Home > Artykuł > Marzec 2022 > Nowy monaster

Do prawosławnego monasteru w Horżowiczkach udałem się na zaproszenie arcybiskupa praskiego i Ziem Czeskich Michała. Władyka podjął się bardzo trudnego zadania rozszerzenia życia monastycznego w swojej praskiej diecezji, położonej na terenie w większości zateizowanego czeskiego państwa. Wie doskonale, że jednym z głównych czynników, sprzyjających rozwojowi Cerkwi i umocnieniu prawosławia, są monastery. Monaster został erygowany około dwóch lat temu, choć parafia prawosławna funkcjonowała na tym terenie od drugiej połowy lat czterdziestych ubiegłego stulecia.

Horżowiczki to mała miejscowość, położona w północno-zachodniej części Republiki Czeskiej, w powiecie rakovnickim, licząca niespełna pięciuset mieszkańców. Pierwsza pisemna wzmianka o niej odnosi się do roku 1392, chociaż archeologiczne znaleziska świadczą, że była zasiedlona już w okresie kamienia łupanego. Położona jest przy szosie łączącej Pragę z Karlovymi Varami, około siedemdziesięciu kilometrów od stolicy Czech, czyli mniej więcej w połowie drogi między wymienionymi miastami. Prawosławie zaistniało tu dzięki osiedleniu się w tym rejonie wołyńskich Czechów – repatriantów ze Związku Radzieckiego, z których znaczny odsetek stanowili prawosławni. Z biegiem czasu ich potomkowie asymilowali się wyznaniowo lub ateizowali i dzisiaj ledwie pamiętają, że ich przodkowie przybyli z Wołynia, ale już sami nie identyfikują się z żadnym wyznaniem, w najlepszym razie przyznają, że zostali ochrzczeni w prawosławiu, lecz oświadczają, że są osobami niepraktykującymi.

Zatem w latach 40. powstała w Horżowiczkach prawosławna parafia, która z biegiem czasu przestała istnieć, pozostała natomiast świątynia z 1902 roku, wybudowana w stylu pseudoromańskim, i wielki piętrowy dom parafialny, odziedziczony przez prawosławnych po ewangelikach. Zarówno cerkiew św. św. Cyryla i Metodego, jak i sąsiadujący bezpośrednio z nią budynek parafialny zaczęły niszczeć, nadgryzane zębem czasu. Władyka Michał, ratując okazałe budynki cerkiewne, erygował w Horżowiczkach monaster męski, którego patronami stali się święci Cyryl i Metody. Jego przeorem został sam hierarcha. W tym zateizowanym kraju jak do tej pory nie znalazła się ani jedna osoba spośród prawosławnych obywateli czeskich, która zechciałaby do niego wstąpić. Jednakże monaster nie pozostał bez mnichów – jego mieszkańcami zostali przybysze z Ukrainy, Zakarpacia. Półtora roku temu przybyli tu o. archimandryta Metody Sawczenec’, który został jego namiestnikiem, a także hierodiakon Marek, a pół roku temu powiększył ich grono nowicjusz Aleksander, również z Ukrainy. Staraniem władyki Michała cerkiew monasterska odzyskała nie tylko pierwotną świetność, ale zyskała taką okazałość, że zaczęła w miejscowości dominować. W jej dalszej części znajduje się maleńka czasownia, w której odbywają się codzienne nabożeństwa – wieczernie i jutrznie, a w środy i piątki Liturgie, natomiast niedzielne i świąteczne w głównej górnej cerkwi. W korpusie monasterskim, którego gruntowna renowacja dobiega właśnie końca, znajduje się domowa czasownia, gdzie mnisi odmawiają codzienne wieczorne modlitwy. Wszystkie remonty odbywają się pod wprawnym gospodarskim okiem władyki, który sporo czasu spędza w monasterze, nie tylko w niedziele i święta, ale także w dni powszednie. Dzięki usilnym staraniom arcybiskupa i ogromnej pracy mnichów sformowała się stała kilkunastoosobowa grupa, która w niedziele i wielkie święta stara się regularnie uczestniczyć w nabożeństwach. Po Liturgii mnisi zapraszają na obiad, podczas którego niejednokrotnie można porozmawiać z władyką Michałem.

W przeddzień święta Obrzezania Pańskiego o. Metody oprowadził mnie po Horżowiczkach, gdzie oprócz pięknych obiektów monasterskich jeszcze dwa przykuły moją uwagę. Na głównym placu, w bezpośrednim sąsiedztwie przystanku autobusowego, znajduje się okazały pomnik austriackiego cesarza Józefa II, współregenta cesarzowej Marii Teresy do 1780 roku, który brał udział w pierwszym rozbiorze Polski. Nieco dalej ujrzałem przygnębiający widok – stary rzymskokatolicki kościółek św. Mikołaja był w tak opłakanym stanie, że aż ścisnęło mi się serce. Pomyślałem, że jeżeli nie zostaną podjęte odpowiednie kroki, kościółek runie.

(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w e-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)

o. mitrat Stanisław (Eustachy) Strach

fot. archiwum autora