Home > Artykuł > Najnowszy numer > Po pierwsze – nie gorszyć!

W poniedziałek, 3 stycznia, u progu nowego roku kalendarzowego, tuż przed świętem Bożego Narodzenia, w Ewangelii dnia słyszymy mocne ostrzeżenie przed zgorszeniem (Mk 9,42-10; por. Mt 18,6-11; Łk 17,1-2). Zaraz po tym, gdy w odpowiedzi na spór o pierwszeństwo wśród apostołów, Pan nasz postawił przed nimi dziecko jako wzór do naśladowania, padło mocne, drastyczne ostrzeżenie przed zgorszeniem „jednego z tych małych, którzy wierzą”. Ci „mali” to nie tylko dzieci, ale także ludzie słabi, ubodzy, bezradni, prostoduszni, ufni, podatni na wpływy, zdani na łaskę innych. Gdy się jest w jakikolwiek sposób odpowiedzialnym za życie i postawy tych mniej utwierdzonych w wierze, przenigdy nie wolno stać się powodem grzechu dla „jednego z tych małych”.

W świetle Pisma Świętego zgorszenie to usiłowanie przywiedzenia kogoś do grzechu. Kto wykorzystuje słabość bliźniego lub nadużywa swej władzy, aby odwieść go od Boga, ten dopuszcza się straszliwej niegodziwości i popełnia ciężkie wykroczenie zarówno względem zgorszonego brata, jak i Boga. Z grubsza, w sensie potocznym, wszyscy rozumiemy pojęcie zgorszenia. Jest to postawa lub zachowanie, które skłania drugiego człowieka do popełnienia zła. Pan nasz jest realistą i stwierdza: Niepodobna, żeby nie przyszły zgorszenia; lecz biada temu, przez którego przychodzą (Łk 17,1). Jak długo bowiem szatan, z Bożego dopustu, będzie działać na ziemi, tak długo będą pokusy, odstępstwa i upadki. W sianiu zgorszenia szatan zawsze jednak będzie się posługiwać konkretnymi ludźmi i biada tym, którzy dadzą się uwieść Złemu. Gdyby miało się być powodem czyjegoś grzechu, lepiej byłoby rzucić się w morskie odmęty z kamieniem młyńskim u szyi (w. 42). Jezus mówił o trzech podstawowych siłach sprzeciwiających się kroczeniu za Nim – ręka, noga, oko to symbole chciwości, pychy i pożądania. Jeżeli ręka lub noga są powodem do grzechu, należy je odciąć (w. 43-45). Jeśli oko kusi do złego, lepiej jest je wyłupić (w. 47), bo lepiej jest wejść do Królestwa Bożego okaleczonym, niż zdrowym na ciele trafić do piekła.

Oczywiście, słowa o amputacji to są bardzo radykalne rozwiązania. Jednak całą Ewangelię śmiało możemy nazwać radykalną (łac. radix – korzeń), bo jest głęboko „zakorzeniona” w rzeczywistości człowieka. W słynnym „Kazaniu na Górze” widzimy wyraźną radykalizację wymogów ze Starego Testamentu. Słyszeliście, że powiedziano przodkom: Nie zabijaj… A Ja wam powiadam: Każdy kto się gniewa na swego brata, podlega sądowi (Mt 5,21), czyli już go zabija. Podobnie cudzołóstwa nie popełnia się dopiero w sferze zewnętrznej, lecz już w swoim sercu (Mt 5,27-28). Zakaz składania przysięgi łączy się z wezwaniem, by mowa nasza była: Tak, tak; nie, nie; bo co nadto jest, od Złego pochodzi (por. Mt 5,33-37). Prawo odwetu zostaje zastąpione wymaganiem przezwyciężania zła dobrem (Mt 5,38-42). Dawne przykazanie miłości zostało rozciągnięte nawet na nieprzyjaciół (Mt 5,43-48). Ewangelia proponuje ocalenie człowieka nie przez delikatne przypudrowanie i kosmetyczne poprawki, ale przez całkowitą, gruntowną przemianę. A mimo to, tej drastycznej wypowiedzi o samookaleczeniu nie należy rozumieć dosłownie. Gdyby tak ją potraktować, to większość ludzi na świecie byłaby okaleczona i niewidoma! W przeszłości znani byli kastraci (cs. skopcy), ale ich niemądrą, chybioną nadgorliwość Cerkiew oficjalnie potępiła. Odcięcie nogi czy ręki albo wyłupienie oka to po prostu pozbawienie się pewnych możliwości, okazji, udogodnień, które nieuchronnie powodują upadki. Jest to metafora, hiperbola. Surowe i dosadne przestrogi z ewidentną literacką przesadą świadczą jedynie o tym, że Jezus naprawdę przywiązywał wielką wagę do problemu zgorszenia. Ojcowie Cerkwi doskonale to wytłumaczyli.

Powodem naszego grzechu nie jest ręka, noga ani oko. Grzech powstaje w sercu, dokładniej w wolnej woli, w której przyzwalamy na taki czy inny ruch ręką, takie czy inne spojrzenie, takie czy inne zmysłowe, fizyczne zachowanie. Trzeba zmagać się z namiętnościami i z przyzwoleniem umysłu i woli. To odcinanie się od źródła zła, które tak mami ułudą wprost nieziemskich przyjemności i rozkoszy, bywa trudniejsze i boleśniejsze niż ucinanie kończyn. Jednak to konieczny zabieg, abyśmy nie skończyli jako niewolnicy grzechu. Czasem zatem to ostre odcięcie się od tego, co jest źródłem zła w naszym życiu, bywa jedynym ratunkiem. Św. Jan Złotousty uważał, że to odcięcie się w szczególny sposób dotyczy naszego życia we wspólnocie. Jezus „nie mówi tego o częściach ciała, w żadnym razie, ale o przyjaciołach (o krewnych), których posiadamy na równi z koniecznymi częściami ciała. Nic bowiem nie jest tak szkodliwe jak złe towarzystwo”.

Stąd wniosek, że skoro nogi często „same” niosą nas do miejsc, gdzie nasza noga w ogóle nie powinna postać, więc nie chodźmy tam. Ręka często niejako mimo woli wyciąga się po cudze, zaciska się w pięść i układa do ciosu czy gotowa jest uczynić inne zło, ale rozum powinien ją powściągnąć. Rękoma można błogosławić, wesprzeć, podnieść, przytulić, opatrzyć komuś rany, ale też można nimi grozić, bić i ranić, sięgnąć po nóż lub kij i tym zrobić krzywdę. Błogosławiony człowiek… który czuwa…i pilnuje swej ręki, by się nie dopuściła żadnego zła (Iz 56,2). Nasze ręce mogą nas zaprowadzić do nieba albo piekła, więc trzeba ich pilnować. Niejedno oko chętnie syci się bezwstydem płynącym dosłownie zewsząd, ale nie musimy go wyłupywać. Mamy odciąć się, odwrócić, odrzucić grzeszny obiekt nie naszego ulotnego spojrzenia, ale trwałego, niezdrowego zainteresowania.

Przyczyną zgorszeń są zarówno czyny, jak również ich brak, zaniechanie, milczenie, cicha akceptacja zła.

(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w e-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)

o. Konstanty Bondaruk