Kto mieczem wojuje ten od miecza zginie (Mt 26,52)

Słowa te oznaczają, że człowiek zostanie pokonany takimi metodami, jakie sam stosuje. Pochodzą z końcowych rozdziałów Ewangelii i zostały wypowiedziane przez Chrystusa w dramatycznym momencie zatrzymania go w Ogrodzie Getsemani. Gdy nadeszli uzbrojeni ludzie, by pojmać wskazanego im przez Judasza, oto jeden z tych, którzy byli z Jezusem, wyciągnął rękę, dobył miecza i ugodziwszy sługę najwyższego kapłana, odciął mu ucho. Wtedy Jezus rzekł do niego: „Schowaj miecz swój do pochwy, bo wszyscy, którzy za miecz chwytają, od miecza giną. Czy myślisz, że nie mógłbym poprosić Ojca mojego, a zaraz wystawiłby Mi więcej niż dwanaście zastępów aniołów?” (Mt 26,51-53).

Z kolei Ewangelista Łukasz zanotował inną wypowiedź Jezusa na zakończenie Ostatniej Wieczerzy. Po zapowiedzi zdrady, sporze wśród apostołów o pierwszeństwo oraz ostrzeżeniu Piotra, że czeka go upadek, Chrystus podjął temat trudów przyszłego apostolstwa. I rzekł do nich: Gdy was posłałem bez trzosa, bez torby, bez sandałów, czy brakowało wam czegoś? A oni na to: Niczego. On zaś rzekł do nich: Lecz teraz, kto ma trzos, niech go weźmie, podobnie i torbę, a kto nie ma miecza, niech sprzeda suknię swoją i kupi. Albowiem mówię wam, iż musi się wypełnić na mnie to, co napisano: Do przestępców był zaliczony; to bowiem, co o mnie napisano, spełnia się. Oni zaś rzekli: Panie, oto tutaj dwa miecze. A On na to: Wystarczy (Łk 22,35-38)

Te słowa Jezusa powodują wiele nieporozumień. Oto Chrystus nakazuje odłożyć broń, ponieważ jest to zła droga, a innym razem nakazuje sprzedać nawet ubranie, by nabyć broń. Jednocześnie wskazuje, że nie należy się zbroić nadmiernie, że wystarczy dwóch mieczy. Jednak nawet symboliczne posiadanie broni jakoś nie pasuje do łagodnej, pokojowej postawy rekomendowanej wyznawcom Chrystusa: Błogosławieni pokój czyniący, albowiem oni synami Bożymi będą nazwani (Mt 5,9). Nie sprzeciwiajcie się złemu, a jeśli cię kto uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi. (…) A kto by cię przymuszał, żebyś szedł z nim jedną milę, idź z nim i dwie (Mt 5, 39-41). Miłujcie nieprzyjaciół waszych, dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą, błogosławcie tym, którzy was przeklinają, módlcie się za tych, którzy was krzywdzą (Łk 6,27-28). Później na podstawie nauk Jezusa także apostoł Paweł upominał: Nikomu złem za złe nie oddawajcie, starajcie się o to, co jest dobre w oczach wszystkich ludzi. Jeśli można, o ile to od was zależy, ze wszystkimi ludźmi pokój miejcie. Najmilsi! Nie mścijcie się sami, ale pozostawcie to gniewowi Bożemu, albowiem napisano: Pomsta do mnie należy, Ja odpłacę, mówi Pan (Rz 12,17-19). Wielu w oparciu o te zaskakujące słowa Jezusa stara się zrozumieć całą resztę, dopasować ją do przekonania, że Jezus wcale „nie to miał na myśli”, czego otwarcie nauczał.

Te dziwne słowa o mieczach Jezus wypowiada w bardzo specyficznym momencie. O nabyciu broni nawet za cenę ubrania Chrystus mówi podczas Ostatniej Wieczerzy, po której ruszył z uczniami do Ogrodu Oliwnego, dokąd już zmierzał Judasz, dobrze znający przyzwyczajenia Chrystusa, wraz z rzymskimi żołdakami, aby Go pojmać. Według Ewangelisty Jana, tym uczniem który miał miecz i uciął ucho słudze o imieniu Malchus, był właśnie Piotr (J 18,10). Jednak nakazując schować miecz, Chrystus mógł pokreślić dobrowolność swojej męki. Jeżeli uczniowie nie powinni przeszkadzać w wypełnieniu Bożego planu, to nawet jeden miecz jest zbędny. Ale przecież dopiero co mówił o potrzebie posiadania broni, mimo iż i tak powstaje pytanie: jak apostołowie mają się obronić dwoma mieczami?

Prawo do obrony

Chrześcijanie zawsze podkreślali pokojowy charakter swej religii. Niektórzy uważają, że w istocie to Jezus Chrystus zakazał wszelkiej przemocy, dowolnego rodzaju walk, używania broni oraz udziału w wojnie i nawet – obrony. Z tego powodu członkowie niektórych wyznań chrześcijańskich w ogóle rezygnują ze służby wojskowej, zdając się na całkowitą bierność wobec ewentualnej napaści na kraj. Wynika też z tego konsekwentnie, że gdyby padli ofiarą przemocy, nie robiliby nic, aby obronić siebie, żonę oraz własne dzieci przed brutalnym napastnikiem, i ten mógłby robić z nimi co mu się podoba. Czy tego naucza Biblia? Czy Jezus rzeczywiście nauczał bierności wobec zła i przemocy? W tak ważnej kwestii trzeba uwzględniać cały kontekst wypowiedzi, a dodatkowo jeszcze konfrontować je z całym nauczaniem Pisma Świętego, zarówno w sensie litery jak i ducha.

Wiele źródeł historycznych sięgających do I wieku n.e. potwierdza, iż pierwsi chrześcijanie służyli w wojsku. Żyjący w II wieku Tertulian tak pisał o wspólnym życiu chrześcijan i niechrześcijan: „Spotykamy się razem z wami na okrętach, razem odbywamy służbę wojskową, razem uprawiamy rolę i razem prowadzimy handel” (Apologetyk, 42,3). W dziele tym autor wspomina, że za jego czasów wielu chrześcijan służyło w wojsku. O tym, że chrześcijanie w pierwszych trzech wiekach służyli w wojsku, donosi także historyk Euzebiusz.

Wiara a militaria

O ile w Ewangelii niewiele jest wzmianek o wojsku i broni, to z innych pism Nowego Testamentu wyłania się obraz życia nie tyle w warunkach wojny, co bezustannej obecności wojska jako strażnika porządku i pokoju. W tym sensie była to obecność pozytywna. Szczególnie często do terminologii wojskowej (zbroja, tarcza, hełm, miecz, żołnierz Chrystusa) odwoływał się apostoł Paweł. Z pewnością nie czyniłby tego, gdyby uważał służbę wojskową za coś nagannego. Rzeczy potępione przez Pismo Święte nie mogłyby służyć jako pozytywny przykład.

Gotowość na śmierć w imię wartości najpełniej pokazują chrześcijańscy męczennicy. Św. Jerzy oświadcza Dioklecjanowi: „Dobrze wiesz, że wiele razy ryzykowałem życiem w licznych bitwach, mimo iż nie były to moje bitwy. Nie myśl, że teraz ulęknę się śmierci w walce o wierność swoim ideałom”. Niewątpliwie pierwszym chrześcijanom mocno zapadły w serce słowa Chrystusa: Miłujcie waszych nieprzyjaciół, módlcie się za tych, którzy was prześladują (Mt 5, 44). Św. apostoł Paweł dodał: Błogosławcie tych, którzy was prześladują! Błogosławcie, a nie złorzeczcie! (Rz 12,14). Zło dobrem zwyciężaj (Rz 12,21). Podstawową bronią chrześcijanina jest prawda, sprawiedliwość, pokój. W każdym położeniu mają brać wiarę jako tarczę, dzięki której zdołają zgasić wszystkie rozżarzone pociski Złego. Lista tych „pocisków złego” jest długa, jednak w pierwszej kolejności są to nasze własne słabości i pokusy, które próbują odwieść nas od ścieżki wiary. Apostoł Paweł, prawdziwie niestrudzony wojownik zagrzewa nas głównie do niewidzialnego boju: weź udział w trudach i przeciwnościach jako dobry żołnierz Chrystusa Jezusa! (2 Tm 2, 3).

Oczywiście zgadzamy się, że ten niewidzialny bój trwa, ale co z tym widzialnym bojem? Co mamy zrobić gdy ktoś całkowicie bezprawnie i wyzywająco podnosi rękę na nasz dom, rodzinę, ojczyznę, wiarę przodków, na nasze wartości i świętości? Jak już była mowa powyżej – wtedy uprawniony jest opór. Jednakże zawsze były trudności ze zdefiniowaniem jego formy i skali. Aby nie zagłębiać się w szczegóły, trzeba pójść drogą pewnego uogólnienia. Stosunek do wojny i usankcjonowania siłowych rozwiązań odmiennie ukształtował się na chrześcijańskim Wschodzie i Zachodzie. Chrześcijaństwo przeszło zasadniczą zmianę podejścia do wojny: od całkowitego wyrzeczenia się przemocy, do wojny jako patriotycznego obowiązku.

Zachód: sprawiedliwa wojna

Pierwsi chrześcijanie z reguły unikali przemocy, niechętnie uczestniczyli w wojnach, chociaż niemało wyznawców Chrystusa już w pierwszych wiekach służyło w pogańskim wojsku. Niektórzy pisarze wczesnochrześcijańscy formułowali opinie, że chrześcijanin w wojsku służyć nie powinien. Szczególnie dotyczyło to podejmowania służby w wojsku po nawróceniu. Wczesnochrześcijańscy myśliciele – Orygenes (185-254), Tertulian (160-220), Laktancjusz (250-330) czy Hipolit z Rzymu († 236) wręcz zakazywali współwyznawcom zaciągania się do armii pogańskich władców. Jednakże i oni dostrzegali konieczność obrony ojczyzny i rolę armii w zapewnieniu bezpieczeństwa. Mimo to nadal uważali, że wyznawcy Chrystusa najlepiej przysłużą się imperium modlitwą. Ponadto obawiali się, zresztą słusznie, że chrześcijańscy żołnierze będą zmuszani do bałwochwalstwa, gdyż składanie ofiar pogańskim bóstwom było jednym z obowiązków każdego żołnierza. Późniejsi Ojcowie, szczególnie po 313 roku, gdy chrześcijanie uzyskali swobodę wyznania, jakkolwiek konsekwentnie potępiali zabójstwa, to dopuszczali zabicie wroga w wyjątkowych sytuacjach, a takich było coraz więcej. Gdy pod koniec IV wieku chrześcijaństwo stało się religią państwową, w interesie samych chrześcijan leżała obrona imperium przed najazdami barbarzyńców. Na terytorium państwa coraz śmielej wdzierały się hordy barbarzyńców, rabując, paląc, niszcząc i mordując. Obywatele imperium, w znacznej mierze już chrześcijanie, musieli zmierzyć się z nadchodzącym kataklizmem. Zaistniała pilna potrzeba jasnego określenia właściwej postawy chrześcijan w obliczu wojny. Już w 314 roku na synodzie w Arles przyjęto drugą skrajność – nie odmowa zaciągnięcia się do wojska, lecz dezercja nawet w czasie pokoju, podlega ekskomunice. Nastąpiła kardynalna zmiana podejścia do wojny – od chrześcijan zaczęto wymagać przelewania krwi nawet za nieprzyjazną im ojczyznę. Św. Atanazy Aleksandryjski podkreślał, że pozbawienie życia przeciwnika podczas wojny sprawiedliwej może być powodem do chwały.

(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w e-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)

o. Konstanty Bondaruk