7 lipca zmarł wybitny polski ikonograf, Grzegorz Zinkiewicz. Jego twórczość była związana z narodzinami i kształtowaniem się bielskiej szkoły pisania ikon. Przy parafii Archanioła Michała w Bielsku Podlaskim, mając zaledwie piętnaście lat, rozpoczyna edukację artystyczną pod kierunkiem o. Leoncjusza Tofiluka, biorąc udział w zajęciach z ikonografii, organizowanych w domu parafialnym. Na przełomie lat 80. i 90. skromne zajęcia przeradzają się w swoistą szkołę, prowadzoną przez znamienitych mistrzów z Finlandii, Rosji, Gruzji i innych krajów. Do nauczycieli Grzegorza, którzy znacząco wpłynęli na kształtowanie się jego artystycznej osobowości, należą przede wszystkim Aleksander Sokołow z Moskwy, Walentyna Żdanowa z Sankt-Petersburga i archimandryta Zenon Teodor z Pskowa. Z ostatnim twórcza więź okaże się najsilniejsza. Bez wątpienia należy go uważać nie tylko za jednego z przedstawicieli „bielskiej” lub „polskiej” szkoły przełomu XX i XXI wieku, ale jako jednego z jej założycieli, będącego u początków jej bizantynizującego nurtu.
Grzegorz Zinkiewicz był jednym z pierwszym absolwentów powstałego w 1991 roku policealnego Studium Ikonograficznego w Bielsku Podlaskim i jednym z pierwszych jego mistrzów i nauczycieli. W roku 1995 wraz z Jarosławem i Joanną Jakiczuk oraz Dariuszem Fiedorczukiem tworzy zespół ikonografów, który podejmuje się realizacji ikonostasu, a także kilkudziesięciu monumentalnych ikon zdobiących wnętrze monasterskiej cerkwi św. Jana Teologa w Supraślu. Kolejną monumentalną realizacją był ikonostas w cerkwi Zmartwychwstania Pańskiego w Białymstoku wykonany wspólnie z Dariuszem Fiedorczukiem. Ważniejsze prace Grzegorza, wykonane samodzielnie w formacie sztalugowym, to ikonostasy prawosławnych cerkwi w Głogowie, Radomiu, Stargardzie Szczecińskim, większość ikon ikonostasu cerkwi św. Grzegorza Peradze w Warszawie, ikonostas cerkwi monasterskiej św. Nektariusza w Sakach, oraz ikony dolnego rzędu ikonostasu cerkwi Narodzenia Przenajświętszej Bogarodzicy we Wrocławiu.
Niezliczonej liczby oddzielnych ikon, małych i dużych, wykonanych na zlecenie parafii, monasterów oraz wiernych nie sposób wymienić.
W 2009 roku Grzegorz Zinkiewicz podejmuje się realizacji pierwszej polichromii, którą był kompletny program ikonograficzny kaplicy Prawosławnego Seminarium Duchownego w Warszawie. Kolejnymi monumentalnymi pracami wykonanymi w technice malarstwa ściennego były polichromie cerkwi Kasperowskiej Ikony Matki Bożej w Widowie, kaplicy świętych Cyryla i Metodego przy metropolitarnym domu studenckim oraz kaplicy Prawosławnego Ordynariatu Wojska Polskiego św. Jerzego Zwycięzcy w Warszawie. W tym samym czasie współpracował z Jarosławem Wiszenko, asystując przy realizacji ściennych programów ikonograficznych refektarza monasteru św. św. Marii i Marty na Świętej Górze Grabarce, cerkwiach w Szczecinie, Tokarach, św. Jerzego w Białymstoku i oraz wspomnianej już katedry we Wrocławiu. Niedługo przed śmiercią rozpoczął prace nad polichromią w cerkwi świętych apostołów Piotra i Pawła w Maleszach.
W dojrzałych pracach mistrza, przejawia się bardzo silnie inspiracja bizantyńską ikoną charakterystyczną dla stolicy Wschodniego Imperium Rzymskiego oraz szkół znajdujących się w promieniu jej oddziaływania. W kompozycji, ujęciu postaci czy draperii widać wyraźny wpływ klasycyzującego stylu „renesansu macedońskiego”. Podobnie jak ojciec Zenon, będący dla niego bez wątpienia największym współczesnym autorytetem, Grzegorz poświęcił wiele czasu studiowaniu unikalnej kolekcji ikon monasteru św. Katarzyny na Synaju do której często powracał w swoich realizacjach. Mimo, iż w jego twórczości ostatnich lat można zauważyć pewne zmiany w sposobie modelowania i uproszczeniu form nawiązujących do sztuki wczesnochrześcijańskiej, jego malarstwo pozostaje głęboko zakorzenione w ikonie okresu średniobizantyńskiego. Mimo inspiracji wzorcami z odległych czasów jego ikonografia w żadnym wypadku nie jest odtwórcza. Grzegorz posiadał swoje własne, charakterystyczne „pismo”, jak mawiają ikonografowie, to znaczy swój własny styl i język malarski, którym się posługiwał i dzięki któremu jest z łatwością rozpoznawalny.
Grzegorz był bardzo dobrym, ciepłym i serdecznym człowiekiem z ogromnym poczuciem humoru. Był miłośnikiem przyrody, a także tradycji i kultury ziemi bielskiej, do której był bardzo przywiązany. Interesował się śpiewem cerkiewnym i sztuką wokalną w jego klasycznej oraz archaicznej formie. Sam posiadał naturalny, niski głos o miękkiej, przyjemnej barwie. Początek naszej przyjaźni związany był właśnie ze śpiewem, a mianowicie powstaniem chóru studenckiego przy nowo wybudowanej kaplicy Świętej Trójcy Policealnego Studium Ikonograficznego, w którym rozpocząłem naukę w 2002 roku. Od drugiego roku studiów pobierałem jednocześnie naukę u mistrza w jego prywatnej pracowni w Bielsku Podlaskim, a następnie w Strykach. Była to bez wątpienia jedna z najważniejszych osobowości, które spotkałem na mojej drodze. Czy jestem w pełni świadomy wszystkiego, czego się od niego nauczyłem przez wszystkie lata naszej znajomości i współpracy?
Wielu z tych, którzy mieli przyjemność dłuższego kontaktu z Grzegorzem Zinkiewiczem, było pod ogromnym wrażeniem rzadkiego połączenia wielkiego talentu i wiedzy tego człowieka z jego naturalną prostotą i skromnością. Hrysza, jak nazywali go najbliżsi, był niezwykle popularny i lubiany. Z łatwością nawiązywał kontakt z ludźmi. Jego skromna pracownia w rodzinnej wsi Stryki, mieszcząca się w dawnym budynku gospodarczym, często gościła przyjezdnych z całej Polski, których przyciągała niezwykła aura tego miejsca. Grzegorz był otwarty i życzliwy do tego stopnia, że często padał ofiarą nieustających telefonów i odwiedzin, które zakłócały jego codzienny rytm pracy. Zawsze jednak przyjmował gości z nieudawanym uśmiechem i otwartymi ramionami.
Grzesiek pracował bardzo starannie. Ogromną wagę przypisywał porządkowi i czystości w pracowni. Sposób, w jaki poruszał się po pracowni, w jaki korzystał z farb i narzędzi starannie ułożonych na roboczym stole, przypominał czynności liturgiczne kapłana, przemieszczającego się po sanktuarium w czasie sprawowania nabożeństw. Posiadał niespotykanie wyostrzone zmysły. Mógł godzinami obserwować mieniące się barwy spadających jesiennych liści, cieszyć się zapachem letniego deszczu bądź słuchać poruszającego gałęzie wiatru. Dla określenia wizualnych zjawisk i wrażeń często sięgał do profesjonalnych porównań w stylu: „Dzisiaj słońce rzuca na jabłoń takie cytrynowe światło, jakby ktoś je przylaserował żółtą kadmówką”. Wszystko to sprawiało, że pracował z niespotykanym wyczuciem i kunsztem, dobierając skrupulatnie stopień ziarnistości minerałów, proporcji mieszanych ze sobą składników, ich konsystencji, itd.
Ikonograf zabierał się do pracy z ogromnym przejęciem. Każdego ranka długo chodził wokół stanowiska pracy, układał pędzle, przeglądał wzorce, jakby starając się odwlec moment bezpośredniego kontaktu z ikoną. Na jego twarzy można było dostrzec nawet lekkie zdenerwowanie. Grzegorz siadał przy roboczym stole jakby w zwolnionym tempie, z takim przejęciem, jakby miał przystąpić do ważnego egzaminu. Gdy rozpoczynał pracę, zamierał jak kamień, nie odrywając się od niej przez kilka lub kilkanaście godzin. Najdłuższy czas pracy mistrza, którego byłem świadkiem, to około piętnastu godzin z przerwą na herbatę.
(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w e-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)
ks. Maciej Leszczyński
fot. archiwum autora