Home > Artykuł > Najnowszy numer > Czytajcie Ewangelię i módlcie się

Czytajcie Ewangelię i módlcie się

Metropolita miński i zasławski (w latach (2013-2020) Paweł opowiada o swoich duchowych doświadczeniach

O tym, jak Pan wyprowadził mnie na drogę wiecznego życia

Często wspominam czasy mego dzieciństwa, kiedy ci, którzy chodzili do cerkwi, a szczególnie duchowni, bez żadnych wątpliwości wiedzieli, że czeka ich prześladowanie. Straszne to były lata! A mimo to ludzie szli do cerkwi. W cierpieniu i z pokorą przeżywali wszystkie męki. Bóg pozwolił mi już w młodym wieku zobaczyć podwiżników, którzy poświęcili siebie służbie Bogu. W życiu zewnętrznym niewiele odróżniali się od mnóstwa pozostałych ludzi, ale ich wewnętrzny, duchowy świat był przepełniony Bożestwiennoj błagodatiju, która w obfitości przelewała się i na tych, którzy byli obok. W pierwszym rzędzie wspominam prepodobnego Sebastiana, starca karagandyjskiego. W Karagandzie prowadził ogromną misję. Całym życiem świadczył o Chrystusie. Pomagał ludziom przeżyć najtrudniejsze doświadczenia. Jestem wdzięczny Bogu, że postawił na mojej drodze starca Sebastiana, także duchownego Aleksandra Kriwonosowa, schimonachinię Anastazję, matuszkę Agniję i inne matuszki, które żyły przy cerkwi Narodzenia Bogarodzicy w Wielkiej Michajłowce.

Przed moim pójściem do wojska mama poradziła, żebym udał się do mniszki Anastazji i poprosił o jej święte modlitwy. Matuszka odesłała mnie do ojca Aleksandra Kriwonosowa, który wiedział, czym jest służba w wojsku. Batiuszka mówił: „Z Bogiem wszędzie będzie dobrze i nic nie będzie straszne”. Dał mi cenne rady, z których do dziś korzystam. Dzięki modlitwom i radom ojca Aleksandra moja wojskowa służba przeszła bezproblemowo.

Kiedy wróciłem z wojska, chciałem pracować jako kierowca karetki pogotowia. Ale mama znów posłała mnie do matuszki Anastazji. Po błogosławieństwo. – Chcę być kierowcą – powiedziałem matuszce. A ona z radosnym uśmiechem: – Nie spiesz się do pracy, odpocznij po wojsku. W ciągu miesiąca kilka razy podchodziłem do matuszki. A ona to samo: – Odpocznij jeszcze. Aż po Liturgii podczas święta proroka Eliasza w 1973 roku odeszła ze mną na bok i jakby pierwszy raz mnie widząc o wszystko rozpytała, po czym rzekła: – A nie chciałbyś się uczyć w duchownym seminarium? A ja nie tylko nie myślałem o nauce w seminarium, ale nawet nie wiedziałem, czy one w ogóle istnieją w Związku Radzieckim. Dlatego propozycja matuszki spadła na mnie jak grom z jasnego nieba. – Teraz ojciec diakon Walentin – właśnie przechodził obok – wszystko ci wyjaśni – powiedziała matuszka.

– Dokumenty do seminarium przyjmują tylko do 1 sierpnia, a dziś mamy drugiego – na to diakon. A ja myślę: „O jakże dobrze, spóźniłem się!”. Tego dnia czekali na mnie koledzy, mieliśmy się kąpać w jeziorze. A życie wydawało mi się takie piękne, radosne. A tu ja za murami Cerkwi!?

Matuszce wyjaśniłem: – Za późno. Mogę zdawać tylko do technikum. Ku memu zdumieniu matuszka błogosławiła mnie na naukę w technikum. Ale 18 sierpnia, zamiast pójść do cerkwi na wsienoszcznoje bdienije przed świętem Przemienienia Pańskiego, zabawiłem się z kolegami i tegoż wieczoru miałem wypadek. Rano udało mi się pójść na Liturgię z obandażowaną głową, ale potem cały dzień spędziłem w łóżku na rozmyślaniach o tym, jak przebiegało moje życie w wojsku i w jaki sposób chronił mnie Pan poprzez modlitwy mamy i naszych starec. Przecież chronił mnie od jawnej śmierci! I to nie raz! Ale do tej pory jakoś tego sobie nie uświadamiałem. Dopiero potrzebny był wstrząs i to przed świętem Przemienienia. Do dziś błogosławię Boga, że dzięki modlitwie naszych karagandyjskich podwiżników nie pozwolił mi zginąć do końca. Mówię z pełnym przekonaniem – Pan wyprowadził mnie na tę drogę, którą otwiera każdemu człowiekowi w celu osiągnięcia wiecznego życia z Bogiem.

O służbie w Ziemi Świętej

Posłuszanije niesione w Jerozolimie przez siedem lat spowodowało, że inaczej zacząłem pojmować Pismo Święte. Człowiek, który odwiedza święte miejsca, modli się tam, służy, żyje, po niedługim czasie zupełnie inaczej odbiera historie zawarte w Biblii. One stają się rzeczywiste. To tak, jak zapytasz człowieka o jego dzieciństwo. Opowie o nim jak świadek, który to wszystko przeżył. Tak samo wspominam święte miejsca, o których czytam w Piśmie Świętym. Staje się bardziej zrozumiała Ewangelia i wszystko, co jest związane z życiem Chrystusa na ziemi, Bogarodzicy i apostołów.

O Pskowo-Pieczerskim Monasterze

Namiestnikiem Pskowo-Pieczerskiego Monasteru naznaczono mnie w 1988 roku, po powrocie z Jerozolimy. To był dla mnie najbardziej błogosławiony czas. Promysł Boży przywiódł mnie do tej błogosławionej obitieli. W tamtym czasie żyli w niej najprawdziwsi starcy, prowadzący święte życie, jak archimandryci Ioann (Krestiankin), Nafanaił (Pospiełow), Aleksander (Wasiliew), Serafim (Rozenberg), Teofan (Malawko), Adrian (Kirsanow) i wielu innych, mądrych przez życiowe doświadczenie. Wielu z nich przeżyło zesłania i obozy, zachowując gorącą wiarę w Boga. Kontakt ze starcami to błogosławione doświadczenie dla każdego. I w tym czasie Pan pozwolił mi na służbę w tym monasterze, na kontakt z tymi przedziwnymi Bożymi sługami i podwiżnikami. To był czas niezwykle korzystny dla mojej duszy i świadomości. Na mnie ta święta obitiel zrobiła wielkie wrażenie. Znakomite święte miejsce. Żyli tam starcy, którzy rzeczywiście prowadzili święte życie. Mogę powiedzieć, że o mało którym dniu w monasterze nie można było powiedzieć – to było szczególne wydarzenie, które nazywamy cudem. Codziennie działo się coś cudownego. To świadczy o żywym kontakcie mnichów podwiżników z Bogiem oraz żywym i pokojowym życiu między sobą. Oczywiście były i problemy. Wróg rodzaju ludzkiego nie śpi i wszędzie próbuje zgubić człowieka. Ale tam żyli prawdziwi, skromni, pokorni mnisi, którzy szli do monasteru nie dlatego, by zająć jakieś miejsce w cerkiewnej hierarchii. Całe swe życie poświęcali służbie Bogu.

(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w e-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)

Na podst. rozmowy z metropolitą mińskim i zasławskim Pawłem, patriarszym egzarchą całej Białorusi przeprowadzonej przez mniszkę Aleksandrę (Kupalenko) „Monastyrskij Chronograf” oprac. Anna Radziukiewicz