Home > Artykuł > Najnowszy numer > Budowniczy

Po ukazaniu się w PP artykułu „Proboszcz i inni wspaniali”, traktującego o historii parafii Świętego Ducha, odwiedził nas Eugeniusz Boroda. – Jestem o pół roku starszy od metropolity Sawy – przedstawił się. A to oznacza długą pamięć, w przypadku pana Eugeniusza także bardzo dobrą.

Był przy początkach budowy cerkwi na Antoniuku. Współtworzył pierwszy komitet. A w nim – przypomina – była między innymi profesor Helena Nowara, dyrektor wydziału architektury i urbanistyki urzędu miejskiego w Białymstoku, „nasza”, dodaje, inżynier Bazyli Krysiuk, architekt Eugeniusz Kułakowski, dyrektor Miejskiej Dyrekcji Inwestycji.

– To mój kuzyn – wtrącam i przez przypadek otwieram temat pochodzenia, bo i obaj Eugeniusze i ja jesteśmy spod Krynek.

Pan Eugeniusz urodził się w Ostrowie Północnym w styczniu 1938 roku.

– Dlaczego nie został pan na roli? – pytam.

– Bo kiedy przyszli „pierwsi sowieci” w 1939 roku, zaczęli od razu zakładać kołchozy. Założyli w Pierożkach, od nas pięć kilometrów. Wtedy rodzice dzieciom mówili: Oj, idziecie z hetaj roli! Mój starszy kolega, Witek Żamojda z Ostrowia Południowego, uczył się już w technikum architektonicznym. „Chodź do nas” – powiedział mi. Poszedłem, chociaż nie było przy technikum ani internatu, ani stołówki, a i do domu trudno było dojechać. W technikum śpiewałem w chórze, którym kierował znany w Białymstoku profesor Sobierajski, potem pani Ziółkowska, przemiła kobieta, która prowadziła też chór BTSK w czasach jego największej świetności i była żoną dyrygenta białostockiej orkiestry symfonicznej – dyrygent był „naszym człowiekiem”. Pierwsza moja praca to majster na budowie zakładów mięsnych w Dojlidach. Pracę majstra kończyłem o czternastej, kupowałem w kiosku kawałek dorsza, chleb, jadłem i jechałem „jedynką” albo „dwójką” na Grunwaldzką. I tak pracowałem i studiowałem przez pięć lat w systemie wieczorowym w Wyższej Szkole Inżynierskiej w Białymstoku.

Po studiach zatrudniono mnie w największej firmie budowlanej w Białymstoku, „Przemysłówce”. Jej załoga wznosiła fabryki, hale przemysłowe, chłodnie, przetwórnie warzyw i owoców.

Przez pięćdziesiąt lat nie byłem w Białymstoku na Bażantarni, jestem parafianinem cerkwi Hagia Sophia na Wygodzie. A dzisiaj przeszedłem od tunelu do was do redakcji ulicą Składową około półtora kilometra. Jakie zmiany! A przecież budowałem tę dzielnicę, na której tylko glina była i bażanty latały. Jako kierownik budowy w ciągu dwunastu lat wzniosłem w tej części miasta jedenaście obiektów – PTHW, Herbapol, Centrostal, przesypownię cementu, Instal, MPK i inne, bo tę dzielnicę, wtedy za miastem, zaplanowano jako przemysłowo-magazynową. Potem przerzucono mnie na budowę Fabryki Dywanów, bułgarskich szklarni przy 27 Lipca, fabryki Biruny. Ostatniej nie dobudowaliśmy, bo przyszła Solidarność i przerwano wszystkie socjalistyczne budowy, a te fabryki które już istniały, rozsprzedawano.

I do takiego doświadczonego już inżyniera budowlanego zwrócił się o. Serafim Żelaźniakiewicz.

– Giena – zaproponował – bierz urlop i przychodź na budowę cerkwi.

Spotykali się w komitecie budowlanym. Jak wznieść tak potężną cerkiew, kiedy brakuje wszystkiego – materiałów i maszyn budowlanych – zastanawiali się.

Eugeniusz Boroda przychodzi na plac budowy. Patrzy. Nie ma sprzętu. A tu trzeba zrobić ogromny wykop pod świątynię. Dzwoni, szuka sprzętu. Udało się zdobyć koparkę i spycharkę, ładowarki nie. Zrobił ten wykop. Ma zdjęcie, kiedy stoją nad nim, wtedy arcybiskup białostocki i gdański Sawa, o. Serafim Żeleźniakowicz, proboszcz katedralnej parafii w Białymstoku, i on.

Potem jeszcze zadzwonił o. Serafim: – Giena, pomóż przy zbrojeniu.

Dał więc urlop swoim pracownikom, a kierował wtedy budową Fabryki Dywanów „Agnella”, i posłał ich na budowę cerkwi.

Inżynier Boroda wiedział, że i posadowienie tej cerkwi, i jej wzniesienie jest niezwykle skomplikowane, dlatego odmówił propozycji inżyniera Aleksandra Nikitorowicza, też z komitetu budowlanego, by to on podjął się funkcji kierownika budowy. Czuł się za młody, miał 45 lat. Wydawało mu się, że jego doświadczenie jest za małe. Bo budowa dużych cerkwi wymaga prawdziwego mistrzostwa w zawodzie.

(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w e-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)

Anna Radziukiewicz, fot. autorka