W pierwszym tygodniu po Pięćdziesiątnicy, którą uważamy za narodziny Cerkwi, Ewangelia opowiada o formowaniu się grupy uczniów i początkach publicznej działalności Jezusa Chrystusa. We wtorek 22 czerwca słyszymy o tym, że na początku swej posługi Pan nasz wygłosił ważną mowę, zwaną „Kazaniem na Górze”. Wstępem do niej i najważniejszym punktem było Dziewięć Błogosławieństw. Są one śpiewane podczas każdej Liturgii dokładnie podczas „małego wejścia” z Ewangelią, które symbolizuje właśnie początek Chrystusowego posługiwania.
W prawosławnej terminologii używamy pojęcia „przykazania błogosławieństwa” (cs. zapowiedi błażenstwa). Jednak „przykazania” natychmiast wywołują skojarzenia z Dekalogiem, uniwersalnymi przykazaniami danymi przez Boga Mojżeszowi na Synaju (Wj 20,3-17). Te jednak uczą, jak unikać zła, czego nie robić – nie czcić innych bogów, świętować dzień święty, czcić ojca i matkę, nie kraść, nie cudzołożyć, itd., by wejść do Ziemi Obiecanej. Natomiast Chrystusowe przykazania, dane również na górze, to nowe Prawo, konstytucja etyczna. Zakładając spełnienie dziesięciu tamtych przykazań, ukazują drogę ku niebu, wskazują, jacy powinni być uczniowie Chrystusowi. To streszczenie doskonałości chrześcijańskiej, dokładny program na prawdziwe, chrześcijańskie życie, i wskazówka odnośnie najważniejszych wartości by osiągnąć jedność z Bogiem, czyli najwyższe szczęście.
W greckim przekładzie „błogosławiony” oznacza właśnie „szczęśliwy”, jednak nie chodzi tu o zmysłową rozkosz i radość, ale o szczęście, które płynie z Bożego upodobania, łaski, obfitości Jego darów, bliskości i opieki. Jednak w przykazaniach Chrystusowych wręcz szokujące jest nazywanie szczęściem tego, co rozumiemy na odwrót. Bo co to za szczęście być biednym, głodnym, spragnionym, płaczącym i prześladowanym. Robimy wszystko, by właśnie tego uniknąć i w żadnym razie nie uważamy tego za szczęście. Radość i wesele w potocznym rozumieniu są wywołane czynnikami zewnętrznymi – oto otrzymaliśmy dobrą wiadomość, sprawy przybrały pomyślny obrót, usłyszeliśmy zabawną historię. Wszystko to jest przyjemne i radosne, ale nie sposób cieszyć się bezustannie i każda radość nie trwa wiecznie. A przecież apostoł mówi zawsze się radujcie (2 Tes 5,16). Widać chodzi tu o radość niezależną od zewnętrznych warunków życia, zarówno przyjemnych jak i nieznośnych. Właśnie ta wewnętrzna, duchowa radość, której sztucznie ani nie sposób wywołać, ani jej człowieka nie można pozbawić, jest w języku Biblii zwana „szczęśliwością”, gr. mακάριος, cs. błażenstwo. W czasach antycznych uważano, że tylko bogowie są szczęśliwi, błogosławieni, natomiast ludzie na przemian raz są szczęśliwi, by niebawem doznać goryczy i rozczarowania. Św. Grzegorz z Nyssy określał szczęśliwość następująco: „Jest to suma i pełnia wszystkiego co dobre i czego pragniemy jako dobro, bez żadnego uszczerbku, niedostatku i przeszkody. Uczniowie Chrystusa nie tylko oczekują przyszłej szczęśliwości, ale jest ona udziałem ich dusz w teraźniejszości, ponieważ w nich obecny jest Chrystus”. Innymi słowy szczęśliwość to duchowa, nie emocjonalna, radość, którą człowiek osiąga w doczesnym życiu i która przechodzi z nim do wieczności.
Błogosławieni ubodzy w duchu, czyli uniżeni, pokorni, skromni. Zdawałoby się: to nie jest wymarzona sytuacja, ale Chrystus zapewnia, że serce ogołocone i wolne od miraży dóbr tego świata jest najbardziej „oczekiwane” w Królestwie Niebieskim. Błogosławieni, którzy się smucą. Jak mogą być szczęśliwi ludzie doprowadzeni do płaczu? A jednak ten kto w życiu nigdy nie doświadczył smutku, strapienia, bólu, nigdy nie pozna mocy pocieszenia. Szczęśliwi mogą być natomiast ci, którzy potrafią się wzruszyć, głęboko odczuć cierpienie w swoim życiu i w życiu innych. Tacy ludzie będą szczęśliwi, ponieważ dotknie ich czuła i kojąca ręka Boża. Błogosławieni cisi – zapewnia Chrystus. A my, przeciwnie, bywamy wymagający, krzykliwi, natarczywi, niecierpliwi, nerwowi i ciągle niezadowoleni! Pan nasz od dziecka znosił prześladowanie i wygnanie; później jako dorosły oszczerstwa i podstęp, ale pozostał łagodny jak baranek, nawet na krzyżu. Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości. Tak, ci którzy mają silne poczucie sprawiedliwości wobec innych i siebie, zostaną nasyceni, ponieważ są gotowi na przyjęcie większej sprawiedliwości, tej, którą może dać tylko Bóg. Błogosławieni miłosierni. Miłosierdzia potrzebujemy wszyscy bez wyjątku, bo nawet najlepsze starania nie przezwyciężają grzeszności. Jeżeli sami uważamy się za grzeszników, to łatwiej nam zrozumieć i przebaczyć innym. Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój. Przypatrzmy się wichrzycielom i agresorom. Czy siejąc zamęt, wzbudzając waśnie i wojny osiągnęli jakiś szczytny cel, jakieś trwałe dobro? Nie. Szczęśliwi są raczej ci, którzy dążą do pokoju z Bogiem, z własnym sumieniem, do pojednania zwaśnionych, ci, którzy strzegą pokoju, bo wojna niweczy wszelkie życie.
(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w e-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)
o. Konstanty Bondaruk