Metropolita Kykkos i Tyllirii Nikifor napisał książkę. Jest pełna bólu, trwogi i troski. Jest aktem błagania o pokój w Cerkwi, o porzucenie umiłowania władzy i konkurencji na rzecz dialogu, dyktowanego braterską miłością.
A powodem wielkiej trwogi jest cerkiewny problem na Ukrainie, gdzie patriarcha ekumeniczny Bartłomiej, bez wiedzy i zgody pozostałych Cerkwi autokefalicznych, nawet Matki-Cerkwi, czyli ruskiej, nadał w 2018 roku „autokefalię” niekanonicznym rozłamowym strukturom – nie nazywa ich autor Cerkwiami. Te struktury to zarządzana przez „patriarchę” Filareta (Denysenko), obciążonego anatemą, Ukraińska Prawosławna Cerkiew Patriarchatu Kijowskiego oraz Ukraińska Autokefaliczna Cerkiew Prawosławna, kierowana przez Makarego Maleticza, o którym mówi, że sam sobie udzielił święceń biskupich i zdążył być „prawosławnym” pseudobiskupem, unitą, protestantem, osądzonym przez sąd w Australii za pedofilię. To on kontynuował „Ruch” Wasilija Lipkowskiego z czasów po pierwszej wojnie, stworzony przez sowieckie władze dla osłabienia kanonicznej Cerkwi i jej patriarchy Tichona, odrodzony przez żyjącego na Zachodzie Mścisława (Skrypnyka),któryw 1990 roku przyjął tytuł patriarchy.
I te struktury nie pokajały się, nie poprosiły o wybaczenie grzechu rozłamu, co musi być warunkiem niezbędnym, by weszły w skład Cerkwi kanonicznej.
To tym dwóm rozłamowym ugrupowaniom patriarcha Bartłomiej nadał tomos o autokefalii. Na tak zwanym soborze zjednoczeniowym na czele nowej struktury został postawiony Epifaniusz, którego metropolita Kykkos nazywa łże-metropolitą, jako że został podniesiony do rangi biskupa przez Filareta Denysenko, na którym ciąży anatema.
Grecki metropolita Nikifor z trwogą stwierdza, że nadanie przez patriarchę Bartłomieja raskolniczeskim strukturom autokefalii to nic innego jak rozłam, od czego cierpi kanoniczna Cerkiew na Ukrainie z metropolitą Onufrym i całe światowe prawosławie. Rozłam – czytamy – to przestępstwo, grzech niewybaczalny i śmiertelny, którego według św. Jana Złotoustego nie zmywa się nawet śmiercią męczeńską.
W „intronizacji” Epifaniusza nie uczestniczył ani jeden przedstawiciel lokalnej prawosławnej Cerkwi, oprócz reprezentantów patriarchatu ekumenicznego. Ani jedna Cerkiew nie wystosowała listu gratulacyjnego. W ciągu całego roku żadna Cerkiew nie uznała tejże „autokefalii”. Po czym uczynił to patriarchat aleksandryjski i Cerkiew grecka.
Filaret, któremu nadano tytuł „honorowego patriarchy”, ostatecznie wycofał się z akceptacji tomosu o autokefalii, ponieważ „oszukano” go – miał zarządzać nowo utworzoną strukturą (Epifaniusz miał reprezentować ją na zewnątrz) – a w praktyce odsunięto go od władzy.
Cypryjski metropolita uważa, że żaden biskup Cerkwi prawosławnej nie może wobec tego problemu zachowywać się obojętnie ani go przemilczeć.
Etnofiletyzm i prawda
Autor książki jest Grekiem. Wie, że krytykuje działania na Ukrainie patriarchy Konstantynopola Bartłomieja, też Greka. Jednak etnofiletyzm, czyli umiłowanie narodu, jest dla niego niczym wobec umiłowania prawdy. Właśnie uznanie po roku struktur rozłamowych na Ukrainie jako autokefalicznej Cerkwi przez patriarchat aleksandryjski i grecką Cerkiew uważa za etnofiletyzm, bardzo nad tym bolejąc. „Patriarchat konstantynopolitański to patriarchat naszego greckiego narodu, jednak nasz szacunek i miłość wobec niego w żadnym wypadku nie daje nam prawa ślepo i bez protestu przyjmować autorytarne, antykanoniczne i nie do przyjęcia eklezjologiczne działania” – pisze. One bowiem zagrażają ogólnoprawosławnej jedności. Prowadzą do schizmy w łonie prawosławia, porównywalnej tylko z tą z 1054 roku.
Z odwagą
Wie, że napisana przez niego książka-esej-polemika, wyjaśniająca problem na Ukrainie w kontekście świętych kanonów, może wywołać wobec niego ostracyzm, nawet represje. Jest gotów je przyjąć. Nie może bowiem milczeć wobec tragicznych idei wcielanych w życie i katastrofalnych błędów. Obiecuje, że z pokorą i odwagą będzie zawsze i wszędzie głosić prawdę, nie bojąc się prześladowań. Wyżej bowiem stawia Niebiańską Ojczyznę i jej ziemski obraz – Cerkiew – niż narodowe pochodzenie. Przywołuje wielkiego świętego czternastego wieku Marka Efeskiego, uczestnika soboru ferraro-florenckiego (1438-1439).
On jedyny bronił prawdy do końca. Nie godził się na poddanie Cerkwi papieżowi Rzymu. Nie podpisał aktu unii. Nawet imperatorowi Cesarstwa Bizantyńskiego odpowiedział, że ustępstwa w sprawach wiary są niewybaczalne.
Przenoszę się myślami na Cypr, do monasteru Kykkos o niemal tysiącletniej historii, położonego w górach – wspaniałego, kwitnącego, kamiennego, z cudotwórczą ikoną Matki Bożej Kykkoskiej i „wsłuchuję się” w słowa tutejszego metropolity Nikifora.
Hierarcha dodaje, że ustępstwa w sprawach świętych kanonów są niewybaczalne. Marek Efeski jest dla niego wzorem w czasach być może trudniejszych niż za jego życia. Dziś bowiem, kiedy gwałtowny rozwój technologicznej cywilizacji usuwa Boga w cień i ubóstwia człowieka, którego nie interesuje wieczność, bo w nią nie wierzy, a troszczy się tylko o swój ziemski dobrobyt, w wieku braku wiary, demonizmu prześladującego Cerkiew, potrzebujemy biskupów twardych, misjonarzy. Obowiązkiem wszystkich prawosławnych biskupów jest wzajemna rozmowa w duchu miłości, bo ona jest fundamentem jedności Cerkwi.
Z historii
By zrozumieć współczesny problem Ukrainy, trzeba cofnąć się do końca wieku szesnastego, już gorącego, polemicznego w Rzeczypospolitej, przygotowującego dla Cerkwi unię kościelną z Rzymem. I w tym okresie, w roku 1589, zostaje ogłoszony przez cztery wschodnie starożytne patriarchaty nowy patriarchat – moskiewski, uzyskując szóstą pozycję w statusie metropolii, czyli Moskwa uniezależnia się od Konstantynopola.
Jednak ziemie Rusi Kijowskiej, a więc i nasze, dziś znajdujące się w autokefalicznej Cerkwi w Polsce, nadal pozostają w jurysdykcji Konstantynopola. Niestety Konstantynopol nie zdołał ich obronić przed tragiczną w skutkach dla prawosławia unią brzeską 1596 roku. Ale Moskwa się obroniła, mimo zakusów i wobec niej, choćby przez próbę osadzenia na tronie carskim katolickiego kandydata Rzeczypospolitej, syna Zygmunta III Wazy, Władysława IV, czy „dymitriady”.
Nie minął wiek od powołania patriarchatu moskiewskiego i Kijów w 1686 roku, w czasach cara Piotra Wielkiego, przechodzi pod jego jurysdykcję. Patriarcha Konstantynopola Dionizy IV przekazuje kijowską metropolię ruskiej Cerkwi. I od tego czasu przez kolejne 332 lata wszystkie patriarchaty i metropolie uznawały tę metropolię za część ruskiej Cerkwi. Było to zapisane we wszystkich Dyptychach, kalendarzach i rocznikach. Nawet oficjalne wydania ekumenicznego tronu do 2018 roku przyznawały bez żadnych zastrzeżeń, że Ukraina to część kanonicznego terytorium Ruskiej Prawosławnej Cerkwi. Gdy na przykład w 1997 roku patriarcha ruskiej Cerkwi informuje patriarchę Konstantynopola o anatemie nałożonej na Filareta Denysenko, patriarcha Bartłomiej odpowiada: „Żadnego kontaktu ze wspomnianą osobą nie mamy”, uznając tym samym prawo ruskiej Cerkwi do sądzenia biskupów i ich wyświęcania, czyli dwa podstawowe prawa.
Tak więc przez siedem wieków, czyli od chrztu Rusi, kijowska metropolia podlegała Konstantynopolowi i przez ponad 330 lat Moskwie, nigdy przez ponad tysiąc lat nie mając autokefalii.
„Przepisywanie” przeszłości
Danie Ukrainie autokefalii w 2018 roku przez patriarchę Bartłomieja to tak jakby „przepisywanie” przeszłości, poprawianie jej, anulowanie kanonicznego aktu sprzed 332 laty o podporządkowaniu Kijowa Moskwie. To przeciwstawianie się świętym kanonom prawosławnej Cerkwi, które nie dopuszczają naruszenia granic jurysdykcyjnych. Tymczasem patriarcha Bartłomiej je naruszył. Wtargnął ze swoimi decyzjami na kanoniczne terytorium innej lokalnej Cerkwi. Naruszył zasady soborów powszechnych drugiego i trzeciego, które ostro zabraniają takiej interwencji – pisze metropolita Nikifor. Dodaje, że ustaleń soborów powszechnych nie możemy naruszać pod żadnym warunkiem, interpretując je według swego bieżącego interesu. Kanony bowiem zostały ustalone przez Świętych Ojców w Duchu Świętym na soborach, które jesteśmy zobowiązani wypełniać – jeśli chcemy porządku w Cerkwi. Autor wspiera się słowami wybitnego profesora prawa kanonicznego Amilkasa Awilizatosa: „Tylko przez modlitwę i prawidłowe, wierne, dokładne wypełnianie kanonicznych i cerkiewnych prawnych norm była zagwarantowana stabilność cerkiewnego życia”. I dodaje za rosyjskim profesorem prawa kanonicznego Nikołajem Afanasjewem: „Dogmat to absolutna prawda, a kanony to praktyczne wyrażenie tej prawdy”.
Od siebie uzupełnia: „Jeśli naruszamy kanony, to w Cerkwi zamiast porządku, harmonii, pokoju i jedności, mamy konflikty, walkę i rozkład”.
Kwestia autokefalii i sobór na Krecie
Podczas posiedzeń komisji, przygotowującej dokumenty na międzyprawosławny sobór na Krecie, powstał także dokument „Autokefalia i sposób jej ogłaszania”, podpisany przez przedstawicieli wszystkich lokalnych Cerkwi. Niestety, tekst ten nie został przedstawiony na soborze na Krecie w 2016 roku. Ruska Cerkiew 17 października 2019 roku doniosła, że problem nadawania autokefalii został zdjęty z planu soboru dużo wcześniej, pod naciskiem patriarchy Bartłomieja. I to był zasadniczy problem między dwiema Cerkwiami – ruską i konstantynopolitańską. To głównie ten fakt zadecydował o niewysłaniu w ostatniej chwili ruskiej delegacji na sobór, z którego wycofały się także Cerkwie antiocheńska, gruzińska i bułgarska. Trudno więc mówić o powszechności soboru.
Dzwony trwogi
Cypryjski biskup pisze, że trzeba, by nieustannie dzwoniły dzwony na trwogę, zanim nie będzie za późno, zanim światowy raskoł jeszcze stoi u progu, ale go nie przekroczył.
Niepokoi go bardzo czwarty akapit ukraińskiego tomosu, gdzie zapisano: „Wyjaśniamy, że Autokefaliczna Cerkiew Ukrainy uznaje za głowę Święty, Apostolski i Patriarszy Ekumeniczny Tron, tak jak i inne patriarchaty”.
Władyka Nikifor zadaje pytanie, na jakiej podstawie w tym dokumencie z pełną wiarą ogłasza się, że „głową” jest ekumeniczny patriarcha? Takiego określenia nie było w żadnym tomosie, wydanym przez patriarchat ekumeniczny w ciągu ostatnich 170 lat.
I w ciągu dwóch tysięcy lat swej historii Cerkiew nie nadała żadnemu ze swoich biskupów tytułu głowy Cerkwi. Tylko Chrystus jest Głową Cerkwi, śmiertelny i omylny człowiek nią być nie może. Cerkiew jest soborna, demokratyczna, natomiast Kościół rzymskokatolicki – monarchiczny, scentralizowany, autorytarny z systemem papieskim. I tego sobornego systemu Cerkwi trzeba strzec jak źrenicy w oku, jeśli chcemy jedności i pokoju w Cerkwi.
Władyka niestety wie, że bliscy doradcy patriarchy ekumenicznego przekonują go, że powinien konstantynopolitański hierarcha uważać się właśnie za „głowę” wszystkich autokefalicznych Cerkwi. Czyli wszyscy patriarchowie, metropolici, biskupi powinni uznać zwierzchnictwo władzy, a nie tylko honorowe pierwszeństwo patriarchy Konstantynopola.
Metropolita nawołuje, by greckojęzyczne Cerkwie nie kierowały się etnofiletyzmem, tylko historyczną prawdą i kanonicznymi tradycjami. Powinny bronić historycznych i kanonicznych praw ruskiej Cerkwi i nie godzić się z antykanonicznym wtargnięciem Konstantynopola na terytorium cudzej jurysdykcji. Tu nie można kierować się patriotyzmem i etnofiletyzmem, herezją osądzoną przez sam Konstantynopol na soborze w 1872 roku.
Władyka Nikifor ze zrozumieniem i akceptacją przyjmuje zerwanie kontaktów eucharystycznych ze strony ruskiej Cerkwi wobec patriarchatu Konstantynopola i tych Cerkwi (aleksandryjska i grecka), które uznały raskolniczeską strukturę na Ukrainie. Przyczyny tego kroku nie były bowiem małostkowe i nacjonalistyczne, ale zasadnicze, bo kanoniczne. Decyzja ruskiej Cerkwi – uważa – była prawidłowa, bo oparta na świętych kanonach i wielowiekowej cerkiewnej praktyce.
Władyka ma świadomość, że za rozłamem na Ukrainie stoi ogromny nacisk sił geopolitycznych. Ale ten sygnał pojawia się w jednym-dwóch zdaniach i władyka słusznie go nie rozwija.
(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w e-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)
Anna Radziukiewicz
Митрополит киккский и тиллирийский Никифор, Современный украинский вопрос и его решение согласно божественным и священ-ным канонам, Центр Исследований Киккского Монастыря, Никосия 2020.