie wyżej od jakiejkolwiek osoby przystępującej do spowiedzi, nawet jeśli ma do czynienia z ostatnim złoczyńcą. Św. Izaak Syryjczyk radził: „Ukochaj grzeszników, znienawidź jednak ich czyny, abyś nie upadł w te same namiętności, w których i oni się znajdują”.
Dlaczego należy wyzbywać się grzechów poprzez spowiedź? Bo grzech wywołuje negatywne skutki w doczesności i wieczności. Na ziemi ma wpływ na psychosomatyczne życie człowieka, a nie leczony metanoią, niesie skutki w życiu wiecznym. Starzec Kleopa (Ilije), duchowy autorytet Rumunów XX wieku, podpowiada, że duchowa choroba rozpoczyna się od ślepoty względem własnego grzechu i że brak świadomości grzechu stoi w sprzeczności z Pismem Świętym. Do wyznawania grzechów potrzebna jest skrucha i odpowiednie przygotowanie, wtedy po modlitwie rozgrzeszającej po grzechach nie zostaje śladu. Na odwrót, gdy skruchy brak, można otrzymać nawet tysiąc rozgrzeszeń od najbardziej doświadczonego ojca duchowego, lecz grzech, jak jad, pozostaje w człowieku.
Rumuński starzec uczy prawidłowej spowiedzi – warto przeczytać te strony (271-275).
(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w e-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)
Anna Radziukiewicz
fot. Mariusz Wideryński
Arcybiskup Jerzy (Pańkowski), Misterium metanoi i spowiedzi, Warszawa 2020, ss. 356.