Home > Artykuł > Listopad 2021 > Pamięci przodków

To był wspaniały koncert!

W cerkwi Opieki Matki Bożej w Puchłach, 15 października, dzień po święcie parafialnym, odbył się koncert muzyki cerkiewnej. Idea jego zorganizowania zrodziła się w sercu Marty Wróblewskiej, z domu Dykałowicz, wykładowcy Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina w Białymstoku, śpiewaczki i dyrygentki. Córki Jerzego, wnuczki Mikołaja i Olgi.

Ale po kolei. W tym roku mija 110 rocznica osiedlenia się w Puchłach rodu Dykałowiczów. O rodzie opowiadała pochodząca z puchłowskiej parafii autorka książek o ludzie nadnarwiańskim, znająca Mikołaja Dykałowicza, prof. Irena Matus z Uniwersytetu w Białymstoku.

Ród Dykałowiczów związał się z Puchłami w 1911 roku, wcześniej ich posiadłością były Złotniki, a jeszcze wcześniejszą Romejki. Zadłużony majątek w rękach nowych, pracowitych i umiejących współżyć z miejscową ludnością właścicieli zaczął rozkwitać. Przyszło bieżeństwo. Trzeba było wszystko zostawić – dwór, zabudowania, ziemie. Trwała jeszcze budowa cerkwi Opieki Matki Bożej, pod którą Dykałowicze nieodpłatnie przekazali ziemię. Potem nieraz okazywali pobożność i przywiązanie do cerkwi. Z guberni włodzimierskiej powrócili, jaki wielu innych, w roku 1919. Zastali ruinę. Chłopi zostali żebrakami, a Dykałowiczowie zostali praktycznie zdeklasowani do stanu chłopskiego. Wyróżniała ich ilość, teraz zarośniętej, ziemi i ocalałe, ogołocone ze sprzętów, zabudowania. Powoli, wytrwale pracując, podnosili majątek z upadku. Dla cerkwi, majątku i ludności był to bardzo trudny okres. Znów pomagali Dykałowicze, ufundowali kiot do cudownej ikony Pokrowy Matki Bożej i inne ikony, a Aleksander był starostą cerkiewnym.

Niestety znów trzeba było wyruszyć w tułaczkę. Mikołaj i Olga zostali zesłani na Sybir. Trudności spotykali wiele. Po powrocie nie było łatwiej, ba!, trudno jak nigdy dotąd. Cały majątek został skonfiskowany, a władze komunistyczne zabroniły nawet wstępu do Puchłów. Dykałowiczowie zapisali się w pamięci okolicznej ludności jako dobrzy ziemianie. Mikołaj Dykałowicz, kiedyś nielegalnie, potem już oficjalnie, przyjeżdżał na Pokrowę do tutejszej cerkwi. Nie doczekał się żadnej rekompensaty za utraconą własność. Jego syn, Jerzy, zgodnie ze swą wolą, w styczniu tego roku został pochowany na puchłowskim cmentarzu. Wtedy wnuczka Marta Wróblewska pomyślała, by tak jak jej przodkowie podarować coś tutejszej cerkwi, a tym samym ludziom związanym z Puchałmi. Jako muzyk mogła podarować właśnie muzykę. Myślała o koncercie. Urzeczywistnić się tej idei pomogli przede wszystkim Sławomir Jurczuk, dyrygent kierujący chórzystami z białostockich Dojlid, mieszkaniec puchłowskiej parafii, i Jan Ślusarczyk, prezes białostockiego oddziału Polskiego Towarzystwa Ziemiańskiego.

Powstało Dojlidzkie Stowarzyszenie Miłośników Muzyki. Ludzie z nim związani już wcześniej przy wydaniu płyty z kompozycjami dojlidzkiego psałomszczyka Wiktora Krukowskiego, pokazali, że potrafią wspólnie działać i doprowadzić pomysły do szczęśliwego finału. Poza chórem dojlidzkiego stowarzyszenia, kierowanym przez Sławomira Jurczuka właśnie, wystąpił chór parafii przymonsterskiej w Supraślu, pod kierunkiem matuszki Mirosławy Tichoniuk, a także zespół kameralny Ensemble QuattroVoce, który oprócz Marty Wróblewskiej (pełniącej w nim funkcję kierownika artystycznego) tworzą Aleksandra Pawluczuk, Paweł Pecuszok i Przemysław Kummer.

(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w e-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)

Natalia Klimuk, fot. autorka