Home > Artykuł > Listopad 2021 > Dramatyczna saga

Książkę Ireny Rożek, córki prawosławnego duchownego Mikołaja Załuskiego z Północnego Podlasia, „Moja Mama. Wspomnienia”, można przeczytać jednym tchem.

Przekaz tradycji

Przejmujący jest opis bieżeństwa, bazujący na wspomnieniach mamy, Ziny, która jako młoda dziewczyna, nie wytrzymując rygoru sierocińca w bolszewickim „raju”, potrafiła uciec z przymusowego obozu przetrwania, tzw. komuny. Nabawiła się tyfusu, ale była wolna. Lekturę wspomnień zaburza nieco umieszczenie sanacyjnych i okupacyjnych losów przed bieżeństwem, ale chronologię i logiczny ciąg przygód w tej rodzinnej sadze Wasylczuków z Kodeńca i Holi, Grzegorza i Teodozji („Babci Dosi”) oraz Dubeców z Horostyty, prostują i rozjaśniają fotografie – bezcenne rodzinne pamiątki. To także dzieje Załuskich. Jerzy Załuski, młodszy brat batiuszki Mikołaja, zginął jako lotnik Dywizjonu 302 w bitwie o Anglię w 1940 roku, o czym rodzina dowiedziała się dopiero po wojnie.

Sanacja i czas wojny to uprawa lnu, praca z polu i przy gromadzeniu opału, sianokosy i żniwa, pasmo chorób i biedy oraz czar spotkań rodzinnych. Jakże intensywny i bogaty, gdy wiosna astronomiczna spotyka się z wiosną życia…

Wreszcie dramatyczne wędrówki – deportacje od Brześcia po Bobrujsk i powroty z Orenburga do Parczewa, przeprowadzki do nowych miejsc. I w tym wszystkim rosnąca świadomość, którą zrozumie ktoś, kto doświadczył przeprowadzek nie z własnego wyboru: fundamentem rodziny są jej tradycje, zakorzenienie w chrześcijańskich zwyczajach i religijny klimat domu; nie jest ważne, czy mieszka się w szałasie, lepiance, wynajętej murowance czy w bloku, w ogrzanym familijnym ciepłem wielu pokoleń domostwie, czy baraku. Dom rodzinny jest tam, gdzie jest mama, tato i rodzeństwo, skupienie „przy domowej ikonce [św. Mikołaja] i wspólnej chleba kromce”.

Dzieciństwo autorki, ale także praca zawodowa jej ojca, który zanim został duchownym był wiejskim nauczycielem, to życie sprawami szkolnymi. Przedwojenna polska, a potem ukraińska szkoła czasu niemieckiej okupacji w Horostycie, gromadziła dzieciaki z Zahajek, Krzywowierzby, Ignacowa i Kolonii Horostyta. Jak ważne dla przekazania kodu kulturowego w każdym czasie są świąteczne i ludowe tradycje, najwyraźniej widać z perspektywy dziecka. Tak jak i domowa nauka cerkiewnych tekstów liturgicznych (Apostoła). I to właśnie w sposób barwny i niezwykle sugestywny ukazuje książka Ireny Rożek.

Rodzinna tragedia

„Przed świętami [Narodzenie Chrystusa roku 1944 – przyp. GJP] dostaliśmy od parafian piękną choinkę (…). Ubierałyśmy z Regunią (siostrą) drzewko przez cały dzień. Mama pomagała nam wieszać zabawki na wyższych gałązkach. Tata na samej górze zawiesił dużego anioła «zwiastującego dobrą nowinę». W ten wieczór przedwigilijny w styczniu 1944 roku, kiedy ja z Regunią cieszyliśmy się choinką, rodzice w sypialni przy drzwiach zamkniętych prowadzili bardzo tajemniczą rozmowę. Wydawało mi się, że jest jakiś konflikt…”.

Była to śmiertelna choroba. Trudne doświadczenia i tragiczne przejścia rodzinne odbiły się na zdrowiu o. Mikołaja. Zmarł krótko po odsłużeniu ostatniej styczniowej Liturgii, wskutek uaktywnienia się wrzodów żołądka, zapalenia wyrostka robaczkowego i otrzewnej, a wreszcie silnego krwotoku z narządów wewnętrznych. Próba uratowania jego życia przez lekarzy szpitala w Białej Podlaskiej nie powiodła się: „nie wstawimy przecież nowego żołądka” – powiedział chirurg. Na fotografii z 1944 roku w uroczej zimowej scenerii miasta pokazany jest piękny karawan w kondukcie żałobnym.

Śmierć 35-letniego ojca i atak surowej zimy nie były ostatnimi doświadczeniami dzieciństwa autorki. Doszło jeszcze obustronne zapalnie płuc matki, będącej w trzecim miesiącu ciąży. Zatem konieczny pobyt osamotnionych dzieci u dziadków w Lublinie. I tu znajdziemy niezwykle ciekawy, dokumentacyjny opis miasta czasu okupacji i działań frontowych 1944 roku. Szybki powrót do Kodeńca oraz widok spalonej przez Niemców wsi Kropiwki. I kolejna wędrówka do Lublina – tym razem do tamtejszego gimnazjum. I kolejne szkice z życia miasta – miesięcy powojennych i lat pięćdziesiątych. Na tym tle – dzieje rodziny w meandrach historii, aż po realia stanu wojennego 1981-1982.

A przy tym wszystkim dowiadujemy się, jak ważna jest babcia, mama i prababcia. Dzielna, kochająca „babcia Dosia” odeszła 22 października1997 roku. Oby każda jak najdłużej żyła, doświadczając szacunku i miłości. W poetyckim słowie Sławomir Załuski tak wyraził wdzięczną więź: „Przykryjemy Cię Mamo granitową serwetą (…) I postawimy z czarnego marmuru prosty krzyż ciężki jak Twoje życie (…) I będziemy płakać w ukryciu …budząc w naszych sercach wiarę w zmartwychwstanie”.

(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w e-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)

Grzegorz Jacek Pelica, fot. autor archiwum Ireny Rożek

Irena Rożek, Moja Mama. Wspomnienia, Warszawa 2020, ss. 177 + fot.