Home > Artykuł > Listopad 2021 > Pytam o Hajnowszczyznę

Debata to według słownika języka polskiego „dyskusja o sformalizowanej formie, która dotyczy wyboru najlepszego rozwiązania omawianego problemu”, zaś celem debaty parlamentarnej jest przekonanie innych parlamentarzystów do głosowania w konkretny sposób.

Słowo debata z łaciny bat(t)ure oznacza uderzać, rozbijać na kawałki i to pierwotne znaczenie najlepiej opisuje to, co w ostatnich latach dzieje się w polskim Sejmie.

Uderzyć w politycznego przeciwnika, oskarżyć go o brak dobrej woli, o brak patriotyzmu, o wysługiwanie się obcym (w ostatnim czasie zarówno dla rządzącej większości, jak i opozycji tym obcym jest putinowska Rosja), to główny motyw większości „parlamentarnych debat”.

Posłowie na salę sejmową przychodzą z uzgodnionym wcześniej we własnym gronie stanowiskiem i żadne, nawet najbardziej racjonalne, argumenty politycznych konkurentów nie są w stanie skłonić ich do zmiany stanowiska. Jeśli opozycji uda się wygrać jakieś głosowanie – tak zdarzyło się 11 sierpnia przy nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji (tzw. Lex TVN) – to marszałek Sejmu ogłosi reasumpcję i po przerwie kilku posłów (w tym przypadku trzech posłów Kukiz 15) zmieni zdanie i zagłosuje jak rządząca większość.

W trakcie mojej, już wieloletniej, obecności w Sejmie byłem świadkiem wielu gorących dyskusji i ostrych spięć. Jednak nawet gdy dokonywano fundamentalnych zmian ustrojowych w tzw. Sejmie Kontraktowym (1989-1991) i w pierwszym, wybranym w pełni demokratycznych wyborach Sejmie (kadencja 1991-1993) posłowie stosowali się do niepisanych norm, nakazujących powagę i szacunek dla adwersarzy. Sytuacja, i to radykalnie, zmieniła się w IV kadencji (2001-2005), w której lider Samoobrony Andrzej Lepper z sejmowej trybuny ogłosił: „Tu Wersalu nie będzie”. W tej kadencji pojawił się także zwyczaj skandowania obraźliwych dla konkurentów haseł. „Precz z komuną”, tak posłowie ówczesnej opozycji wyrażali dezaprobatę dla rządu Leszka Millera. Dziś repertuar znacznie się powiększył. „Oszuści”, „złodzieje” – to niektóre z haseł skandowanych przez obecną opozycję w stronę sejmowej większości. Okrzyki z sali, przerywające wystąpienia posłów przemawiających z sejmowej trybuny, stały się normą i nie wywołują dezaprobaty.

Jako poseł, wybierany przez prawosławną mniejszość, miałem i mam świadomość bardzo ograniczonej możliwości wpływania na podejmowane przez Sejm decyzje. Dlatego też, od kiedy zostałem parlamentarzystą, koncentrowałem się na załatwianiu ważnych dla naszej społeczności i – szerzej – dla wszystkich mniejszości narodowych sprawach. Do takich należały kwestie ustawowych regulacji stosunku państwa do naszej Cerkwi, a następnie ustawy regulujące sytuację innych „mniejszościowych” Kościołów i związków wyznaniowych, ustawa o mniejszościach narodowych i etnicznych. W obecnej kadencji nowelizacja ustawy zabezpieczającej stabilizację finansową Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej. Aktualnie staram się przekonać parlamentarną większość do poparcia projektu ustawy, regulującej sytuację prawną naszych staroobrzędowców.

Prócz sfery stanowionego prawa, bardzo ważne są sprawy, dotyczące warunków życia i funkcjonowania mieszkańców naszego regionu, najczęściej uzależnione od finansów, jakie mają samorządy naszych miast i gmin.

W przeszłości udawało mi się przekonywać większość do poparcia poprawek do budżetu państwa, między innymi dotyczących finansowania remontu budynków monasteru w Supraślu. W obecnej kadencji wszystkie zgłaszane wraz z posłami Koalicji Obywatelskiej z naszego województwa poprawki (m.in. dotyczyły inwestycji w Bielsku Podlaskim i Hajnówce) były odrzucane.

14 października, w czasie pierwszego czytania projektu budżetu na 2022 rok, zabrałem głos. Na zadanie pytania miałem minutę. Brzmiało tak: „Szanowna Pani Marszałek! Wysoki Sejmie! Jedną z zasad funkcjonowania państwa polskiego wyrażoną w art. 35 Konstytucji jest zasada chrony praw mniejszości narodowych i etnicznych. W ostatnich latach obserwujemy gwałtowny spadek liczby osób deklarujących swą przynależność do mniejszości białoruskiej.

W okresie przeprowadzonych w latach 2002-2011 spisów powszechnych liczba ta w województwie podlaskim, gdzie zamieszkuje blisko 80 proc. tej społeczności, zmniejszyła się o blisko 20 proc. Jedną z głównych przyczyn szybkiej asymilacji mniejszości białoruskiej jest społeczno-ekonomiczna degradacja regionu południowo-wschodniej części województwa podlaskiego, gdzie od wieków zamieszkuje ta mniejszość.

Brak perspektyw rozwoju wynika m.in. z ograniczeń gospodarczego wykorzystania Puszczy Białowieskiej. Powiem tylko, że minionej zimy, mimo że w puszczy gniło blisko 8 mln m3 drewna, miejscowa ludność nie mogła kupić drewna opałowego i musiała ogrzewać swoje domy węglem, zresztą droższym. (Dzwonek). Ludność ta jest zmuszana do opuszczania swojej małej ojczyzny i szybko ulega procesom polonizacji.

Zwracam się w związku z tym z pytaniem do rządu i proszę o pisemną odpowiedź: Czy rząd podejmie działania służące powstrzymaniu dalszej degradacji tego regionu, co służyłoby powstrzymaniu jego depopulacji? Powiem tylko, że powiat hajnowski, w którym w ostatnich dwudziestu latach liczba ludności zmniejszyła się o 20 procent…

Wicemarszałek Małgorzata Kidawa-Błońska: – Dziękuję bardzo.

Poseł Eugeniusz Czykwin: – … jest najszybciej wyludniającym się powiatem w Polsce. Dziękuję. (Oklaski)

O treści udzielonej odpowiedzi poinformuję po jej otrzymaniu.

Eugeniusz Czykwin