Home > Artykuł > Najnowszy numer > Wiernie służył Chrystusowi

21 lipca w Paryżu zmarł Jean Tchekan, a dwa tygodnie później, 3 sierpnia, w Nowym Jorku, o. Leonid Kiszkowski. Odeszli do Pana wyjątkowi ludzie, którzy swoje życie poświęcili służbie Cerkwi w jej ogólnoprawosławnym, światowym wymiarze. Poznałem – i oceniam to jako niezasłużony zaszczyt i wyróżnienie – ich obu. Obaj urodzili się w rodzinach rosyjskiej emigracji. Każdego, kto choć pobieżnie zna jej historię, zadziwia jak ludzie wygnani z ojczyzny, często żyjący w skrajnej biedzie i niedostatku, w prawosławiu odnajdywali uniwersalne, nieprzemijające wartości, dzięki którym ich życie było pełne twórczych działań.

O. Leonida poznałem w lipcu 1989 roku w Bostonie w czasie Generalnego Zgromadzenia Światowego Stowarzyszenia Młodzieży Prawosławnej SYNDESMOS. Miesiąc wcześniej, 4 czerwca, w Polsce odbyły się częściowo demokratyczne wybory do Sejmu i w pełni demokratyczne do Senatu, w których triumfowała „Solidarność”. Zostałem wybrany na posła Sejmu Kontraktowego, a o. Leonida – w Prawosławnym Kościele w Ameryce (OCA) pełnił on funkcję dyrektora do spraw kontaktów zewnętrznych – bardzo interesowała sytuacja w naszym kraju. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że urodził się w 1943 roku w Warszawie – jego ojciec był duchownym naszej Cerkwi – że wraz ze zwierzchnikiem OCA metropolitą Teodozjuszem, na zaproszenie metropolity Bazylego, odwiedził Polskę w latach osiemdziesiątych.

Na rozmowę w Bostonie mieliśmy mało czasu, więc o. Leonid zaprosił mnie do swego (parafialnego) domu w Sea Cliff na Long Island w stanie Nowy Jork, gdzie spędziłem dwa niezapomniane dni.

Parafię w Sea Cliff utworzyli Rosjanie, którzy już w latach 20. zaczęli osiedlać się w tej nadmorskiej części stanu Nowy Jork. Jeździli do istniejącej już w centralnych dzielnicach Nowego Jorku cerkwi. Gdy w czasie drugiej wojny światowej w USA wprowadzono kartki na benzynę, zaczęto myśleć o swojej świątyni. Dużą działkę w 1942 roku ofiarował rosyjski architekt Borys Riabow. Był na niej jedyne niewielki garaż, w którym urządzono czasownię, którą rozbudowano w latach 60. Obok zbudowano parafialną salę spotkań i dom proboszcza. Tak powstała parafia Kazańskiej Ikony Bogarodzicy. O. Leonid został jej proboszczem w 1974 roku. Młodego batiuszkę czekały ogromne wyzwania. Cztery lata wcześniej, w 1970 roku, Rosyjska Prawosławna Cerkiew (RPC) nadała, formalnie jej podlegającej Północnoamerykańskiej Metropolii, autokefalię. Większa część parafian, nie godząc się z nową sytuacją, odeszła do Ruskiej Cerkwi za Granicami Rosji (połączenie tej struktury z RPC nastąpiło w 2007 roku). Rada parafialna – wspominał o. Leonid – domagała się, by Liturgie były służone na przemian w języku cerkiewnosłowiańskim i angielskim. W sądzie trwał kosztowny proces o prawa własności do parafialnych budynków. W stosunkowo krótkim czasie o. Leonid zdołał przywrócić pokój w parafii, która dla wielu stała się przykładem aktywnej ewangelicznej wspólnoty. Bardzo pomocna w tym była jego matuszka Aleksandra z domu Kołumzina.

W skutecznym rozwiązywaniu konfliktów i trudnych problemów o. Leonidowi pomogło jego wykształcenie – przed wstąpieniem do seminarium św. Włodzimierza w Nowym Jorku ukończył w 1964 roku studia na wydziale nauk politycznych i historii na jednym z najbardziej prestiżowych amerykańskich uniwersytetów, University of Soutern California – jego osobista kultura, a nade wszystko jego ewangeliczna otwartość i szacunek wobec każdego człowieka.

Wart przypomnienia jest sposób rozwiązania przez o. Leonida problemu języka nabożeństw, z którym także my obecnie się borykamy. Gdy rada parafialna – wspominał batiuszka – zechciała, bym w jedną niedzielę miesiąca służył Liturgią w całości po angielsku, a w pozostałe w całości po cerkiewnosłowiańsku, powiedziałem: „Tego nie będę czynił”. Na pytanie „dlaczego” powiedziałem, że taka praktyka doprowadzi do podziału naszej wspólnoty na dwie grupy – jedna będzie przychodzić do cerkwi raz w miesiącu, druga w pozostałe niedziele i święta. Zacząłem służyć w dwóch językach. Początkowo angielskiego było niewiele. Obecnie około 50 procent. Praktyka ta została zaakceptowana przez zdecydowaną większość parafian, wśród których obok Rosjan są Ukraińcy, Bułgarzy, Rumuni, Gruzini i Amerykanie, którzy przyjęli prawosławie. Wśród parafian cerkwi Kazańskiej Ikony było wiele znaczących postaci rosyjskiej emigracji, m.in. wdowa po generale Wranglu i jego córka oraz znana malarka Jelizaweta Szumatowa. Namalowane przez nią portrety kilku prezydentów USA wiszą w Białym Domu. W jej obecności, gdy malowała jego portret, zmarł Franklin Roosevelt.

Młodemu, wszechstronnie uzdolnionemu batiuszce, zaczęto powierzać coraz to nowe zadania. Już w 1974 roku został asystentem kanclerza Kościoła Prawosławnego w Ameryce, a po kilku latach dyrektorem do spraw kontaktów zewnętrznych OCA. Głównym zadaniem o. Leonida było nawiązywanie i utrzymywanie stałych kontaktów z autokefalicznymi Cerkwiami w świecie. Nie było to łatwe, choć nikt w prawosławnym świecie nie kwestionował ważności sakramentów udzielanych w OCA, to jej autokefalię formalnie, prócz RPC i naszej Cerkwi, uznały bułgarska, gruzińska i Cerkiew Ziem Czeskich i Słowackich. Mimo tych formalnych niedogodności o. Leonid bardzo szybko w prawosławnym świecie został zaakceptowany i zyskał opinię jednego z najskuteczniejszych cerkiewnych „dyplomatów”. Każdy kto się z nim spotkał, wiedział, że jest mądry, kompetentny i że jego świadectwo prawosławia jest autentyczne. W nawiązaniu bezpośrednich relacji nie bez znaczenia była otwartość i chyba wrodzone poczucie humoru o. Leonida. Kiedy – opowiadał z lekkim uśmiechem – po raz pierwszy, a było to w 1976 roku, miałem lecieć do Moskwy zatelefonowała Elena Pietrowna Wrangler i w ostrych słowach zaczęła mnie przekonywać, że absolutnie nie mogę tego zrobić. Spotykać się z duchownymi i hierarchami ruskiej Cerkwi nie należy, gdyż wśród nich i tu podała nazwiska, są wysokiej rangi, i ona wie na pewno, agenci KGB w stopniach generałów. Gdy na chwilę przerwała swą tyradę, powiedziałem: „Eleno Pietrowna, zaczynam myśleć,  że wy także jesteście agentem KGB”. Zapanowała cisza i usłyszałem: Kak wy smejete. „Jelena Pietrowna, ja myślę, że tylko ci co służą w KGB wiedzą na pewno kto w KGB ma stopień generała”. Na szczęście miała poczucie humoru. Zaśmiała się i przez długie lata utrzymywaliśmy przyjazne, serdeczne relacje.

Dla o. Leonida w jego służeniu świętemu prawosławiu priorytetem była współpraca z patriarchatem konstantynopolitańskim, a nade wszystko z Ruską Prawosławną Cerkwią. Gdy tylko Cerkiew ta w czasach gorbaczowskiej pierestrojki uzyskała bardzo ograniczone możliwości docierania do społeczeństwa, o. Leonid aktywnie przekonywał i prosił, nie tylko prawosławnych, o pomoc dla RPC. Pamiętam naszą rozmowę w 1988 roku w czasie jubileuszu 1000-lecia Chrztu Rusi w Moskwie. O. Leonid był przekonany, że cały chrześcijański świat, w szczególności najbliższy prawosławiu Kościół rzymskokatolicki, przyjdzie z pomocą ruskiej Cerkwi w jej wysiłkach odrodzenia duchowego życia i powrotu zateizowanego społeczeństwa do wiary przodków. Później, gdy „hordy misjonarzy” z różnorakich zachodnich „Kościołów” i sekt otwierały w Rosji swoje „zbawcze misje” – także Kościół rzymskokatolicki ogłosił Rosję polem swej misji – o. Leonid był wręcz załamany. Pamiętam naszą rozmowę w 2001 roku w czasie organizowanego przez amerykański kongres w Waszyngtonie corocznego Narodowego Modlitewnego Śniadania, na które byłem zaproszony wraz z prezesem Chrześcijańskiego Stowarzyszenia Społecznego Kazimierzem Morawskim. Występujący w czasie „śniadania” prezydent George Bush mówił dużo o tym, jak to Bóg błogosławił Ameryce, która zobowiązana jest nieść i utrwalać w całym świecie wartości zachodniej cywilizacji. Dwa lata wcześniej byłem w bombardowanym Belgradzie i zapytałem o. Leonida, czy amerykańskie elity naprawdę wierzą w Boże błogosławieństwo dla ich wojsk w „pokojowych” czy „humanitarnych”, jak określano bombardowania serbskich miast, wojnach. O. Leonid ze smutkiem odpowiedział, że niestety, ale tak myśli większość Amerykanów. Nie był on jednak zwolennikiem, prezentowanego przez dużą część prawosławnych hierarchów poglądu o niewtrącaniu się do polityki.

I nie były to tylko słowa. Pełniąc funkcję przewodniczącego Krajowej Rady Kościołów Chrześcijańskich w Stanach Zjednoczonych (skupia 35 struktur tradycji protestanckiej, prawosławnej i katolickiej – o. Leonid był pierwszym prawosławnym jej szefem) doprowadził do zajęcia przez wspólnoty chrześcijańskie w USA zdecydowanego stanowiska w sprawie wojny w Iraku.

Przemawiając w czasie dziewiątego zgromadzenia Światowej Rady Kościołów w Porto Alegre (2006 rok) o. Leonid powiedział, że wojna w Iraku była błędem, przeprosił społeczność ekumeniczną za brak wyraźnego głosu sprzeciwu, który mógłby jej zapobiec. – Atak na Irak był oparty na oszustwie i gwałcił prawo międzynarodowe oraz naruszał prawa człowieka – dodał. – Opłakujemy tych, których wojna dotknęła bezpośrednio” (PP 4/2006).

Pozostając proboszczem swojej parafii o. Leonid w różnych okresach pełnił wiele ważnych ról w amerykańskich i światowych organizacjach. Prócz przewodniczenia wspomnianej Radzie Kościołów USA był członkiem Komitetu Centralnego Światowej Rady Kościołów, moderatorem Religious for Peace International i Religious for Peace USA.

Był członkiem Komisji Studiów i Planowania Stałej Konferencji Kościołów, redaktorem naczelnym – funkcję przejął po o. Janie Meyendorffie – oficjalnego periodyku OCA.

Kierując się słowami apostoła Piotra, zawsze gotowi do odpowiedzi każdemu, kto zażąda od was słowa o nadziei, która jest w was. Ale czyńcie to z łagodnością (1 P 3,15-16) o. Leonid w sposób przekonujący świadczył o świętości i pięknie prawosławia na różnorakich ekumenicznych i międzyreligijnych forach. Był konsultantem i doradcą wielu pełniących ważne funkcje polityków i działaczy różnorakich religijnych organizacji i stowarzyszeń. Dla wielu młodszych, angażujących się w międzywyznaniowy dialog religijnych liderów stał się autorytetem i mentorem. Mimo tak wielu obowiązków najwięcej uwagi i czasie poświęcał swojej parafii, swojej amerykańskiej Cerkwi – a także trosce o zachowanie braterskich relacji i jedności prawosławia. W udzielonym naszemu Przeglądowi (PP nr 10/2003, s. 6) wywiadzie stwierdził: „Oczywiście życie cerkiewne w prawoslawnym świecie boryka się z wieloma problemami, a nawet chorobami. Mam tu na myśli naszą nieudolność do okazywania światu prawosławnej jedności w prawdziwym znaczeniu tego słowa, nasza skostniałość w tym sensie, że w wielu cerkwiach podkreśla się narodowe, etniczne elementy. Oczywiście należy je szanować, lubić, kochać, kochać ludzi, którzy tam żyją, ale czasami, kiedy narodowa idea zaczyna zaciemniać Ewangelię, ewoluuje to w stronę absurdalnego systemu. Widzimy go i odczuwamy w Ameryce”.

Z wielkim bólem o. Leonid przyjmował tragedię raskołu prawosławnej Cerkwi na Ukrainie i zerwanie eucharystycznej łączności między moskiewskim i konstantypolitańskim patriarchatami. Często dzwonił i długo rozmawialiśmy o Ukrainie. Mimo ciężkiej choroby, w wyniku której amputowano mu nogę, powrócił, do służby przed ołtarzem. Do końca życia służył umacniając w powierzonej mu owczarni, wiarę w zmartwychwstałego Chrystusa, któremu wiernie służył całym swoim życiem.

Wiecznaja pamiat’, drogi ojcze Leonidzie.

Eugeniusz Czykwin