Home > Artykuł > Najnowszy numer > Odszedł nasz ojciec

Pan jest moim pasterzem i nie brak mi niczego.
Pozwala mi odpocząć na zielonych pastwiskach,
prowadzi mnie do wód spokojnych,
pokrzepia moją duszę.
Prowadzi  mnie właściwymi ścieżkami
przez wzgląd na swoje Imię.

 Ps 23,1-3

Oto słowa, które wielokrotnie powtarzają ludzie składający naszej rodzinie kondolencje. I rzeczywiście był dla wszystkich ojcem, najbliższa osobą, powiernikiem, spowiednikiem, przyjacielem. Nikt tak jak on nie rozumiał ludzkich potrzeb, pragnień, problemów. Wielokrotnie zwracali się do naszego  ojca  o pomoc i poradę, a on nie odtrącił nikogo, był niezwykle wyrozumiały, ciepły, ludzki. Dziś wiele osób wspomina go jako człowieka niezwykle pogodnego, z uśmiechem na twarzy.

Kiedy przybył do Częstochowy 45 lat temu, pokochał to miasto, parafię i ludzi. Żył dla nich. Świetnie znał historię częstochowskiej cerkwi i parafian. Znał każdy zakątek miasta i okolic. I w całym swoim życiu nigdy nie pragnął zmiany, nigdy nie chciał pozostawić tej garstki wiernych. Oto jak wspominają go parafianie: „Nowy, młody batiuszka od początku zachwycił wszystkich swoim głosem i słuchem muzycznym”. Od 1985 do samego końca prowadził chór parafialny. Dziś gdy wchodzimy do cerkwi, brzmi nam w uszach jego silny, dźwięczny głos o niespotykanej barwie i skali. Nigdy też nie zapomnimy jego radości, gdy wybierał się na nabożeństwa do cerkwi. Żył posługą kapłańską, był duchownym z powołania.

Od początku, gdy przybył do Częstochowy, maleńka parafia borykała się z trudnymi warunkami lokalowymi, jednak ojciec nigdy się nie poddał. Na początku jego posługi kapłańskiej cerkiew św. Mikołaja mieściła się w budynku o nieuregulowanej sytuacji prawnej, gdzie przez wiele lat nie można było przeprowadzać nawet najpotrzebniejszego remontu. Po latach parafia została ulokowana w starej palarni kawy. Upór ojca, determinacja, ale też cierpliwość, umiejętność zjednywania sobie ludzi sprawiły, że dziś w samym centrum miasta wznosi się okazała cerkiew Częstochowskiej Ikony Matki Bożej. Przez większość życia ojciec trudził się i zbierał fundusze na budowę tej świątyni, pielgrzymował do wielu miejsc, m.in. na Świętą Górę Grabarkę, bo szczerze wierzył, że prawosławie w Częstochowie nie zaginie, a wybudowana cerkiew będzie ostoją dla jego wyznawców w tym mieście i okolicy. Dopiero pod koniec 1997 roku dzięki staraniom ś.p. arcybiskupa łódzkiego i poznańskiego  Szymona i naszego ojca udało się zdobyć plac pod budowę nowej cerkwi i budynek, który można było  przystosować na plebanię. 14 października  1998 roku patriarcha konstantynopolitański Bartolomeusz I poświęcił plac pod budowę nowej cerkwi. 5 sierpnia 2000 roku w ściany świątyni wmurowano akt erekcyjny oraz  relikwie, w październiku 2002 usłyszeliśmy dźwięk pierwszych dwóch z pięciu dzwonów, a 7 listopada 2004 roku na kopułach umieszczono krzyże. Ojciec pozostawił po sobie najwspanialszy pomnik, jaki każdy chrześcijanin może sobie  wymarzyć. Kosztowało go to wiele wyrzeczeń ale był świadkiem jak cegła po cegle wznosi się świątynia na chwałę bożą.  Podkreślił to także nasz władyka, biskup Atanazy: „Pozostawiłeś jednak ojcze Mirosławie piękny pomnik dorobku swojego życia w postaci tego budynku częstochowskiej świątyni.” Niestety nie doczekał jej wyświęcenia – to zadanie pozostawił nam potomnym.

Ojciec potrafił zjednywać sobie ludzi, umiał rozmawiać z każdym: młodym i starym, prawosławnym i wyznawcami innych religii. Był otwarty na sprawy młodego pokolenia, prowadził zajęcia dla studentów i młodzieży szkolnej z Częstochowy i okolic. W jednym z listów gratulacyjnych parafianie pisali: „Dba także o naszą młodzież parafialną, choć niektórzy z nich to już ludzie dorośli, to jednak często podczas rozmów udziela im ojcowskich rad – jako ich pierwszy duszpasterz i duchowy nauczyciel”. Podczas spotkań niezwykle ciekawie opowiadał o Cerkwi, jej historii i tradycji, ale nie tylko. Był światłym człowiekiem, interesował go cały świat, posiadał wiedzę na wiele tematów.

(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w e-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)

Wiecznaja Pamiat’.

córki – Marta i Magdalena

Odpowiedz