Home > Artykuł > Najnowszy numer > O religii i wychowaniu

Prof. Aleksy Osipow, wybitny teolog, doskonały mówca, powszechnie znany ze swoich wykładów, emitowanych przez TV Sojuz, trzykrotnie występował podczas pobytu w Kiszyniowie, gdzie przybył na zaproszenie Światowego Kongresu Rodzin. Przedstawiam w skrócie jego myśli, sięgając do różnych wystąpień.

O Światowym Kongresie Rodzin

– Dzięki Bogu, że są ludzie, którzy myślą o zdrowej rodzinie, chcą się przeciwstawić temu szatańskiemu brudowi, wmuszanemu całym narodom w sposób totalitarny, nie omijając przemocy. Ale trzeba zrozumieć źródło tego totalitaryzmu. To nieproste ludzkie źródło. Kto ma tak potężne pieniądze, by tyle stacji radiowych, telewizyjnych, tyle wydań drukowanych napełniać tym złem, tą przewrotną ideologią, niszczącą rodzinę i społeczeństwa? Ale póki co są choćby malutkie organizacje, które tej fali chcą się przeciwstawić. A trzeba tu pamiętać słowa naszego wybitnego myśliciela Iwana Kirijewskiego, że każde dobre dzieło, myśl, nawet pragnienie, które czyni jeden człowiek, staje się dobrem wszystkich, całego chrześcijańskiego świata. A to dlatego, że w ostatecznym rachunku dobro jest silniejsze od zła. Każdy grzech obraca się przeciw temu, kto grzeszy. Grzech jest raną. Boga? Nie. To my siebie grzechem kaleczymy. Nóż sobie w serce wbijamy. Jakież to ważne, by to pojąć! Niezwykle ważne.

Dziecko w rodzinie

– Kilka lat temu byłem w Rydze. Ryski inspektor obrony praw dziecka mówił, że szkoły jakby kodowały w dzieciach przeświadczenie, że mają być liderami i zwycięzcami. „Jesteś jedyny, najlepszy, niepowtarzalny, stać cię na wszystko, wszystko ci się należy. A jeśli nie jesteś najlepszy, to powinieneś takim być” – mają przekonywać nauczyciele uczniów, kierując się współczesnymi zaleceniami pedagogów i psychologów dziecięcych. I czynią to.

Według współczesnych trendów, dziecka nie można też karać. Chwalić tak. Trzeba przed nim usuwać trudności, byleby tylko równało do „najlepszych”.

W ten sposób, skupiając całą uwagę na dziecku, osłaniając je i jedynie głaszcząc, wychowujemy egoistę. Nie robimy tak jak plemiona, które nazwaliśmy dzikimi. Otóż w tamtych plemionach, gdy chłopiec kończył czternaście lat, przechodził inicjację, czyli wprowadzenie do normalnego życia. „Fundowano” więc mu strach, ból, głód, pragnienie, ciężką pracę. Z tej szkoły wychodził twardy i męski.

My natomiast kaleczymy dusze swoich dzieci. „Jeśli nie zjesz zupki, to mamusia nie kupi ci lalki Barbie” – przekupujemy dzieci, zamiast je wychowywać. Pozwalamy oglądać dziesiątą bajkę, bo dziecko to lubi. W ten sposób wychowujemy je na lidera, ale konfliktów. Nie karzemy, bo jeszcze doniesie na rodziców sąsiad i będą mieli kłopot z prawem. I tak wyrastają w naszych rodzinach bożkowie.

Bożek z boginią spotykają się na ślubnym kobiercu. Po ślubie bogini oczekuje, że bożek będzie się jej kłaniał i usługiwał, kręcąc się wokół stylu życia przez nią wykreowanego, bożek zaś na odwrót.

I cóż się dzieje? Rozchodzą się, bo nikt nikomu nie chce się kłaniać. Bo nikt ich nie nauczył, że życie jest nieustanną ofiarą na rzecz drugiego człowieka.

W ogóle uważam, że ludziom bardzo przeszkadza 3xs: słastolubije, srebrolubije i sławolubije. Jeśli jest dotknięty tymi strastiami, trudno mu zauważyć drugiego człowieka, nawet najbliższego – żonę, dziecko.

Dlatego tyle wokół nas katastrof. Wszędzie widzimy rozpadające się rodziny. Kiedyś rodzinę, jak niegdyś atom, uważano za cząstkę niepodzielną. Teraz i rodziny się dzielą. I atom rozszczepiamy. I jakże groźna powstaje wtedy reakcja łańcuchowa! Rozpadający się atom może zniszczyć cały świat. Rozpadające się rodziny też świat niszczą. 

O genach namiętności

Nie można rosnąć bez korzeni. A tymi korzeniami jest rodzina. Bóg nie może nikogo wychować, jeśli nie wychowa go rodzina. Ale jak mamy wychować dziecko w rodzinie, jeśli w niej wszystkich osądzamy, na prawo i na lewo? Co robimy wtedy z dziećmi? Przelewamy na nie wszystkie nasze strasti (namiętności). Jedna namiętność rodzi drugą. Jeśli kogoś nienawidzę, nie mogę oczekiwać, że moje dziecko tego kogoś będzie kochać. Zaśmiecamy nasze dzieci strastiami. I one będą żyć z tymi strasznymi chorobami duszy, którymi ich obdzielimy. Święty Grzegorz z Nysy, żyjący w czwartym wieku, mówi, że od grzesznego rodzi się grzeszne, od strastnego strastne. Mówimy o genach somatycznych, ale przecież są i geny duchowe. I ten stan naszego ducha nosimy w sobie, potem przekazujemy go dzieciom. Tysiąc razy powtarzam, jeśli chcecie, by wasze dzieci były angiełoczkami, to sami nie bądźcie diabołoczkami.

(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w e-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)

Opracowała Anna Radziukiewicz

fot. Anna Radziukiewicz

Odpowiedz