Home > Artykuł > Kwiecień 2022 > Uciekają

Granica z Ukrainą wybrzusza się w polską stronę, jakby chciała dotknąć Hrubieszowa. Dzwonię do o. Jana Kota, batiuszki z Hrubieszowa. Akurat jechał do Lublina. To 120 kilometrów. Miał czas, by porozmawiać. Inaczej pozostaje w nieustannym biegu.

W Hrubieszowie

– Przez Hrubieszów przewalają się tłumy uchodźców z Ukrainy. Codziennie wyjeżdża z nimi z naszego miasta około stu autobusów, nie licząc busów i prywatnych samochodów, którymi też Ukraińcy uciekają – mówi o. Jan. – Autobusy wiozą ich do Warszawy, Gdańska, Krakowa, Wrocławia, Poznania, do większych miast. Pomagam uchodźcom z matuszką i całą rodziną, i wszystkimi parafianami. Uchodźcy są najpierw gromadzeni w Miejskim Ośrodku Sportu i Rekreacji, nawet po osiemset osób. Mogą tam przebywać nie więcej niż dobę, bo ośrodek musi być otwarty dla kolejnej fali. Mówią, że duże miasta są zalane Ukraińcami. To niech przyjadą do nas i zobaczą. Ludzie tracą głos, nieustannie ogłaszając przez megafony komunikaty, kto gdzie ma jechać, jakie wypełniać dokumenty, gdzie otrzyma posiłek. Potrzebujemy tłumaczy. Pierwsza bowiem fala, która dotarła z zachodniej Ukrainy, ich nie potrzebowała, bo ci ludzie rozumieją po polsku, a niektórzy i rozmawiają. Uchodźcy docierający teraz i ze wschodniej oraz południowej, rosyjskojęzycznej Ukrainy, nie rozumieją po polsku.

– Przyjmują ich też nasi parafianie. Zadzwoniłem do właściciela sanatorium w Mukoszynie. „Mam dziesięć osób. Przyjmie pan?” – pytam. „Niech ksiądz przywozi” – słyszę. Potem jeszcze trzy osoby przyjął, oferując im pełne wyżywienie i wręcz pałacowe warunki. Uchodźców przyjmują i siostry w monasterze w Turkowicach.

Po 33 minutach rozmowy o. Jan komentuje: – W tym czasie minęło nas ze trzydzieści autobusów z flagami polskimi i ukraińskimi i z dziesięć busów ze znakiem czerwonego krzyża.

– W pierwszym tygodniu wojny było trochę chaosu. Teraz wszystko jest bardzo dobrze zorganizowane. Do akcji pomocy stanęli najpierw zwykli ludzie i biznesmeni. Zorganizowali na przykład kuchnię polową po ukraińskiej stronie. W ciągu dwóch godzin wydawali w niej po sześćset porcji grochówki i po 300-400 kilogramów kiełbasy. Za darmo. Moja matuszka Iwonka i syn Damian pracowali w niej przez trzy dni, aż się pochorowali ze zmęczenia i psychicznego wyczerpania, patrząc na tę tragedię. Gdy matuszka wracała do domu, cały wieczór płakała. Bo nawet gdy jesteś twardy, to i tak nie wytrzymasz. Na granicę wysłali w poniedziałek koordynatora do spraw uchodźców z lubelskiego urzędu wojewódzkiego. Następnego dnia został zwolniony, bo nie wytrzymał psychicznie.

Szybko do akcji włączyła się policja i straż pożarna, urzędy miast, powiatów i gmin. Teraz wszyscy uchodźcy są rejestrowani oraz ci, którzy ich odbierają muszą zostawić swoje dane, by ludzie nie gubili się, by ich rodziny wiedziały, gdzie przebywają. Uchodźcy otrzymują też na granicy za darmo karty zip do telefonów komórkowych.

Przybywają kobiety i dzieci, często kilkumiesięczne. Sporo kobiet w ciąży. Uciekają nieraz tylko z jedną walizką. Albo i bez niej, jak 16-letni piłkarz, który pieszo przyszedł do Hrubieszowa, gdzie zaopiekował się nim klub piłkarski.

– Gdy jechałem w sobotę, 5 marca, to jak na dwadzieścia samochodów zobaczyłem za kierownicą dwóch mężczyzn, to było wszystko – mówi o. Jan. – Pod Hrubieszowem byłem świadkiem śmiertelnego wypadku. Zderzyła się Ukrainka z Polką. Polka nie żyje.

O. Jan musi i grzebać pierwszych uchodźców. Czteroosobowa rodzina jechała do Polski siedem dni, wśród nich babcia. Babcia przejechała granicę, zjadła i zasnęła, snem wiecznym. Jej niepogrzebane ciało zostawiła córka w Hrubieszowie, bo z rodziną musiała udać się do Hiszpanii. Miała bilety na podróż. Tam czekał na nich trzyosobowy pokój, znaleziony na internecie i praca dla niej i męża. Pogrzebem, po sekcji zwłok, zajmie się o. Jan.

Pochował też o. Jan i innego mężczyznę, gdzieś z Zaporoża.

Pomoc to także przekazywanie darów na Ukrainę albo do ośrodków w Polsce, opiekujących się uchodźcami. I tak na przykład batiuszka z Siemianówki na Białostocczyźnie przywiózł dary do Hrubieszowa, które skierowano do Werbkowic, gdzie też gromadzą się uchodźcy.

– Uzbierała się potężna góra dobroci – komentuje batiuszka. I zastanawia się – na jak długo wystarczy zapału, czy nie przyjdzie zmęczenie, czy nie wcisną się między dobrych ludzi oszuści, nawet sutenerzy? Przecież główna fala uchodźców przetacza się przez Polskę. Na granicy ukraińsko-węgierskiej cisza.

Do cerkwi w Hrubieszowie na Liturgie przychodziło po 10-20 osób, kiedy zaczęła się wojna modli się po 150-200. Jest mnóstwo dzieci do pryczaszczenija. Batiuszka im tłumaczy: – W naszej cerkwi jesteście jak w domu. Ona zawsze jest dla was otwarta. U nas w Polsce jedna Cerkiew, inaczej niż na Ukrainie. Nie słuchajcie grekokatolików, którzy wam mówią, że to Cerkiew moskalska. Nie słuchajcie tych, którzy twierdzą, jak na zachodniej Ukrainie, że naród jest ważniejszy od wiary.

O. Jan widzi, z jaką żarliwością w oczach ludzie się modlą. Parafianka, Ukrainka, która wyszła za mąż za Polaka kilkanaście lat temu, urodziła dzieci i przychodziła do cerkwi raz w roku, teraz na każdy kanon św. Andrzeja z Krety chodziła. I przyjęła do siebie całą ukraińską rodzinę.

– Wy na Białostocczyźnie – kończy o. Jan nie czujecie tak jak my, zgrozy wojny. 23 kilometry od Hrubieszowa wybuchają bomby. I my tu czujemy zapach prochu.

W Chełmie

Między dwiema stolicami – Kijowem i Warszawą – położony jest Chełm, krótko, bo ze 30 lat w połowie XIII wieku, miasto stołeczne książąt halickich. Po prostu droga najkrótsza i najlepsza wiedzie z jednej stolicy do drugiej przez Chełm. Dlatego tu jest także mnóstwo uchodźców. Jadą pociągami, nawet po tysiąc osób, autobusami i swoimi samochodami. Ci, którzy nie mają do kogo się udać, trafiają najpierw do tak zwanych punktów. Dla nich władze Chełma szybko zorganizowały taki punkt w hali Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji. Kolejny, aż na dwa tysiące łóżek, urządzają w byłym hipermarkecie Tesco w centrum miasta. Uchodźcy zasiedlili były dom pomocy społecznej w Rejowcu, wiejskie świetlice w Brzeźnie, Wojsławicach i wielu innych miejscowościach.

(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w e-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)

Anna Radziukiewicz

fot. Andrij Synyszyn, archiwum Akademii Supraskiej