Home > Artykuł > Maj 2022 > Siostra

Historia wiary to zawsze historia konkretnych ludzi i ich żywego doświadczenia. Krótki dokumentalny film „Siostra”, zrealizowany we współpracy Białoruskiej Cerkwi Prawosławnej z Białoruskim Państwowym Uniwersytetem Informatyki i Radioelektroniki, w reżyserii Alony Sokołowskoj, opowiada o tym, jak współczesny młody człowiek, przychodząc do Boga, znajduje radość w nowej rzeczywistości. To film o jednej z mińskich sióstr miłosierdzia – Anastazji Niestierenko.

Nastia urodziła się i wyrosła w kochającej, ciepłej rodzinie. Tata, dyrektor parku narodowego i ma-

ma lekarka zadbali o bezpieczne, dostatnie dzieciństwo trójki swoich dzieci.

Niespodziewana śmierć ojca w końcu 2002 roku była ogromnym ciosem dla wszystkich. Nastia miała wtedy szesnaście lat, Luba dziewięć, brat Wania niespełna dwa. Ich gwarny, dotąd otwarty dom nagle opustoszał – liczni znajomi, którzy odwiedzali ich regularnie, na pogrzebie zjawili się po raz ostatni. Za to pod ich dachem pojawiły się kobiety z cerkwi, przychodziły czytać Psałterz. Były jakby niewidoczne, siedziały, modliły się. I wyciągnęły wdowę z rozpaczy. Mama z dwójką młodszych dzieci wocerkowiłaś, zaczęła regularnie przystępować do spowiedzi i priczaszczenija. Ale nie Nastia. Dziewczyna przeżyła prawdziwy bunt z jego odejściem – tata miał przecież zaledwie czterdzieści jeden lat. Nastia przez dziesięć lat nie umiała się pogodzić. Poszła na prawo. Po studiach już wiedziała – to nie jest jej powołanie. Przepracowała siedem lat jako prawnik. Dobra praca, satysfakcjonująca pensja, mieszkanie, wszystko układa się jak należy – a ona czuła się nieszczęśliwa.

Odeszła z banku. Ale co dalej? Może wyjechać za granicę? Najprostszym rozwiązaniem wydawały się studia w szkole językowej. Póki co z wizą turystyczną odwiedziła przyjaciół, którzy mieszkali w Niemczech, w Münster niedaleko granicy z Holandią. Piękne miasteczko, z doskonałą infrastrukturą, wysoki standard życia, ludzie przyjaźni, uśmiechnięci, ale bardzo samotni.

A Nastia w dalszym ciągu nie mogła sprecyzować dalszym planów. Zgoda, ukończy szkołę językową i co dalej? I gdy tak pogrążona w rozmyślaniach spacerowała uliczkami zadbanego, spokojnego Münster, nagle powiedziała sama do siebie: „Przyjdziesz do Boga, dużo wcześniej niż sądzisz”. Przestraszyła się tej myśli. Myśli nie swojej. To sam Bóg wszedł w jej życie.

Miała prawie trzydzieści lat, nie miała ani pracy, ani rodziny, nie czuła się szczęśliwa. Wtedy przypomniała sobie o dedykacji swojej nauczycielki od biologii, która napisała: „Lepiej w życiu zapalić choć jedną maleńką gwiazdę niż całe życie przeklinać ciemność”. Przed laty ta maksyma ją zaszokowała, bo wydawało jej się, że w życiu trzeba gwiazdorzyć. Teraz zrozumiała, że powinna znaleźć swoje małe miejsce w życiu i dobrze wykonywać konkretne zajęcie dla dobra innych ludzi.

Póki co pojechała do mamy nad jezioro Narocz. I w końcu października zwróciła się do Boga: „Boże, ty widzisz, w jakiej jestem sytuacji, nie mam pojęcia, w która stronę iść. Podpowiedz, proszę, co mam robić? Jechać do Niemiec, uczyć się języka czy może zająć się czymś innym?”…

Tej nocy, przed świtem, ma sen, że nie pojedzie do Niemiec, bo nie dostanie wizy.

Dwa dni później sen stał się jawą. Odmówiono jej wizy. Nie rozpacza, boi się, że gdy pozwoli sobie na rozpacz, może się już nie pozbierać.

I nagle przychodzi jej do głowy myśl: A może pójdę do pracy do monasteru św. Elżbiety w Mińsku?

O monasterze owszem, już słyszała. Głównie od swej siostry, która trudziła się tam jakiś czas. Do niej więc skierowała kolejne pytania. Może znajdzie się dla niej miejsce w pracowni ceramicznej?

– Zapytam matuszkę, z którą kiedyś pracowałam – siostra nie dała po sobie poznać, jak bardzo jest zaskoczona.

A matuszka poradziła, by Nastia, która tak dobrze zna języki obce, zadzwoniła do monasterskiego oddziału stosunków zewnętrznych. Kierownik tej służby polecił jej napisać relację z odbytej rozmowy i dodatkowe zdanie o tym, dlaczego chciałaby pracować w monasterze. I to zdanie – wyznanie, że się nie priczaszczała, nie spowiadała, że jest niewocerkowlona – okazało się przepustką.

A więc praca w monasterze. Rozpoczęła ją we właściwym stanie ducha, pokorna, z pustym, gotowym do napełnienia, sercem. Nie tak jak w pewnej przypowieści: Przychodzi do starca uczeń z prośbą, by nauczył go mądrości życia. Starzec mówi: Siadaj, napijemy się herbaty. I nalewa czaj do filiżanki, wypełnia ją po brzegi, herbata się wylewa, on nie przestaje dolewać. – Już wystarczy, herbata się rozlewa – na to uczeń. – No widzisz – na to starzec – właśnie taki przyszedłeś, co można w ciebie włożyć, jak jesteś taki przepełniony.

(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w e-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)

Ałła Matreńczyk