Home > Artykuł > Grudzień 2021 > Jeżeli nie staniecie się jak dzieci…

Jeżeli nie staniecie się jak dzieci…

4 grudnia Cerkiew świętuje Wprowadzenie do świątyni Najświętszej Bogarodzicy i podkreśla znaczenie miejsca i atmosfery otoczenia w jej duchowym dojrzewaniu do roli Matki Bożej. Natomiast 8 grudnia, na zakończenie poświątecznego okresu, słyszymy fragment Ewangelii ze słowami Chrystusa: „Pozwólcie dzieciom przychodzić do mnie i nie zabraniajcie im, albowiem do takich należy Królestwo Boże. Zaprawdę powiadam wam: kto nie przyjmie Królestwa Bożego jak dziecię, nie wejdzie do niego” (Łk 18, 16-17). Co takiego wyjątkowego jest w dzieciach, że dorosłym Chrystus oznajmia: Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jako dzieci, nie wejdziecie do Królestwa niebieskiego (Mt 18,3). Jak rozumieć upodobnienie się do dzieci, jakimi Bóg chce nas widzieć?

W akcie wprowadzenia do świątyni najistotniejsze było to, że Joachim i Anna powierzyli Bogu córkę nie symbolicznie, lecz realnie. To nie było czysto zwyczajowe przyniesienie pierworodnego syna do świątyni, symboliczne ofiarowanie go Bogu i następnie wykupienie poprzez złożenie stosownej ofiary. Wdzięczni za dar potomstwa rodzice pozostawili córeczkę przy świątyni niczym nowicjuszkę w monasterze. Jeżeli przeznaczeniem Marii była rola Matki Bożej, to nie było dla niej lepszego miejsca niż świątynia jerozolimska, prawdziwe centrum duchowe, najświętsze miejsce na ziemi, mieszkanie Boga na ziemi. Tak jak św. Jan Chrzciciel od niemowlęctwa spędzał życie na pustkowiu, z dala od pokus świata, tak również przyszła Bogarodzica powinna była odizolować się od grzesznego środowiska, by wzrastać w czystości i świętości. Wychowawczą i uświęcającą rolę świątyni podobnie postrzegamy również teraz. Podczas poświęcenia nowej cerkwi brzmi prośba, aby ten Dom Boży posłużył uświęceniu wiernych: „O, Władco, Panie Boże nasz (…) poświęć tę świątynię i ten ołtarz (…), aby (…) była przystanią dla atakowanych przez burze, uleczeniem żądz, ucieczką dla słabych, przepędzeniem biesów, aby Twoje oczy były na nią skierowane dzień i noc, a Twoje uszy zważały na modlitwę (…) przychodzących oraz przyzywających Twoje (…) imię”. Innymi słowy, świątynia ma służyć nawróceniu człowieka, udoskonaleniu i przemianie wewnętrznej. W praktyce świątynia i Cerkiew to nie oddzielna szkoła pobożności, lecz środek pomocniczy w chrześcijańskim wychowaniu, gdzie rodzice i rodzina są podstawowymi wychowawcami.

Dziecko – dar Boży wymagający formowania

Bóg udzielił wszystkim istotom żywym błogosławieństwa płodności, ale w sposób szczególny zwrócił się do ludzi: Bądźcie płodni i rozmnażajcie się (Rdz 1,28). Wielodzietność od zawsze była postrzegana jako szczęście i znak Bożego upodobania. Oto synowie są darem Pana, a owoc łona nagrodą – pisał psalmista (Ps 127,3-5). Bezdzietność uchodziła za hańbę, była powodem upokorzeń i wytykania palcami, jak w przypadku Anny, matki proroka Samuela (1 Sm 1,6). Jednak wielodzietność nie była ideałem samym w sobie, zobowiązywała także do dobrego wychowywania potomstwa. W przeciwnym razie łaska okaże się skaraniem Bożym, bo dzieci mogą stać się dla rodziców przyczyną zgryzot, wstydu i kłopotów. Przez całe wieki szacunek wobec rodziców, posłuszeństwo względem nich, surowość, karność i dyscyplina były niekwestionowaną podstawą wychowania, co przeczy całkowicie współczesnym metodom wychowawczym. Czcij ojca twego i matkę twoją (Wj 20,12). Słuchaj swojego ojca, bo on cię zrodził, i nie gardź swoją matką, dlatego że jest staruszką (Prz 23,22). Z całego serca czcij swego ojca, a boleści rodzicielki nie zapominaj! Pamiętaj, że oni cię zrodzili, a cóż im zwrócisz za to, co oni tobie dali? (Syr 7,27-28). Bóg oznajmia przez proroka: Biada dzieciom zbuntowanym, które postępują niezgodnie z Moim planem (Iz 30,1).

Dziś nawet niewinny klaps może być potraktowany jako „przemoc w rodzinie”, ale Biblia mówi coś przeciwnego. Nie kocha syna, kto rózgi żałuje, kto kocha go – w porę go karci (Prz 13,24). Podstawowy obowiązek rodziców, przede wszystkim ojca, stanowiło kształcenie i wychowanie religijno-moralne, zakorzenione w trwałej pamięci o obecności i działaniu Boga (por. Pwt 4,9). Posłuszeństwo względem rodziców pozostawało aktualne również w czasach apostolskich. Dzieci, bądźcie posłuszne rodzicom we wszystkim; albowiem Pan ma w tym upodobanie (Kol 3,20). Dzieci, bądźcie posłuszne w Panu waszym rodzicom, bo to jest sprawiedliwe (Ef 6,1). Jednak „posłuszeństwo w Panu” nie jest ślepym i bezwarunkowym wykonywaniem rozkazów i ma głębszy sens. Gdyby dziecko było zmuszone do ślepego posłuszeństwa rodzicom, a w wypadku jego braku nieuchronna byłaby kara cielesnej lub jakakolwiek inna, nie zostałoby przyuczone do korzystania z Bożego daru wolnej woli. „Posłuszeństwo w Panu” jest więc czymś nowym, sprawą wyboru, aby ufać, że rodzic, mając większe doświadczenie i dobre intencje, poleca dziecku wykonanie jakiegoś zadania z myślą o jego dobru. Apostoł Paweł dodaje, aby dzieci były posłuszne w Panu, „bo to jest sprawiedliwe”. To posłuszeństwo czy też cześć wobec rodziców ma swoje źródło przede wszystkim we wdzięczności za trud rodzicielstwa, bezinteresowną i prawdziwą, aczkolwiek niekiedy szorstką, odmawiającą i wymagającą miłość.

Pozwólcie dzieciom przychodzić do mnie…

W Ewangelii dorośli zabierali dzieci ze sobą bynajmniej nie po to, by słuchały nauk Chrystusa, lecz z konieczności, bo nie było ich z kim zostawić. Jednak gdy uczniowie próbowali powstrzymywać matki tłoczące się wokół Jezusa z prośbą o błogosławieństwo dla dzieci, Jezus rzekł: Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie, nie przeszkadzajcie im; do takich bowiem należy królestwo niebieskie (Mk 10,14; por. Mt 19, 14). Prośba o błogosławieństwo dzieci była wyrazem instynktu przetrwania. W starożytności śmiertelność wśród dzieci była wyższa niż obecnie, toteż troska o ich zdrowie i życie była też podyktowana pragnieniem zapewnienia sobie opieki w podeszłym wieku. Chrystus zdaje się nie sięgać myślami tak daleko. Po prostu traktuje dzieci bez poniżenia i lekceważenia, one zaś, widząc i czując Jego czułość i dobroć, nie boją się do Niego zbliżyć. Jezus znajduje dla dzieci czas, widzi w nich zwyczajnych, tylko małych ludzi, którzy tak jak dorośli potrzebują troski, uwagi, cierpliwości, a przede wszystkim miłości. Dzieci garnące się do Jezusa i te, które przynosili do Niego rodzice, odnosiły się do Syna Bożego jak do kogoś zwyczajnego, kto zawsze znajdzie czas, aby ich wysłuchać i nie będzie się złościł, jeśli bez uprzedzenia wskoczą mu na kolana. Czy takie zachowanie nie powinno być wskazówką dla nas, dorosłych, aby zabierać dzieci do cerkwi, mimo iż nie rozumieją one powagi miejsca i zachowują się niczym w piaskownicy? Wzruszająca jest sama ich obecność przy rodzicach w cerkwi!

(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w e-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)

o. Konstanty Bondaruk