Home > Artykuł > Najnowszy numer > Pierwszy był Gogol

Rosyjski renesans religijny jest jednym z najciekawszych zjawisk w historii myśli ludzkiej, zrodził wiele interesujących koncepcji teologicznych i filozoficznych, przyniósł też ogromne zmiany w literaturze i poezji. Przyjmuje się, że jego początek w teologii wyznacza opublikowanie przez Aleksego Chomiakowa pracy „Kościół jest jeden”, a w filozofii wystąpienie wielkiego rosyjskiego filozofa Włodzimierza Sołowjowa. Ostatnio jednak pojawiła się sugestia, że w poszukiwaniu źródeł renesansu należy odwołać się nie do filozofów i teologów, lecz do pisarzy, Mikołaja Gogola i Fiodora Dostojewskiego.

Prezentujemy na ten temat wykład o. dr. Henryka Paprockiego, latem ubiegłego roku umieszczony na YouTube, a wygłoszony w ramach zorganizowanej przy kaplicy św. Grzegorza Peradze w Warszawie Letniej Szkoły Filozofii.

Mikołaj Gogol jest znany przede wszystkim jako jeden z najwybitniejszych w skali światowej komediopisarzy, autor znakomitych utworów – „Rewizora”, „Ożenku” czy cykli opowiadań, takich jak „Wieczory na chutorze w pobliżu Dikańki”.

To wszystko prawda, ale Gogolowi chodziło zupełnie o coś innego, mianowicie zajmował się problematyką końca świata, w języku teologicznym eschatologią. Gogola można nazwać piewcą powrotu Chrystusa, ale poprzedzonego przez nadejście Antychrysta.

Pierwszy utwór Gogola, poemat wierszowany „Hans Kuchelgarten”, okazał się właściwie klęską literacką, ale Gogol odnalazł się bardzo szybko jako pisarz, który tworzy wspaniałe opowiadania, inspirowane zwłaszcza folklorem dzisiejszej Ukrainy. Do historii teatru rosyjskiego przeszła premiera „Rewizora” z 1838 roku, na której to wszyscy, poczynając od imperatora, śmiali się do rozpuku, że oto w Rosji można udawać nawet wysłannika carskiego. Odebrano to jako wspaniałą kpinę z rzeczywistości państwa rosyjskiego. Gogol przeżył to bardzo boleśnie. Po porażce poematu „Hans Küchelgarten” wyjechał na kilka lat do Niemiec. I po premierze „Rewizora” także wyjechał z Rosji, przerażony tym, że nie potrafiono odczytać jego utworu „Martwe dusze”, zaczął pisać we Włoszech.

Na czym polegał konflikt Gogola z jego epoką?

Wiemy dokładnie, jak wyobrażał sobie inscenizację „Rewizora”, zachowały się jego didaskalia. Położył nacisk na to, by w ostatniej scenie przedstawiono ikonę Sądu Ostatecznego, by wszyscy zastygli w przerażeniu i wtedy wchodzi autentyczny Rewizor, co miało skłonić ludzi do myślenia, że chodzi o Antychrysta i Chrystusa. Fałszywy Rewizor jest Antychrystem, a ten, który przyjeżdża wreszcie z najwyższego rozkazu to Chrystus, który przychodzi sądzić świat.

Natomiast krytycy w swoich recenzjach pytali, skąd tam się wzięła ikona Sądu Ostatecznego, przecież na ogół w urzędach znaleźć można było ikony Chrystusa albo Matki Bożej, po co więc umieszczać inną, bez żadnego związku z komedią.

Gogol odebrał to jako porażkę, chciał bowiem uczulić sobie współczesnych na kwestie eschatologiczne.

Innym utworem (chociaż niemal wszystkie, w tym „Ożenek” jest poświęcony temu zagadnieniu), w którym niezwykle silnie podkreślano motyw eschatologiczny, są „Martwe dusze”. Kim jest ich bohater, Cziczikow?

To dziwny człowiek, który w czasach, kiedy majątek szacowano na podstawie liczby posiadanych dusz, jak określano chłopów pańszczyźnianych, skupuje martwe dusze, czyli zmarłych chłopów (rewizja odbywała się co kilka lat, a do tego czasu należało także za zmarłych płacić podatki), żeby wykazać jak jest bogaty, bo ma wiele dusz.

Także ten utwór odebrano jako kpinę z sytuacji w państwie, w którym można handlować zmarłymi ludźmi i nawet wyjść w opinii społecznej na bogacza.

Gogol także bardzo to przeżył. Zaczął pisać drugi tom, który niestety się nie zachował, ponieważ pisarz na krótko przed śmiercią spalił go. Nie wiemy więc, jak skończyły się przygody Cziczikowa, który niewątpliwie jest obrazem Antychrysta, gromadzącego martwe dusze.

To jest nurt bardzo żywy w literaturze rosyjskiej od czasu raskołu, tzn. pojawienia się ruchu staroobrzędowego, nurt, który się przewija w całej historii – będzie miał nawet reperkusje np. u Włodzimierza Sołowjowa w „Krótkiej powieści o Antychryście”, w rozważaniach o. Sergiusza Bułgakowa na temat problemu zła w świecie, aż do dzisiejszych dyskusji w Rosji, eschatologicznych nastrojów wywołanych przez pandemię czy wręcz buntu wobec Cerkwi, która nie chce uznać, że nastały czasy eschatologiczne.

To stały wątek, który towarzyszy ludzkości, a szczególnie mieszkańcom Rosji właśnie od czasów pojawienia się raskołu, czyli schizmy, podziału, który nastąpił w rosyjskiej Cerkwi i doprowadził do pojawienia się ruchów religijnych, niekiedy bardzo radykalnych. Ten nurt był bardzo żywy (staroobrzędowcy oficjalnie uznali, że Piotr Wielki jest Antychrystem, gdyż przyjął tytuł imperatora, zawarł związek małżeński – jak wtedy uważano – z krewną nie w porządku cielesnym lecz duchowym, zamordował własnego syna).

W kręgach staroobrzędowców pojawiły się wówczas głosy, że żyją w czasach ostatecznych, koniec świata jest bliski. W tym sensie Gogol, który nawiązywał do pewnych intuicji wypływających z ludowej wiary bliskiej raskołowi, okazuje się być prekursorem rosyjskiego renesansu. Ale okazuje się być prekursorem w jeszcze jednym sensie. Otóż Gogol bardzo starannie dobierał imiona i nazwiska swoich bohaterów. Imię i nazwisko jest etykietką, która mówi, kim jest dany człowiek, co sobą reprezentuje, czego można się po nim spodziewać.

Tę manierę przejął od Gogola Dostojewski, który również swoim bohaterom nadawał imiona i nazwiska tzw. znaczące (jeżeli ktoś się nazywa Raskolnikow, a nazwisko to pochodzi od słowa raskoł, to jest to ktoś, kto musi być w stanie schizmy, czyli zerwania łączności z Kościołem).

Gogol jest kimś, kto właściwie zaraził całą Rosję śmiechem, od niego zaczęła się wielka sztuka komediopisarstwa rosyjskiego, która odegrała bardzo ważną rolę w historii światowej literatury. Gogol urodził się w 1804 roku, zmarł w 1852, żył więc bardzo krótko. Właściwie nie wiadomo, czy nie został żywcem pochowany w stanie letargu, ponieważ odmówił przyjmowania pokarmów. Nie posłuchał nawet, chociaż był bardzo wierzącym człowiekiem i praktykującym prawosławnym chrześcijaninem, głosu metropolity Filareta, który w imieniu Cerkwi posłał do niego duchownego z nakazem rozpoczęcia przyjmowania posiłków. Gogol zdecydowanie odmówił i postanowił umrzeć. Ale w momencie najbardziej dramatycznym, kiedy już prawie nie mógł mówić i poruszać się z powodu osłabienia, wstał i własnoręcznie spalił drugi tom „Martwych dusz”, ocalały jedynie dwa zeszyty. A do służącego, który wpadł przerażony, nie wiedząc co się dzieje, powiedział: – Zobacz, jaki silny jest szatan, to on namówił mnie, żebym spalił „Martwe dusze”.

Tak więc z drugiego tomu „Martwych dusz” mamy jednie dwa zeszyty. Wiemy, jak to miało wyglądać, bo Gogol dzielił się uwagami z przyjaciółmi, ale często ostateczny kształt utworu był inny od zamierzonego.

Gogol pozostawił niedosyt w społeczeństwie rosyjskim, w gazetach zastanawiano się nad sensem jego śmierci i formą, w jakiej przedstawił pewne prawdy wiary, odnoszące się do końca świata, do przyjścia Antychrysta i Chrystusa.

W tym samym okresie co Gogol żył Aleksy Chomiakow, postać niezwykle znacząca, jeden z twórców i kontynuatorów ruchu słowianofilów. Warto tutaj przypomnieć, że w Rosji do dziś ścierają się dwa nurty myślowe, z których jeden nosi nazwę słowianofilstwa, drugi okcydentalizmu, tzn. czy Rosja ma kroczyć wyjątkową własną drogą, drogą słowiańską, czy ma się zokcydentalizować, stać się klasycznym europejskim krajem.

Chomiakow jest postacią o tyle znaczącą i interesującą, że nie tylko zapoczątkował renesans w rosyjskiej myśli teologicznej, także jego życie okazało się równie ciekawe jak życie Gogola.

Chomiakow to klasyczny przykład rosyjskiego szlachcica, który przeszedł typową drogę, jaką na początku XIX wieku wybierali synowie szlachty – został oficerem kawalerii, był nawet odznaczony za bohaterskie czyny w czasie walk. Był racjonalizatorem, zgłosił kilka patentów, głównie maszyn rolniczych. A że był doskonale wykształcony, znał świetnie języki starożytne (łaciny i greki uczył go opat katolicki), czytywał w oryginale Ojców Kościoła, zarówno wschodnich jak i zachodnich. I w czasie tej lektury doszedł do słusznego wniosku, że nauka, którą aktualnie głosi chrześcijaństwo, nie tylko prawosławie, pozostaje daleka od tego, co głosili Ojcowie Kościoła.

Cóż więc takiego wydarzyło się w historii myśli prawosławnej, zwłaszcza rosyjskiej? Otóż zaczęły się bardzo silne wpływy scholastyki, czyli nurtu typowego dla myśli religijnej Zachodu, na myśl religijną rosyjskiego prawosławia. I jak to się często zdarza, zamiar był zupełnie inny. Mianowicie metropolita Piotr Mohyła wprowadził w założonej przez siebie Akademii Kijowskiej, zwanej do dzisiaj potocznie „Mohylanką”, zajęcia ze scholastyki. Zrobił to celowo, żeby duchowni (pamiętajmy, że są to czasy zaprowadzania unii brzeskiej) umieli dać odpór misjonarzom łacińskim, żeby umieli dyskutować ich językiem. Później scholastyka zadomowiła się na dobre w Kijowie i z Akademii, poprzez absolwentów, trafiła do nowo utworzonej w Moskwie szkoły teologicznej, która miała bardzo dziwną nazwę, a mianowicie Akademia Greko-Łacino-Słowiańska. Tam też się przyjęła i w pierwszej połowie XIX, a nawet w wieku XVIII jej wykłady niczym nie różniły się od wykładów w łacińskich wyższych szkołach teologicznych.

A polegało to na przeniesieniu na grunt teologii chrześcijańskiej myśli Arystotelesa w wersji Tomasza z Akwinu, który napisał dwie summy, czyli całość teologii i całość filozofii, kierując się zasadą typową dla rozumowania Arystotelesa w filozofii.

Trzeba pamiętać, że ten sposób interpretacji odegrał w średniowieczu ważną, pozytywną rolę na gruncie nauk przyrodniczych, natomiast gorzej było z naukami teologicznymi i filozoficznymi. Scholastyka w XIX wieku już wyraźnie nie nadążała za rozwojem nauki w tamtych czasach, natomiast była ciągle wykładana na Zachodzie jako wręcz obowiązkowy kierunek, na Wschodzie natomiast jako kierunek, który się doskonale zadomowił w szkole teologicznej.

Właśnie Chomiakow, oficer kawalerii z wykształcenia, postanowił dokonać radykalnej zmiany i opublikować dzieło napisane w nurcie patrystyki, tak jak pisali Ojcowie Kościoła. Jego dzieło miało ciekawą historię wydawniczą. Chomiakow najpierw przetłumaczył je na klasyczny grecki i swoją pracę „Kościół jest jeden” chciał wydać jako odnaleziony nieznany anonimowy dokument z okresu nauczania Ojców Kościoła, potem jednak doszedł do wniosku, do czego przyczynili się także jego przyjaciele, że sprawa się szybko wyda, że to oszustwo.

Ponieważ wydawcy rosyjscy patrzyli na publikację podejrzliwie, dokonał kolejnego tłumaczenia i jego praca ukazał się najpierw we Francji w języku francuskim, już pod jego nazwiskiem. Tam odniosła olbrzymi sukces, tzn. została przyjęta jako nowe spojrzenie na rzeczywistość Kościoła, napisane nowym językiem teologicznym, jako nowy dyskurs w teologii, bazujący na doświadczeniu Ojców Kościoła. Dopiero wtedy książka ukazała się w Rosji. We wstępie jednak zaznaczono, że są w niej sformułowania niebezpieczne, wynikające z braku systematycznego wykształcenia teologicznego autora.

Na czym polegała ostrość książki Chomiakowa?

Na tym, że przestał traktować Kościół jako instytucję typu państwa (słynna definicja kardynała Bellarmina, że rzeczywistość Kościoła niczym nie różni się od rzeczywistości państwa, też ma swoje władze, wtedy jeszcze swoją armię, swoje prawo, swoje urzędy), aby pójść w kierunku, który dopiero w XX wieku przyjął się w myśli teologicznej Wschodu i Zachodu, w kierunku eklezjologii św. Pawła, traktującego Kościół jako ciało mistyczne Chrystusa i kładąc nacisk na całość tego Kościoła, nie tylko na hierarchię. Słynne zdania mówią o roli laikatu w Kościele, o tym, że nic nie może być narzucone, że całość musi wszystko akceptować, ponieważ organizmem tym, Kościołem, przede wszystkim kieruje miłość, że to miłość jest najważniejsza, nie prawo, nie uchwały, nie urzędy. Chomiakow nadał temu dziełu podtytuł: „Próba katechizmowego wytłumaczenia Kościoła”. Faktycznie, ta kilkudziesięciostronicowa pozycja jest napisana w bardzo dostępnej dla przeciętnego zjadacza chleba formie katechizmowej. Książka dokonała przewrotu w rosyjskim prawosławiu. Gdyby nie Chomiakow, prawdopodobnie nie byłoby wystąpienia na gruncie filozoficznym Sołowjowa, ale nie byłoby także wielkich rosyjskich myślicieli, teologów i filozofów, takich jak Paweł Florenski czy Sergiusz Bułgakow. Oni wszyscy są zakorzenieni zarówno w Chomiakowie, jak i w Sołowjowie, który zapoczątkował renesans rosyjskiej myśli filozoficznej. Nie można nie doceniać Chomiakowa.

Po Chomiakowie powrót do takiego uporczywego powtarzania pewnych schematów scholastycznych był już niemożliwy – oczywiście scholastyka jeszcze długo się utrzymywała w szkołach teologicznych, ale stopniowo traciła na znaczeniu. I to od niego zaczyna się cały szereg wielkich myślicieli, teologów rosyjskich, którzy zajmują się zresztą bardzo różnymi dziedzinami wiedzy – historią dogmatów, patrologią, teologią dogmatyczną, zaczyna się odrodzenie liturgiczne. Za tym wszystkim stoi właśnie Chomiakow, który jako pierwszy miał odwagę zerwać z wpływami zachodnimi, które niekoniecznie okazały się najlepsze. Dzięki temu zerwaniu zresztą, myśl rosyjska uchroniła się przed tym, co później spotkało myśl chrześcijańską na Zachodzie, kiedy rozdźwięk między nauką a powtarzającą w kółko to samo teologią powiększał się z dnia na dzień i doprowadził do tego, że z teologią kompletnie przestawano się liczyć, uważano, że jest to jakaś przestarzała archaiczna formacja, która w ogóle nie rozumie współczesnej nauki, nie rozumie współczesnego społeczeństwa, itd.

Dzięki temu, że Chomiakow zainicjował coś nowego, pojawili się myśliciele, dla których kwestia dialogu ze światem, kwestia odpowiedzi na podstawowe zagadnienia. stawiane przed nauką na gruncie teologicznym, była czymś niesłychanie ważnym – i to właśnie nazywamy rosyjskim renesansem.

Ten renesans zaczął się około 1825-1830 roku na gruncie teologii, później filozofii, a z czasem zaczął zataczać coraz szersze kręgi.

(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w e-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)

Wysłuchała Ałła Matreńczyk

fot. wikipedia.org