Home > Artykuł > Najnowszy numer > Lekarzu ulecz się sam

Lekarzu, ulecz samego siebie – mówimy o kimś, kto sobie nie potrafi pomóc. Powiedzenie to pochodzi z Ewangelii św. Łukasza (Łk 4, 23). Opisuje spotkanie Jezusa z mieszkańcami Nazaretu w synagodze. Widząc, że ci powątpiewają w Jego mesjańskie posłannictwo, zwraca się do nich: „Z pewnością powiecie Mi to przysłowie: „Lekarzu, ulecz samego siebie; dokonajże i tu, w swojej ojczyźnie, tego, co wydarzyło się, jak słyszeliśmy, w Kafarnaum” (Łk 4,23). Zdarza się w życiu każdego, że pomaga innym, a sobie pomóc nie potrafi albo o sobie zapomina. Używamy też podobnego przysłowia: „Szewc bez butów chodzi”.

Przytoczone przez Chrystusa powiedzenie musiało być powszechnie znane i powtarzane. Podobną myśl zawarł twórca tragedii greckiej Ajschylos (ur. 525 p.n.e. w Eleusis, zm. 456 p.n.e. na Sycylii) w tragedii „Prometeusz w okowach”: „Ty sam nie możesz znaleźć leku, który by mógł uzdrowić ciebie”. Po nim cytuje to powiedzenie jeden z najwybitniejszych dramaturgów starożytnej Grecji, Eurypides (ur. około 480 p.n.e., zm. 406 p.n.e). Znajdujemy je również u Plutarcha z Cheronei, oratora, pisarza, filozofa-moralisty, żyjącego jednak już po Chrystusie, bo urodził się około 50, zmarł około 125 roku. Z antycznych czasów zachowało się bardzo zbliżone, trochę ironiczne, powiedzenie: Aliorum medicus, ipse ulceribus scatea (Jest lekarzem dla innych, a sam w ranach). To jasne, że nikt nie uwierzy takiemu lekarzowi, który nie może poradzić ze swoją chorobą. Bliższy naszym czasom niemiecki filozof Friedrich Nietzsche w swym dziele „Tako rzecze Zaratustra” parafrazuje ten aforyzm następująco: „Lekarzu, ulecz się sam, wówczas uzdrowisz również swego chorego”.

Z powodu swej ewidentnej słuszności to powiedzenie musiało być znane nawet wśród prostych ludzi. Jego zasadniczy sens jest taki, że nikt nie jest bez grzechu. Zanim zaczniesz kogokolwiek potępiać, wpierw sam wyzbądź się swoich przywar. Zanim zaczniesz uczyć innych, sam zdobądź odpowiednią wiedzę. Nie możesz w ogóle nauczać żadnego rzemiosła, jeżeli wcześniej sam nie zostaniesz mistrzem w tej dziedzinie. Jeżeli twierdzisz, że leczysz wszelkie choroby, to dlaczego sam jesteś taki chorowity. Jeżeli uchodzisz za znawcę ekonomiki i prawideł rynku, to dlaczego sam jesteś biedny. Dosłownie w każdej dziedzinie aktywności ludzkiej, jeżeli ktoś kreuje się na znawcę, autorytet, pretenduje do jakiegoś zaszczytnego miana, to natychmiast może paść pytanie: a dlaczego nie widać tego po tobie? Takie pytania, skądinąd uzasadnione, mogły często padać pod adresem różnych ludzi, niekoniecznie związanych z medycyną. Nas oczywiście interesuje w danym wypadku biblijny kontekst i odniesienie do Osoby Jezusa Chrystusa.

Oczekiwanie spektaklu

Źle przyjęty przez mieszkańców rodzinnego miasta, włącznie z bliskimi kuzynami, Jezus wypowiedział wówczas gorzkie słowa „że tylko wśród swoich prorok może być lekceważony”. Znający go jako syna Józefa i Marii znajomi powątpiewają w mesjańskie posłannictwo Jezusa, nie widzą w nim nikogo nadzwyczajnego. Wówczas Chrystus powiedział: Z pewnością powiecie Mi to przysłowie: Lekarzu, ulecz samego siebie; dokonajże i tu, w swojej ojczyźnie, tego co wydarzyło się, jak słyszeliśmy, w Kafarnaum (Łk 4,23). Innymi słowy, skoro w Kafarnaum Jezus uzdrowił opętanego, jeżeli podaje się za Bożego wysłannika, to niech i tutaj, wśród nich, okaże swą moc i uniknie kpin, uratuje swą reputację, czyli pomoże sobie samemu.

Oczekiwanie rodaków Jezusa można ująć w słowa: „dopomóż samemu sobie osiągnąć swój cel; skłoń nas, byśmy zapomnieli o twoim skromnym pochodzeniu i ubogim życiu, jakie wiodłeś wśród nas. Uczyń cud, który by wywyższył ciebie w naszych oczach i wówczas uwierzymy, żeś istotnie posłany od Boga”. Mieszkańcy Nazaretu oczekiwali spektaklu, uwiarygodnienia, że „syn Józefa i Marii” jest rzeczywiście kimś wyjątkowym. Gdyby chodziło tylko o poklask i uznanie, to nie sprawiłoby mu trudności dokonanie nawet imponujących cudów. Wtedy ludzie uznaliby, że istotnie – pouczając innych ma ku temu prawo i predyspozycje. W przeciwnym razie wychodzi na to jak w przysłowiu o szewcu i butach. Jednak mieszkańcy Nazaretu nie doczekali się żadnych pokazówek. Ich niewiara spowodowała, że nie ujrzeli żadnych znaków, podobnie jak to było z Herodem, który domagając się cudu ze strony Jezusa, kierował się jedynie niezdrową ciekawością, lecz Chrystus całkowicie zignorował tego „lisa” (por. Łk 23,8-9).

Analogiczna sytuacja: udowodnij, że jesteś tym, za kogo się podajesz, miała miejsce na krzyżu. W Ewangelii czytamy: Ci zaś, którzy przechodzili obok, przeklinali Go i potrząsali głowami, mówiąc: „Ty, który burzysz przybytek i w trzech dniach go odbudowujesz, wybaw sam siebie; jeśli jesteś Synem Bożym, zejdź z krzyża!”. Podobnie arcykapłani z uczonymi w Piśmie i starszymi, szydząc, powtarzali: „Innych wybawiał, siebie nie może wybawić. Jest królem Izraela: niechże teraz zejdzie z krzyża, a uwierzymy w Niego. Zaufał Bogu: niechże Go teraz wybawi, jeśli Go miłuje. Przecież powiedział: «Jestem Synem Bożym»”. Tak samo lżyli Go i złoczyńcy, którzy byli z Nim ukrzyżowani (Mt 27,39-44). Jednak i tym razem nie było żadnego widowiska i żadnego udowadniania prócz wszystkiego, co dokonało się wcześniej.

Pewnego razu Chrystus zniecierpliwiony tym oczekiwaniem sensacji gniewnie oświadczył: Plemię przewrotne i wiarołomne żąda znaku, ale żaden znak nie będzie mu dany, prócz znaku proroka Jonasza (Mt 12,39). To, czy otrzymamy znak i ujrzymy cud zależy od naszej wiary, ale jeszcze bardziej od mądrości i łaskawości Boga. A jeśli nawet Bóg nie daje nam innych znaków, to zawsze pozostaje ten największy, dany światu raz na zawsze – znak Jonasza, czyli znak pustego grobu, znak zmartwychwstałego Pana. To w nim winniśmy pokładać naszą nadzieję na prawdziwe życie, gdzie nie będą już potrzebne cuda ani znaki wskazujące na Boga, bo staniemy przed Nim twarzą w twarz i poznamy Go takim, jakim jest (por. 1 Kor 13,12).

Upomnienie i potępienie

Chrystus był pełen miłości względem grzeszników, ale domagał się stanowczego przeciwstawienia się grzechowi, dlatego chrześcijanin jest zobowiązany do upomnienia tego, kto błądzi. Najpierw powinien to uczynić w „cztery oczy” (Mt 18,15). Jeżeli jednak nie przynosi to żadnego skutku, to – jak uczy Jezus – należy go upomnieć w sposób bardziej oficjalny, w obecności jednego lub dwóch świadków. W przypadku gdy i to nie pomoże, to – zgodnie z zaleceniem Jezusa – trzeba odwołać się do autorytetu całej społeczności. Jezus nie poprzestaje jednak na tym, mówi: jeżeli nawet Cerkwi nie usłucha, niech ci będzie jak poganin i celnik (Mt 18,17).

Te słowa wydają się być bardzo ostre, szczególnie gdy przypomnimy sobie jak faryzeusze i uczeni w Piśmie czynili Jezusowi zarzut, że sam jest przyjacielem grzeszników i celników.

Jezus nie domaga się, aby ludzi trwających w grzechu otoczyć wzgardą. Trzeba wobec nich pozostać wyrozumiałym i pełnym miłości, tylko w ten sposób można liczyć na ich przemianę i powrót do Boga. Nie można jednak tolerować zła, które kryje się w ich postępowaniu. Jednakże podczas burzliwej rozmowy z faryzeuszami po próbie ukamienowania jawnogrzesznicy Chrystus rzekł do swych oponentów: Kto z was mógłby zarzucić Mi jakiś grzech? Skoro mówię prawdę, dlaczego Mi nie wierzycie? Ten, kto należy do Boga, słucha Jego słów. Wy zaś ich nie słuchacie, bo nie jesteście Jego dziećmi (J 8,46-47). Tak więc, doprowadzając do uwolnienia jawnogrzesznicy pokazał, że potępiając ją ci rzekomo najpobożniejsi z pobożnych sami nie byli święci.

Upominając lub potępiając bliźniego nie należy zapominać o własnych grzechach. Owszem, każdy z nas upada. Może niekoniecznie w ten sam sposób, ale jednak upadamy, bo nasza natura jest skłonna do grzechu. Nie możemy o tym zapomnieć, bo łatwo wtedy wpaść w fałszywy moralizm i widzieć zło tylko u bliźnich. W takim wypadku mamy małą szansę, by zawrócić kogoś ze złej drogi, bo sami nie jesteśmy wiarygodni. Trzeba mieć też dużo pokory, miłości i delikatności w kontakcie z drugim człowiekiem. Celem nie jest upominanie samo w sobie, jest ono jedynie środkiem. Celem nie jest ukazywanie komuś jego grzechu, ale troska o zbawienie bliźniego. Nie chodzi o to, aby upokorzyć go, ale aby razem z nim cierpliwie szukać rozwiązania problemu w duchu miłości i prawdy.

Szczególne wymagania wobec kapłanów

Powiedzenie: „lekarzu, ulecz się sam” odnosi się do wszystkich ludzi wszelkich specjalności, którzy cokolwiek by nie robili, w tym działaniu powinni być wiarygodni. Z pewnością słowa wypowiedziane przez Chrystusa w sposób szczególny dotyczą Jego uczniów, zwłaszcza kapłanów. Jeżeli Chrystus stawiał wysokie wymagania etyczne wobec swych naśladowców, głównie apostołów oraz ich następców, to kapłani muszą być szczególnie wymagający wobec siebie. Chrystus chciał, aby jego uczniowie i naśladowcy byli „solą ziemi” i „światłem dla świata”. Tak niech świeci światło wasze przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i uwielbili Ojca waszego, który jest w niebie (Mt 5,16). Jezus był wielkoduszny, łaskawy i miłosierny niemal dla wszystkich, włącznie z celnikami i nierządnicami. Traktował ich jak ludzi szczególnej troski, czyli potrzebujących nie wzgardy i eliminacji, lecz uzdrowienia. Natomiast wobec tych, którzy uważali się za elitę duchową, był niezwykle surowy, kategoryczny i bezwzględny, ponieważ ludzie „na świeczniku” w naturalny sposób powinni być wzorem dla pozostałych.

Niestety, ci uczeni w Piśmie oraz faryzeusze okazali się ludźmi skoncentrowanymi na formalnym przestrzeganiu Prawa, obłudnikami i przez to złymi przewodnikami maluczkich. Gdyby sobie wyobrazić sytuację, że Chrystus ocenia stan obecny swojej Cerkwi, to jaka byłaby jego ocena? Kogo potępiłby najbardziej? Co i komu wytknąłby w pierwszej kolejności? Najpewniej w pierwszej kolejności potępiłby duchownych, ale nie dlatego, że ci są obiektywnie najgorsi. Raczej z tego powodu, że to biskupi i kapłani są przewodnikami i to oni wręcz obowiązani są dawać wiernym dobry przykład.

(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w e-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)

o. Konstanty Bondaruk

Odpowiedz