Home > Artykuł > Czerwiec 2022 > Gorliwość, zbrodnia i kara

Za rok Kościół unicki, ale i rzymskokatolicki, będzie obchodzić 400-lecie śmierci Jozefata Kuncewicza, beatyfikowanego przez ten Kościół już dwadzieścia lat po śmierci, która nastąpiła w Witebsku 12 listopada 1623 roku. Z pewnością będzie mowa o jego męczeńskiej śmierci – taką zresztą była. Ale czy o jej przyczynach usłyszymy?

Z domu Kunczic

Jozafat Kuncewicz zmienił wszystko. Urodził się w 1580 roku, szesnaście lat przed podpisaniem unii brzeskiej, w mieszczańskiej prawosławnej rodzinie, we Włodzimierzu Wołyńskim. Nazywał się Iwan Gawriłowicz Kunczic. Ojciec Gawriił oddał szesnastolatka na naukę do Wilna. Tam Iwan poznał jezuitów. Mieli na niego tak silny wpływ, że po ośmiu latach wstąpił do unickiego zakonu bazylianów, najbardziej misyjnego wobec prawosławnych. Zmienił wyznanie i imię na Jozafat. A nazwisko z mieszczańskiego Kunczic na szlacheckie – Kuncewicz.

Szybko awansował. Pozostając czerńcem Monasteru Troickiego w Wilnie, przejętego przez unitów, został w 1614 roku jego archimandrytą.

W tym czasie metropolitą Cerkwi unickiej był Józef Welamin Rutski, który zresztą, pochodząc z ruskiej prawosławnej rodziny, też zmienił imię i nazwisko. Kuncewicz tymczasem wykazywał się swoimi zdolnościami misyjnymi. Pozostając w Wilnie, uczynił z prawosławnego monasteru w Żyrowicach najważniejsze unickie centrum pątnicze. Rutski, kształcony w Nieświeżu, Wilnie, Pradze, Würzburgu i w Rzymie, zauważył nadzwyczajną gorliwość młodego Jozafata. Postanowił go posłać, już jako unickiego biskupa, na wschód Rzeczypospolitej, czyli ziemie „trudne”, bo zamieszkałe przez prawosławnych. Poprzedni unicki biskup na tych ziemiach nie sprawdził się w oczach metropolity. Siedział na katedrze połockiej bo siedział i to przez całe siedemnaście lat, ale prawosławnych nie nawracał ani ich nie prześladował. Źródła nie wspominają o żadnych konfliktach międzywyznaniowych za jego władyctwa. Nawet historia o nim zapomniała, bo ta lubi postacie wyraziste. Nazywał się Gedeon Brolnicki.

Jaki więc z niego pożytek dla misji Kościoła i państwa, które po wygaśnięciu dynastii Jagiellonów chciało być monarchią katolicką?

Kuncewicz w Mohylewie

Kuncewicz, zbrojny w błogosławieństwo Rutskiego i poparcie samego króla Zygmunta III Wazy, od razu wkroczył na diecezję z „przytupem”. Było to w 1618 roku. W najważniejszych miastach swojej eparchii, królewskich – w Połocku, Witebsku, Mohylewie, Orszy, Dzisnie – odebrał prawosławnym cerkwie. I to w miastach, w których praktycznie nie było unitów – stwierdza historyk z Torunia, prof. Tomasz Kempa. Duchowni, którzy przeciwstawiali się dyktatowi nowego arcybiskupa, z jego rozkazu trafiali do aresztu.

Już w roku rozpoczęcia władyctwa doszło do bardzo ostrego konfliktu w Mohylewie, dziś na wschodzie Białorusi. Mieszczanie prosili Kuncewicza, by zaniechał swojej planowanej wizytacji ich miasta, ponieważ nie ma w nim unitów. Zamknęli wszystkie wrota miasta, by arcypasterz nie wjechał do miasta. Gotowi byli stawiać zbrojny opór, by bronić swoich cerkwi przed zajęciem ich przez Kuncewicza. 22 marca 1619 roku sąd asesorski wydał wyrok śmierci na przywódców buntu przeciw władyce. Na szczęście wyroku nie wykonano, ale mieszkańców Mohylewa zmuszono do oddania Kuncewiczowi cerkwi. W praktyce większość cerkwi w głównych miastach połockiej eparchii została zamknięta, bo prawosławni nie chcieli chodzić do cerkwi zajętych przez unitów.

Tomasz Kempa pisze, że gorliwość Kuncewicza spowodowała protesty nie tylko ze strony prawosławnych mieszczan i szlachty, ale nawet ewangelików i części rzymskich katolików, którzy w tolerancji wyznaniowej, a nie w swarach, widzieli stabilność Rzeczypospolitej. Wszak narastał konflikt z Turcją, a pamięć o wojnie z Moskwą w 1612 roku wciąż pozostawała żywa po obu stronach.

Sapieha do Kuncewicza

Kuncewicz był młodym biskupem, niektórzy piszą – samoukiem, który na początku parał się kupiectwem. Żadnej szkoły polityki, ani tym bardziej dyplomacji czy sztuki mediacji, nie przeszedł. Nie dane mu było zdobywać wiedzy w ważnych ośrodkach uniwersyteckich. W swej zapalczywości działał na oślep, jakby miał przysłonięty pełen obraz rzeczywistości religijnej, kulturowej i etnicznej Rzeczypospolitej, czując jednak za sobą poparcie króla, ale już nie wszystkich możnowładców.

I tu historycy powołują się na dwa listy do Kuncewicza. Jeden od Lwa Sapiehy z marca 1622 roku, czyli pisany półtora roku przed zabójstwem arcybiskupa, drugi od Jana Zawiszy, wojewody witebskiego.

Lew Sapieha, podobnie jak Kuncewicz, zrobił błyskotliwą karierę, dochodząc do najwyższych godności w karierze urzędniczej Wielkiego Księstwa Litewskiego – wojewody wileńskiego i hetmana wielkiego litewskiego. Był o 23 lata starszy od arcybiskupa. Godność, wiek, ale i wykształcenie wraz z doświadczeniem, pozwalały więc mu na pouczający ton listu. A kształcił się Lew także za granicą, razem z synami Mikołaja Radziwiłła „Czarnego” – Jerzym, Albrechtem i Stanisławem. Takie towarzystwo dawało mu nie tylko dobre koneksje, ale i możliwość obserwacji z bliska życia politycznego w państwie polsko-litewskim, co ominęło arcybiskupa, który – można dziś powiedzieć – był prostym, zapalczywym człowiekiem, nie dorastającym zdaje się do godności ani duchowo, ani intelektualnie.

Sapieha wiedział, czym jest zagrożenie Wielkiego Księstwa Litewskiego, ale i całej Rzeczypospolitej ze strony Moskwy. Brał udział w wojnach Stefana Batorego z Moskwą. Był posłem Rzeczypospolitej do państwa moskiewskiego. Całe dorosłe życie pozostawał w centrum działań politycznych. Znane mu były wszystkie najważniejsze problemy Rzeczypospolitej. Był wytrawnym politykiem. Znał wewnętrzne zagrożenia w państwie i niebezpieczeństwa ze strony sąsiadów.

A wyznaniowo, syn Iwana i Bohdany, kniaziówny Druckiej Sokolińskiej, przeszedł drogę od prawosławia, przez kalwinizm do katolicyzmu. Uczynił to co większość prawosławnych ruskich rodów możnowładczych na przełomie XVI i XVII wieku.

Lew Sapieha miał świadomość i tego, że mimo iż od zawarcia unii brzeskiej minęło ćwierć wieku i cała prawosławna hierarchia została niemal całkowicie zniesiona, pojawiła się nowa. Nowych prawosławnych władyków wyświęcił w 1620 roku patriarcha jerozolimski Teofan. Czy zwalczać nowych siłą – tak jak widziałby to Kuncewicz? Nie – uważał Lew Sapieha. W ogóle nie można siłą zmuszać prawosławnych do przyjęcia unii. Sapieha znał inne sposoby ich przyciągania, dziś powiedzielibyśmy „cywilizowane”.

List Lwa Sapiehy do arcybiskupa połockiego analizuje historyk prof. Ewa Dubas-Urwanowicz. Jakich argumentów używa Sapieha? Pisze: „Najwyższy przywołuje wszystkich łagodnie (…) lecz niewolników gwałtem przywleczonych mieć nie chce, i nie przyjmuje. (…) Trzeba, żeby nasza gorliwość i żądanie powszechnego zjednoczenia, zasadzały się na prawidłach miłości, podług wyrazów św. Pawła; lecz widać żeście się Wy oddalili od nauki tego apostoła. (…) Dodajecie: że Wam wolno nieuniatów topić, głowy im rąbać, itp. Nie tak z nimi postępować należy się, dlatego, że Ewangelia Pańska srogi daje wszystkim mścicielom zakaz, który i do Was się ściąga: ‘Moja jest zemsta, mówi Pan, ja będę nagradzał’”.

(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w e-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)

Anna Radziukiewicz, fot. domena publiczna, autorka