Home > Artykuł > Maj 2022 > Wygnani przez wojnę

Siemiatycze

O. Mirosław Demczuk z Siemiatycz przywiózł do Białegostoku do okulisty 17-letnią Apolinarię. Uciekła przed wojną z Irpenia pod Kijowem. Ma toksoplazmozę. To choroba odzwierzęca. Uszkadza wzrok. Różnymi kanałami szukał natychmiastowego dojścia do specjalisty. Jest już po wizycie. Rozmawiamy.

O. Mirosław przeżywa wszystkie fale uchodźczego życia. Pierwsza ruszyła do mieszkających w Polsce rodzin i znajomych – do wojny szacowało się, że w Polsce przebywa około miliona Ukraińców. Demczukowie przyjęli do siebie w pierwszej fali rodzinę matuszki Marii Demczuk z Kijowa. Matuszka pochodzi z ukraińskiego Polesia, o. Mirosław z Wrocławia. Otoczyli również opieką o. diakona Maksyma z matuszką i z szóstką dziewczynek – czwórką własnych i dwójką adoptowanych – w jego rodzinie jest wielu duchownych.

Metropolita Sawa błogosławił diakona Maksyma na służbę w siemiatyckich cerkwiach, a o. Mirosław znalazł mu pracę – skręca okna w firmie Oknahaus. Dziewczynki poszły do szkoły. W szkole, w której uczy matuszka Maria, jest już czterdzieścioro ukraińskich dzieci. Potem znaleźli się dobrzy ludzie, którzy dla tej ósemki bieżeńców dali w Siemiatyczach pusty dom po rodzicach.

To metoda o. Mirosława – wziąć jedną rodzinę, stworzyć jej warunki do życia, pracy, nauki, załatwiając też wszystkie formalności, w czym stał się specjalistą, potem pomagać kolejnej. Inaczej następuje rozproszenie się i pogubienie. Tym bardziej, że w Siemiatyczach, kiedy rozmawialiśmy
(1 kwietnia) nie było żadnych centrów uchodźczych, jakie są w wielu innych miastach, z którymi mógłby współpracować. Ale mógł się włączyć w szeroką ofertę pomocy władz samorządowych.

– Trzeba załatwiać sprawy jednej rodziny szybko – słyszę – nie w tydzień, dwa, a w parę dni.

Matuszka, znająca biegle polski i ukraiński, po zajęciach w szkole tłumaczy do nocy dokumenty, które teraz wydawane są jedynie w ukraińskim. Kiedyś, gdy były i po rosyjsku, tłumaczy było o wiele więcej. Wczoraj na przykład tłumaczyła dokumentację medyczną niepełnosprawnego ukraińskiego dziecka. Tłumaczenia potrzebuje pani doktor i do leczenia dziecka, i do wystawienia wniosku o rentę.

O. Mirosław ocenia, że w Siemiatyczach jest 300-400 uchodźców z Ukrainy, jak na czternastotysięczne miasto – sporo.

Cieszy go codzienna współpraca z wikariuszem parafii św. św. Piotra i Pawła, który jako Ukrainiec zadomowił się w Polsce, Tarasem Diaczukiem.

Chwali ofiarność wiernych. Z Siemiatycz wysłano już dwa transporty pomocy na Ukrainę – pięć ton żywności i środki medyczne.

Z o. Pawłem Sterlingowem, proboszczem parafii św. św. Piotra i Pawła w Siemiatyczach, woził te transporty na przejście graniczne w Dorohusku. Spotkali się z siostrami z monasteru w Gródku na Ukrainie, filia tego monasteru znajduje się tuż przy granicy w Horodnie, obok Dorohuska. Siostry odbierały transporty. Obok przybiega linia kolejowa, w pobliskim Lubomilu jest bocznica. Tam przyjeżdżają pociągi. W dwudziestowagonowym składzie przybywa na przykład pięćset osób. Stoi tak pociąg z ludźmi na przykład dobę, zanim uchodźcy ruszą dalej, a w Lubomilu w sklepach – niczego, w aptekach – niczego. Siostry gotują więc u siebie strawę i wiozą w kotłach na bocznicę. Korzystają z darów, które trafiają do nich z Polski. Ale do baków swoich samochodów wlewają ropę kupioną im w Polsce, bo u nich na stacjach benzynowych też pusto.

Ludzie z Siemiatycz, Grabarki, Pasynek, Orli, Nowoberezowa, którzy ofiarowali tę żywność, nie zawsze sobie uświadamiają, że w ten sposób ratują innych przed wygłodzeniem.

O. Mirosław dzieli się też smutną refleksją:

– Mówią do nas: „O, to wasi, prawosławni, przyjechali”. Tymczasem zdecydowana większość z nich nie chodzi do cerkwi. Pierwszy raz przyjdą, bo wielu cerkiew traktuje jak punkt kontaktowy, ale drugi raz już ich nie zobaczysz. Mój szwagier służy w Puławach. Na 120 świeżo przybyłych ukraińskich dzieci na religię nie zapisał się nikt. U nich nie ma w szkole religii, więc nie są do niej chyba przyzwyczajeni.

Łomża

Posuwamy się na północ kraju, za bieżeńcami. O. Marek Wawreniuk, proboszcz parafii św. Jana Teologa w Białymstoku, jest w zespole powołanym przez arcybiskupa białostockiego i gdańskiego Jakuba do spraw uchodźców. Jeździ do Łomży, bo tam do początku kwietnia wydano około czterystu peseli dla Ukraińców. Osiedlono ich w Miejskim Ośrodku Sportu i Rekreacji i w Wyższej Szkole Agrobiznesu. Służy im w tych ośrodkach molebny, modli się o pokój. Współpracuje z Caritasem rzymskokatolickiej diecezji łomżyńskiej, który w dwóch swoich ośrodkach utrzymuje około dwustu Ukraińców i chwali otwartość księży na potrzeby uchodźców.

Współpracę poprzedziły rozmowy i ustalenia między arcybiskupem prawosławnym Jakubem a rzymskokatolickim diecezji łomżyńskiej Januszem Stepnowskim. Ustalono, w jaki sposób zaspokoić potrzeby religijne bieżeńców. Doszło do epokowego ustalenia – odsłużenia 10 kwietnia pierwszej w Łomży Liturgii prawosławnej (o Liturgii odprawionej w rzymskokatolickim nowym kościele na stronach 24-26).

– Da Bóg – komentuje o. Marek – że dzień 10 kwietnia stanie się datą historyczną, że od niej rozpocznie się w Łomży prawosławne życie liturgiczne, co przyspieszy organizację parafii, o utworzenie której od lat zabiega władyka Jakub.

Modlitwie towarzyszy pomoc. Jak wszędzie.

– W Ławrze Poczajowskiej zatrzymało się około pięciuset bieżeńców – mówi o. Marek. – Jako pierwszy zorganizował im pomoc, wysyłając cały TIR produktów o. Andrzej Busłowski,proboszcz parafii w Dubinach. Szykuje teraz drugi TIR z pomocą. Będziemy mu pomagać jako białostockie parafie św. Jana Teologa, Zmartwychwstania Pańskiego, Świętego Ducha. Sławek Nazaruk, przewodniczący Bractwa Trzech Świętych Hierarchów, zajmie się organizacją zbiórki w pozostałych białostockich parafiach. Do akcji dołączają się dekanaty sokólski i gródecki.

Do ofiarodawców prośba – nie przynosić pojedynczych butelek i paczek z olejem, ryżem, mąką, makaronem, a zamiast tego na przykład zgrzewkę oleju, płatków owsianych. To o wiele wygodniejsze w pakowaniu, transporcie i odbiorze darów. Bo i skala potrzeb ogromna.

(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w e-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)

Anna Radziukiewicz

fot. archiwum parafii Zmartwychwstania Pańskiego w Siemiatyczach, Grzegorz Daniluk, o. Wiaczesław Perek, o. Gabriel Masalski