Home > Artykuł > Maj 2022 > Za skorupkę wielkanocnego jajka

Za skorupkę wielkanocnego jajka

Jest taki kraj, gdzie jeszcze niedawno za posiadanie Pisma Świętego, najmniejszej ikony czy skorupki z pomalowanego na czerwono wielkanocnego jajka można było trafić do więzienia. To Albania. Ale z woli Bożej po przygniatających trudach przychodzi cud. Dziś tamtejsze prawosławie tętni życiem. Męka i cud Zmartwychwstania, wiara codziennie przenoszona na najprostsze życiowe działania – tak można streścić najnowszą historię Cerkwi w Albanii.

Ów cud zmartwychwstania Cerkwi albańskiej wyrasta z głębokiej wiary jej zwierzchnika, arcybiskupa Tirany i całej Albanii Anastasiosa (Yannoulatosa), nauczyciela, od którego wszyscy możemy się uczyć.

Postać władyki Anastazego jest szeroko znana w prawosławiu. Mimo że ma już 90 lat, wciąż bardzo aktywnie pracuje. Już jego narodziny pokazały moc Bożą. Jego matka w ciąży była skrajnie niedożywiona. Lekarze chcieli przerwać ciążę, bo stała na progu śmierci, a dziecko, w ocenie lekarzy, nie miało szans na przeżycie. Matka powiedziała lekarzom, że musi jeszcze się kogoś poradzić i weszła do najbliższej cerkwi. Tam przed ikoną Bogarodzicy modliła się: „Ty wiesz jako matka, jak bardzo chcę urodzić to dziecko. Pomóż!”. Przyszły władyka przyszedł na świat i przeżył.

Kiedy władyka był czternastoletnim chłopcem, jego rodzinną Grecję okupowali hitlerowcy. Działy się rzeczy straszne. Widząc to – jak sam przyznawał po latach – zaczął się zastanawiać nad sensem życia. Przyznawał, że zaczął wątpić, że Bóg istnieje. Wtedy przyszły mu na myśl słowa z Ewangelii apostoła Jana: „Bóg jest miłością”. To właściwie najważniejsza myśl władyki, którą kieruje się w życiu.

Przed przyjazdem do Albanii hierarcha był na misji w Afryce. Uczył się miejscowej kultury, języków i jak wszędzie – nauczał o miłości. W Afryce zapadł na bardzo ciężką postać malarii. Zachowując resztki świadomości modlił się: „Dużo możesz mi zarzucić Boże, ale w jednym nie odpuściłem nigdy. W kochaniu Ciebie”. Następnego ranka obudził się całkowicie zdrowy.

Wybór na biskupa był dla niego wielkim zaskoczeniem. Wiadomość przyjął z pokorą. Bardzo się martwił, jak powiedzieć swoim afrykańskim wiernym, że musi ich opuścić, jak zrobić to tak, by nie czuli się porzuceni. – Czy jesteście szczęśliwi, że znacie Boga? – pytał po nabożeństwie. – Czy cieszycie się z tego powodu? – Tak! – szczerze zapewniali go prości ludzie. – Czy chcecie, by inni też poznali Boga? – Tak – znów się rozległo. – Są miejsca, gdzie ludzie nie znają Boga. W takie właśnie miejsce mam jechać. Zapadła cisza. Jedna z kobiet zapytała, czy to daleko. – Bardzo daleko – odpowiedział duchowny. Kobieta podarowała mu na drogę to co miała, banany i trochę kawy. – To był jeden z najpiękniejszych prezentów w moim życiu – opowiadał później władyka.

Kiedy przyleciał do Albanii, nie znał języka. Na lotnisku przywitało go paru zastraszonych ludzi. Nie mogło być inaczej, wszakże w komunistycznej Albanii nie można było wyznawać Chrystusa. Nie można było nawet u siebie w domu posiadać ikon.

(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w e-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)

Natalia Klimuk

fot. z albumu

„Kolory Prawosławia. Albania”