Home > Artykuł > Czerwiec 2022 > Supraski Latopis o ikonie

Ukazał się dwunasty tom Latopisów Akademii Supraskiej „Obraz-słowo-litera” pod redakcją Marzanny Kuczyńskiej i Alicji Zofii Nowak. Wydawcą serii jest fundacja Oikonomos, a redaktorem naczelnym o. Jarosław Jóźwik. To wydanie poświęcono głównie ikonie, ale także słowu, jako że bez słowa ikona nie istnieje. Tom liczy 420 stron i jest uzupełniony arkuszem z barwnymi fotografiami, ilustrującymi niektóre artykuły. Jest imponujący w swojej treści. Na jego stronach „spotkało się” około trzydziestu autorów, znanych i szanowanych, jak profesorowie Aleksander Naumow, Antoni Mironowicz, Jerzy Uścinowicz, Mariola Walczak-Mikołajczakowa, o. Marek Ławreszuk i początkujący badacze, którzy dobrze dostosowali się do poziomu wydania, zapowiadając sobie, taką mam intuicję, dobrą przyszłość – jak diakon Maciej Leszczyński czy Jakub Sobczak, którego zdążyliśmy już poznać z niepowtarzalnych prac, które nazwałabym grafiką malarską.

Inspiracją do obrania takiej tematyki był obchodzony w ubiegłym roku jubileusz 30-lecia istnienia Bielskiej Szkoły Ikonograficznej, oficjalnie nazywanej policealnym studium. Sądzę jednak, że tytuł „szkoły” tej instytucji się należy. O działalności szkoły pisze o. Paweł Zabrocki, ale ten temat przewija się i w innych tekstach.

Szczególne miejsce w wydaniu zajęła twórczość Adama Stalony-Dobrzańskiego, pioniera powojennej ikonografii, ikonopisca, witrażysty, liternika. Autorzy z kręgu krakowskiego, a nawet rodzinnego, przybliżają tę wybitną postać, która ze swoimi sakralnymi pracami nie mieściła się w propagandowym lustrze PRL-u ani na ówczesnych salonach artystycznych. Była omijana i przemilczana. I teraz nadszedł chyba dobry czas, by wynurzyć ją z cienia Jerzego Nowosielskiego, bynajmniej nie degradując ostatniego artysty. I czyni to w omawianym tomie Aleksander Naumow, Jan Stalony-Dobrzański, wnuk artysty, Inga Pawlicka, prawnuczka, ale także Joanna Tomalska-Więcek z Białegostoku, ks. Jarosław Szmajda i Anna Siemieniec. Za sprawą twórczości tego artysty zajrzymy do Michałowa, Gródka i Przemkowa.

Temat ikony, powstającej nie tylko w Rzeczypospolitej w różnych wiekach, ale i na Ukrainie, Białorusi, w Rosji, czy we Francji, znalazł w wydaniu wszechstronny, inspirujący ogląd.

Redaktorzy piszą, że wydanie jest swoistym hołdem złożonym bielskiej szkole, która poprzez swoją pracę oraz wychowanków tak ożywiła sztukę ikony, ale też fresku, naukowe badania nad historią, teorią i teologią ikony.

Teksty pogłębiają wiedzę, inspirują. Ale jeden, pierwszy – dyskusja na temat ikony – pozostawił we mnie smutek. Dlaczego? O tym poniżej.

Ikona to nie tylko dzieło sztuki

Dwunasty tom Latopisów Akademii Supraskiej otwiera dyskusja na temat ikony w Rzeczypospolitej. Biorą w niej udział rzymskokatolicki biskup ks. prof. Michał Janocha, historyk sztuki, dr Irina Tatarova, zmarła 30 października ubiegłego roku, filmolog, teatrolog, bizantolog i Witali Michalczuk, badacz prawosławnej sztuki liturgicznej, wszyscy związani z Uniwersytetem Warszawskim z Komisją Speculum Bizantinum na Wydziale Artes Liberales.

Dyskusję prowadził Łukasz Hajduczenia, muzykolog.

Biskup Michał Janocha syntetycznie i ze znawstwem zakreślił obecność ikony na Rusi, poczynając od Rusi Kijowskiej, od chrztu św. Włodzimierza. Wskazał na silne ośrodki malarstwa ikonowego – na Rusi Czerwonej w XV i XVI wieku, dziś to zachodnia Ukraina, w Wielkim Księstwie Moskiewskim, począwszy od czasów Teofana Greka i Andreja Rublowa, na północy – malarstwo nowogrodzkie i zupełnie osobne, pskowskie.

Wskazał, że historia sztuki cerkiewnej, w tym malarstwa ikonowego, była od XIX wieku zdominowana przez badaczy rosyjskich, „którzy narzucili – powiedziałbym – wielkoruski punkt widzenia. W tej optyce tereny dawnej Rzeczypospolitej były niewiele znaczącą prowincją. (…) ten stereotyp, niestety, pokutuje do dziś.”

Badacz wskazał także na odrębność Cerkwi w Rzeczypospolitej w stosunku do Cerkwi moskiewskiej a tym samym i malarstwa ikonowego, mówiąc o tym, że ikona naszego obszaru zaczęła od początku XVI wieku „ulegać procesowi, który nazwałbym spontaniczną okcydentalizacją”. Ta spontaniczność miałaby wynikać z bliskiego sąsiedztwa kościołów i cerkwi. Następowało więc przyswajanie przez Cerkiew wpływów renesansowych włoskich i niemieckich poprzez Kraków, Lwów, Wilno. Ikona zaczęła więc mówić językiem wypracowanym w XV-wiecznej Italii – trójwymiarowej perspektywy, światłocieniowego modelunku. W XVII wieku badacz zauważa silny wpływ baroku, który przychodzi z Rzymu. Wtedy w cerkiewnej sztuce ogromną rolę zaczyna odgrywać rzeźba, szczególnie w ikonostasie, „który do tej pory przemawiał płaszczyzną ikon, przy minimalnym udziale struktury architektonicznej. Natomiast od XVII wieku ikonostas staje się dziełem łączącym malarstwo i rzeźbę w drewnie”.

Można tu postawić pytanie o spontaniczność okcydentalizacji? Na ile była spontaniczna, a na ile przymusowa, czyli następowała pod wpływem procesów wyzwolonych przez unię brzeską (1596), nie stroniącą od siłowego przejmowania cerkwi prawosławnych i takiego samego nawracania na katolicyzm prawosławnych. Dlaczego więc, mimo wielowiekowego sąsiedztwa kościołów i cerkwi, tego procesu niemal nie obserwuje się do końca wieku XVI?

Niektórzy badacze chętnie wskazują na odrębność kulturową Cerkwi w Rzeczypospolitej, a nawet jej wyższość wobec kultury Cerkwi rosyjskiej. Do takich zdaje się należeć Witali Michalczuk, krytykujący „skrzywiony model zaproponowany przez badaczy rosyjskich”, który „jest tworem dziewiętnastowiecznej ideologii rosyjskiej”. Twierdzi on, że Rzeczypospolita zaowocowała niezwykłymi i niepowtarzalnymi fenomenami w sztuce cerkiewnej, które nie były banalnym importem ale „stworzeniem zupełnie nowego rodzaju samych stylów zachodnich”. Wskazał na prawosławny gotyk i prawosławny barok w XVII wieku, które według niego nie mogą być uznane za zapożyczenie, czyli udawanie, naśladowanie, a świadome zaadoptowanie stylu do swego doświadczenia. Zaznaczył, że już „od XIII wieku, od czasów Romanowiczów, tak naprawdę na terenie Rzeczypospolitej zaczyna się niespotykany proces adaptowania stylów zachodnich”.

Michalczuk zaznacza odrębność cerkiewnej sztuki dawnej Rzeczypospolitej, która według niego już w XV wieku szła swoją odrębną drogą w „kierunku swego, niezwykłego wyboru plastycznego”, zaś sztuka Nowogrodu, przejęta później przez Moskwę, będzie zawierała wielką dozę bizantyńskiej klasyczności. Dlatego nasza sztuka, ikona powinny być postrzegane jako oddzielny fenomen, będący częścią tradycji bałkańsko-greckiej i zachodniej. Podkreśla „wypracowanie zupełnie nowego i, podkreślam, odrębnego stylu i dla Wschodu, i dla Zachodu.

Tu znów Michalczuk formułuje pretensje do rosyjskich badaczy, odnoszących się „do naszej ikony jako czegoś prymitywnego”, widzących ów prymitywizm w ikonie białoruskiej i ukraińskiej, nieudolność w naśladowaniu wzorca zachodniego i odejście od bizantyńsko-ruskiej ikony w stronę prowincjonalności, czy naiwności.

Michalczuk natomiast broni tej ikony, wskazując na jej „niezwykle przemyślaną formułę” na „niezwykłą syntezę” i „niezwykły eksperyment”.

Bronić można. Ale ilu poważnych znawców ikony przekona obrona z użyciem argumentu „niezwykła”? I czynienie odpowiedzialnym za stereotyp o prymitywizmie ikony unickiej „rosyjskiego zaborcy” można uznać za argument godny naukowca? Czy twierdzenie, że unia brzeska „nigdy nie podzieliła Kościoła wschodniego w Rzeczypospolitej pod względem liturgii i sztuki” oraz stawianie tezy: że „niepodzielność Kościoła [w sensie prawosławnego/unickiego, bo dla badacza to jedność – ar] była rozbita dla potrzeb carskiej i polskiej ideologii narodowej”, ma jakiekolwiek uzasadnienie w rzeczywistości? Nie ma. „Chęć separacji Kościoła unickiego i sztuki unickiej (…) jest tak naprawdę dziełem rosyjskiego zaborcy” – przekonuje Michalczuk.

To pokaz nieskomplikowanego widzenia historii, gdzie winien jest jeden – „rosyjski zaborca”, czy rosyjski badacz. Widzenie ideologiczne. Czy godne człowieka nauki?

Nie można też czynić z dramatycznego dla prawosławia okresu unii kościelnej tezy o zgodzie religijnej, co zabrzmiało w dyskusji, choćby w zdaniu „i do tych samych Żyrowic, i do tego samego Poczajowa, i do tego samego Chełma, gdzie cudowne wizerunki zostały w XVIII wieku, w czasach unickich, zwieńczone papieskimi koronami, pielgrzymowali i unici, i prawosławni, i rzymscy katolicy.” (bp Michał Janocha).

W dyskusji pojawia się problem kanonu w ikonopisaniu.

(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w e-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)

Anna Radziukiewicz