Home > Artykuł > Najnowszy numer > Cerkiew i państwo

Minęło 30 lat od uchwalenia ustawy o stosunku państwa do Cerkwi prawosławnej. By uzmysłowić wagę aktu na wszelkich płaszczyznach cerkiewnego życia, zorganizowano 8 grudnia w Warszawie, w Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej, konferencję na temat ustawy. Znawcy tematu, głównie z tytułami profesorskimi, zapewnili wysoki poziom spotkania.

Przyjęcie przez Sejm ustawy metropolita Cerkwi w Polsce Sawa określił w swym posłaniu do uczestników spotkania jako historyczne i możliwe tylko po przemianach ustrojowych końca XX wieku. Zauważył, że w wielowiekowych dziejach polskiego państwa istniały dwie zasadnicze koncepcje jego stosunku do prawosławnej Cerkwi. Jedna przewidywała dla niej stałe miejsce w państwie, uważając że prawosławie sprzyja rozwojowi życia politycznego, społecznego i kulturalnego. I ona, charakterystyczna zwłaszcza dla dynastii Jagiellonów, sprzyjała rozwojowi potęgi państwa. Druga traktowała Cerkiew jako pole misji innego Kościoła, dyskryminowała wiernych prawosławnych, uważała ich za ludzi niższej kategorii i dowodziła obcości prawosławia w państwie. Niestety i dzisiaj, według hierarchy, wśród najwyższych warstw rządzących spotykamy tych, którzy hołdują drugiej koncepcji, zapominając, że prawosławie na ziemiach Polan, Wiślan i Lachów trwa od przełomu dziewiątego i dziesiątego wieku, czyli od misji świętych Braci Cyryla i Metodego.

Metropolita przypomniał, że 20 czerwca 1989 roku Sobór Biskupów naszej Cerkwi zwrócił się z prośbą do władz państwowych o powołanie komisji państwowo-cerkiewnej, która opracowałaby projekt ustawy. Komisję powołano. W jej skład weszli ówcześni arcybiskupi – Sawa, Szymon i Jeremiasz oraz o. Jerzy Tofiluk, mecenasi Aleksander Stelmaszuk i Aleksander Pańko. Stronę państwową reprezentowali Aleksander Merkel, Grzegorz Rydlewski, Bogusław Skręta, Krzysztof Jabłoński, potem dołączyli Józef Bołdak, Andrzej Piniążek, Stefan Wasilewicz i Andrzej Czochara.

Prace nad projektem trwały dwa lata. Ustawa, przyjęta przez Sejm, została opublikowana w Dzienniku Ustaw 24 lipca 1991 roku. „Było to wydarzenie doniosłe, ważne i z pewnością historyczne” – zabrzmiało w wystąpieniu. A to oznaczało, że po raz pierwszy w dziejach Rzeczypospolitej Cerkiew mogła organizować swoje życie w oparciu o ustawę, bez ingerencji w jej życie państwa.

Metropolita Sawa napisał: „Wiele prac włożył w przygotowanie ustawy i przyjęcie jej przez Sejm poseł Eugeniusz Czykwin, za co mu serdecznie dziękuję”. Zwierzchnik naszej Cerkwi zauważył, że po uchwaleniu ustawy można było zabiegać o zwrot własności cerkiewnej, zabieranej Kościołowi prawosławnemu przez państwo i częściowo przez Kościół katolicki po 1918 roku. Ten proces był najtrudniejszy.

Teza o historyczności ustawy przewijała się chyba we wszystkich wystąpieniach. A druga charakterystyczna dla tego forum refleksja dotyczyła współczesności, że dziś niemożliwe byłoby uchwalenie przez Sejm takiej ustawy ze względu na zwrot polityki w kierunku narodowo-kościelnym oraz klasę polityczną rządzących krajem.

Świadek wydarzeń sprzed 30 laty i wielu późniejszych, związanych z sytuacją prawną Cerkwi, poseł Eugeniusz Czykwin, występujący na konferencji, ma zapisane w głowie tamte emocjonujące lata, kiedy projekt ustawy przygotowywano i kiedy jej uchwalenie dosłownie wisiało na włosku, kiedy wielu duchownych prosił o molebny, by projekt nie spoczął w sejmowej zamrażarce i w ogóle trafił pod obrady. Kiedy trzeba było, jeszcze w 1989 roku, wejść w spór z przedstawicielami Kościoła rzymskokatolickiego przy uchwaleniu ustawy „o stosunku państwa do Kościoła katolickiego w Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej” – w przygotowanym przez Komisję Wspólną PRL-owskiego rządu i episkopatu projekcie znalazł się zapis umożliwiający rewindykację prawosławnych świątyń, które w przeszłości, przy czym nie oznaczono ram czasowych, należały do Kościoła greckokatolickiego (unickiego). I kiedy nieustannie tkwiła w pamięci sytuacja międzywojenna, gdy Cerkiew funkcjonowała jakby poza prawem i można z nią było zrobić wszystko, nawet odebrać jej mienie, świątynie, albo je zburzyć, nie pozwolić na zakładanie szkół teologicznych, używając nacisków i szantażu, wbrew woli wiernych, ją polonizować. Poseł Czykwin wspominał, jak zabiegał o usunięcie z ustawy katolickiej zapisów, których przyjęcie umożliwiałoby roszczenia do naszych świątyń.

– W Sejmie chyba pięć razy zgłaszałem się do głosu, zadając reprezentującemu Kościół katolicki ks. Alojzemu Orszulikowi i mecenasowi Jackowi Ambroziakowi to samo pytanie: „Czy intencją rządu i strony katolickiej jest wywołanie wojny religijnej?”. Ksiądz, później biskup Orszulik na to: „Kolejny raz odpowiadam panu, że nie jest naszą intencją…”. Ja: „No to zapiszmy w ustawie, że roszczenia nie mogą dotyczyć świątyń, które należą do Kościoła prawosławnego”. W końcu wyszedł, wraca i mówi: „Zgadzamy się na zapis według zasady status quo”. Byliśmy wtedy szczęśliwi. Potem to szczęście prysło, gdy Kościół znów zażądał przywrócenia pierwotnej wersji.

Po dyskusji w Sejmie Kościół zgodził się na zastosowanie zasady status quo. Ostateczne uzgodnienia zapadły w czasie spotkania w Urzędzie do spraw Wyznań, w którym Kościół katolicki reprezentowali biskupi Jerzy Dąbrowski, Kazimierz Romaniuk i prof. Andrzej Stelmachowski, a prawosławny arcybiskup Jeremiasz i Eugeniusz Czykwin. Przebieg prac nad ustawą prawosławną nie byłby tak dramatyczny, gdyby nie żądania przedstawicieli Kościoła katolickiego obrządku bizantyńsko-ukraińskiego przekazania im 24 cerkwi na Podkarpaciu. Po długich, burzliwych obradach w komisjach i na sali plenarnej ustawę uchwalono.

Czykwin wskazał na osoby życzliwe wobec prawosławnych. To marszałek Mikołaj Kozakiewicz, prof. Jerzy Trzciński, Włodzimierz Cimoszewicz, Józef Oleksy, prof. Bronisław Geremek, Jacek Kuroń, prof. Michał Pietrzak. O nieżyczliwych nie wspominał.

Trzeba napisać książkę-wspomnienia, a nie parę akapitów, by przybliżyć gorącą atmosferę, towarzyszącą rodzeniu się tej historycznej ustawy. Jedynie zapis głosów ludzi, pracujących w dwóch komisjach sejmowych – ustawodawczej i mniejszości narodowych liczy blisko 140 stron formatu A4. Liczymy na Eugeniusza Czykwina!

Prof. Eugeniusz Mironowicz, którego wystąpienie rozpoczęło konferencję, mówił o prawnej sytuacji Cerkwi w I Rzeczypospolitej. Wskazał na faworyzowanie wyznania katolickiego jako panującego, co równało się z nietolerancją wobec prawosławia i innych wyznań. A to ostatecznie doprowadziło do przejęcia opieki nad innowiercami przez Rosję i Prusy. Co więcej, Rzeczypospolita na opiekę Rosji nad ludnością prawosławną wyraziła zgodę w traktatach dwustronnych, sądząc zapewne, że będzie ona tylko pustym aktem, ponieważ całkowity upadek „wiary greckiej” w ramach państwa, jest tylko kwestią czasu. Przez całe siedemnaste i osiemnaste stulecie dążono do całkowitej likwidacji Cerkwi prawosławnej na swoim terenie. Aż polityka ta poniosła fiasko. Ingerencja sąsiadów w sprawy wyznaniowe poszła daleko dalej, do rozbioru Rzeczypospolitej. Sejm Czteroletni, obradujący w końcu wieku osiemnastego, próbował uregulować prawny status Cerkwi. Ale było już za późno. Za późno zrozumiano, że narzucenie wielonarodowej i wielowyznaniowej Rzeczypospolitej jednej religii panującej, niesie zgubne skutki.

Doświadczenie upadku państwa i nauka płynąca z obrad Sejmu Czteroletniego nie nauczyły władz odrodzonej II Rzeczypospolitej dbania o zapewnienie odpowiedniego statusu prawnego innowiercom, w tym prawosławnym w okresie międzywojennym. Kontynuowano politykę przedrozbiorową, również wobec prawie czteromilionowej rzeszy Białorusinów i Ukraińców, w zasadniczej masie prawosławnych. Na tym okresie w swym wystąpieniu skupił się dr Grzegorz Kuprianowicz, zauważając że władze państwowe i duża część społeczeństwa nierzadko dyskryminowały, a nawet prześladowały prawosławnych i to w sytuacji świeżych wtedy procesów narodotwórczych i bolesnych prób podejmowanych przez Cerkiew znalezienia sobie miejsca, zgodnego z tradycją i kanonami, w nowej sytuacji geopolitycznej.

Polska przyjęła politykę integracji ziem wschodnich poprzez asymilację ludności białoruskiej i ukraińskiej i powiększanie tam żywiołu polskiego, rzymskokatolickiego, uważając że najlepszą podstawą jedności państwowej jest jedność wyznaniowa. Mówca przywołał opinię Mirosławy Papierzyńskiej-Turek, która stwierdziła, że kierunek likwidacyjnej polityki prawosławia, zbiegał się z interesami Kościoła katolickiego. Państwo maksymalnie ograniczało stan posiadania Cerkwi, zmniejszając liczbę parafii, duchownych, majątków. Przez większą część okresu międzywojennego Cerkiew nie miała uregulowanego statusu prawnego. Opierano się na prawie sformułowanym w Konstytucji Marcowej z 1921 roku, potem na akcie niższego rzędu, „Tymczasowych przepisach” o stosunku rządu do Kościoła prawosławnego w Polsce.

Była minister, prof. Danuta Waniek, przez wiele lat zajmowała się relacjami między państwem i Kościołem rzymskokatolickim. Jej książki to między innymi „Orzeł i krucyfiks”, „Orzeł bez tronu”. Prof. Waniek po raz pierwszy w ostatnich miesiącach 2021 roku pochyliła się nad analizą stosunków między państwem a Kościołem prawosławnym w okresie PRL-u. Uznała, że jest to temat niezwykle ciekawy. Cerkiew znalazła się w nowej rzeczywistości ustrojowej, wciąż bazując na przepisach z okresu międzywojennego. Badaczka przedstawiła jej burzliwe dzieje – rolę metropolity berlińskiego Serafima w okresie okupacji, problem autokefalii, który wrócił po wojnie, spór o podległość jurysdykcyjną parafii na Białostocczyźnie pod koniec wojny i zaraz po niej, rola w tym procesie metropolity mińskiego Benedykta, odsunięcie przez władze od zarządzania Cerkwią metropolity Dionizego i wreszcie stabilizacją życia cerkiewnego przy metropolicie Bazylim (Doroszkiewiczu).

Pani minister zapewniała o swojej dużej życzliwości wobec Cerkwi prawosławnej obecnie i kiedy pracowała w ministerstwie obrony narodowej.

Wystąpienie prof. o. Jerzego Tofiluka, rektora Prawosławnego Seminarium Duchownego w Warszawie, wyraziście pokazało, jak wielki wpływ na kształcenie teologiczne prawosławnej młodzieży ma uregulowany stosunek prawny państwa wobec Cerkwi. Do 1991 roku tych regulacji nie było. W okresie międzywojennym z trudem ocalały dwa seminaria duchowne. A wiernych było wtedy z dziesięciokrotnie więcej niż dzisiaj. W 1923 roku próbowano na Polesiu założyć prywatną szkołę duchowną. Ale władze województwa poleskiego wyraziły zdecydowany sprzeciw – bo szkoła będzie rozsadnikiem kultury wschodniej. A nie o to władzom chodziło. Przedstawiciele ministerstwa wyznań i oświecenia publicznego nie pozwalali na reformę szkół duchownych, ingerowali w program ich nauczania, podporządkowując go polityce państwa.

Międzywojnie to okres ograniczania i ingerencji w prawosławną oświatę.

W swym obszernym referacie o. Jerzy przedstawił i sytuację w latach 1945-1991. Po wojnie metropolita Dionizy chciał reaktywować studium teologii prawosławnej przy Uniwersytecie Warszawskim. Projekt władze odrzuciły. Wtedy chciał założyć prywatne studium teologiczne. I ta między innymi inicjatywa, zdaniem mówcy, przyczyniła się do internowania metropolity i osadzenia go w Sosnowcu.

Dopiero ustawa z 1991 roku dała osobowość prawną szkołom teologicznym, czyli uczyniła je samodzielnymi i niezależnymi od władzy placówkami. Dotychczas tę osobowość posiadały jedynie diecezje i parafie. Wszystkie szkoły, także ikonopisania, czy psalmistów, mają teraz osobowość prawną. I to jest duże osiągnięcie ustawy, jeśli chodzi o szkolnictwo – podkreślił rektor seminarium.

Arcybiskup wrocławski i szczeciński Jerzy, prawosławny ordynariusz Wojska Polskiego, rektor ChAT, mówił o prawosławnym duszpasterstwie wojskowym i służb mundurowych w kontekście ustawy z 1991 roku, która to dała podstawy prawne do utworzenia ordynariatu w służbach mundurowych. Dziś mamy już doświadczenie 27-letniej obecności duszpasterzy w wojsku. Co ona dała? Bezpośredni kontakt z prawosławiem – inspirujący i ciekawy – generałów, oficerów, żołnierzy, pracowników cywilnych wojska i służb, a także ich rodzin – mówił władyka. – Dla niektórych z nich ta obecność stała się impulsem do duchowego wzrastania i przemiany, czy zwykłej możliwości otrzymania duchowej porady. Rodziny żołnierzy dzielą napięcia i trudy swoich ojców i mężów. Dla nich niezwykle cenny jest wtedy kontakt z kapelanem i jego duchowa opieka.

Ordynariat prowadzi misję i poprzez głoszenie homilii, słuchanych nie tylko przez prawosławnych, obecność ich słowa w mediach, poprzez własne wydawnictwa. Więcej o dorobku Prawosławnego Ordynariatu Wojska Polskiego przeczytamy w rozmowie z arcybiskupem Jerzym, którą opublikujemy w najbliższym czasie.

A oto przykład misji, z konferencji. Pani minister Danuta Waniek skierowała do uczestników spotkania pytanie, dlaczego Cerkiew w Polsce w kontekście raskołu na Ukrainie popiera Cerkiew moskiewską. Władyka Jerzy odpowiedział:

– Stoi przed panią minister biskup, który pod groźbą śmierci nie stanie do ołtarza razem z tymi, którzy święceń nie mają. Podobny problem ma 80 procent prawosławnych biskupów na świecie. Nie chodzi o to, czy biskupi z ukraińskiej raskolniczeskiej struktury są godni czy niegodni, tylko o to, że święcenia kapłańskie zostały im udzielone przez osobę ekskomunikowaną. Wyjaśniając sytuację, mówię katolikom – rozumiecie swój problem lefebrystów, postarajcie się zrozumieć i nas. Problem dotyczy tu nie tylko kwestii jurysdykcji i administracji, ale i nienaruszalności zasad w prawosławiu. A jedna z nich mówi, że jeśli ktokolwiek z osób wyświęconych stanie do ołtarza z osobą o kwestionowanych święceniach, sam traci świecenia i urząd w Cerkwi. To są bardzo poważne kwestie. O tym mówiłem w Kijowie na konferencji. A zagraniczne media rozpisywały się, że polowy biskup prawosławny powiedział o wojnie hybrydowej. A ja powiedziałem: „Stan, w którym teraz znajduje się ze względu na Ukrainę prawosławie, jest podobny do hybrydowej wojny.” Czyli nikt formalnie nie nazywa nikogo schizmatykiem, ale nie chce stanąć razem do wspólnego ołtarza. To nasz zasadniczy problem, że oprócz autokefalii Cerkwi na Ukrainie mamy znacznie poważniejszy problem z uznaniem ważności święceń tych osób, które są teraz w tak zwanej Prawosławnej Cerkwi Ukrainy.

– Mój indywidualny problem polega na tym, że patriarcha Konstantynopola Bartłomiej, który nadał tomos PCU, udzielił mi osobiście kapłańskich święceń. Mnie więc ta sytuacja boli podwójnie. Jako członek Soboru Biskupów Cerkwi w Polsce nigdy nie usłyszałem z ust metropolity Sawy, że nie uznajemy autokefalii Cerkwi na Ukrainie, bo stoimy ramię w ramię z Cerkwią moskiewską. My nie uznajemy naruszenia kanonów w Cerkwi.

Anna Radziukiewicz

fot. autorka