Home > Artykuł > Najnowszy numer > Nad Narwią

Rzeka Narew wzięła od północy w objęcia miasteczko o tej samej nazwie. Meandruje. Kiedy chce, to wylewa. Nikt nie grodzi jej wałami. Oddano jej szeroką, może na kilometr-dwa, dolinę. Chroni ją Natura 2000. Nad nią zbudowano nowy, długi, wysoko wyniesiony most, który o kilka kilometrów skraca dojazd do miasteczka od strony Zabłudowa.

Chroniona jest dolina rzeki, w której kąpie się błękit nieba i błękitna cerkiew Podwyższenia Krzyża Pańskiego w Narwi. Czysty błękit, tak popularny w drewnianych cerkwiach na Białostocczyźnie i dalej na Białorusi i Ukrainie, jakby wiązał cały ten obszar w jedno, nie zważając na państwowe granice, suwane to tam, to z powrotem.

Cerkiew w Narwi zbudowano w 1885 roku, z rozmachem, bo miała służyć około trzem tysiącom wiernych, teraz służy niespełna tysiącu.

Jakaż musiała być duchowa siła tej nadnarwiańskiej parafii, jeśli z jednej wyszło aż trzech prawosławnych władyków, a wszyscy wybitni!

Pierwszy był arcybiskup Jeremiasz, urodzony w 1943 roku we wsi Odrynki, w których na cmentarzu stoi cerkiew św. Jana Teologa, należąca do narewskiej parafii. Zmarł w 2017 roku. Należał do hierarchów znanych szeroko poza granicami Polski. Wspominał, że kiedy w cerkwi w Narwi czytał jako chłopiec Apostoła, psalmy, modlitwy, wiedział, że kobiety stojące obok niego, wszystkie te cerkiewne teksty znają na pamięć. I jakby się gdzieś potknął, to mu podpowiedzą.

Arcybiskup Abel, który od 33 lat z całym oddaniem i mądrością przywraca życie prawosławnej diecezji lubelsko-chełmskiej, urodził się piętnaście lat później w Narwi. Przysługiwał w narewskiej cerkwi. Było to przy o. Piotrze Popławskim, którego życie zostało gwałtownie przerwane w 1985 roku, w czterdziestym czwartym jego życia – śmierć zagadkowa, do dziś niepokoi. Jego ciało znaleziono w lesie koło Zabłudowa. To o. Piotr namawiał chłopca, który wtedy nazywał się Andrzej Popławski, by szedł do seminarium duchownego. A tamten chłopiec doszedł do stanu mniszego i godności arcybiskupa.

Arcybiskup i generał zarazem, prawosławny ordynariusz Wojska Polskiego Miron, wprawdzie urodził się w Białymstoku o rok wcześniej niż władyka Abel, ale duchowo rodził się także nad Narwią – w Kaczałach, z których przed jego urodzinami wyjechała mama Maria, i w Krynicy, choć to już gmina Narewka, skąd pochodzi jego ojciec. Na wakacjach jechał do babci do Kaczał, a ta nauczyła go czytania w cerkiewnosłowiańskim. Zginął w katastrofie smoleńskiej 10 kwietnia 2010 roku.

Narew, którą niegdyś płynęli flisacy aż do Gdańska i która była magistralą, tyle że wodną, spinała miejsca dorastania władyków.

I do takiej Narwi metropolita Cerkwi w Polsce Sawa, bo tu już od Narwi diecezja warszawsko-bielska, skierował o. pułkownika Michała Dudicza z jego matuszką Haliną, urodzoną i dorastającą w Narwi. Było to w 2020 roku po śmierci proboszcza narewskiej parafii – posługę tę sprawował 29 lat – o. Bazylego Roszczenki.

O. Michał i matuszka Halina wrośli w wielkomiejskie życie po czterdziestu latach posługi w stolicy w katedralnej cerkwi św. Marii Magdaleny, od 1991 roku w prawosławnym ordynariacie Wojska Polskiego. A batiuszka i w życie międzynarodowe – jakże wiele razy reprezentował naszą Cerkiew za granicą! W stolicy wychowali troje dzieci, dziś dorosłych, i wnuków się doczekali. Dzieci zostały w Warszawie. Oni mieszkają na rodzinnym podwórzu matuszki. Obok drewnianego starego domku jej rodziców wyrósł dwadzieścia lat temu ich, murowany. W nim pozostaną. To niedaleko cerkwi.

I oto nowe posłuszanije. O. Michał, nawykły do porządku i wojskowej dyscypliny, wszędzie wokół widzi mnóstwo pracy. Cerkiew stoi przy jednej z dwóch głównych ulic Narwi. Wraz z domem parafialnym zajmuje ponadhektarową działkę. Świątynia, dzięki zabiegom arcybiskupa Abla, przeszła trzy lata temu remont, prowadzony przez lubelską Fundację Dialog Narodów. Wymieniono wszystko co było zbutwiałe, skorodowane, przegniłe, wykruszone, czyli dyle, szalówkę, rynny, schody. Operacja kosztowała dwa miliny złotych, w tym radę parafialną sto tysięcy. Teraz z zewnątrz cerkiew wygląda tak jak wczoraj postawiona, tyle że według dziewiętnastowiecznego projektu. I kamienny mur wokół cerkiewnego pogostu jak nowy – też po remoncie, przeprowadzonym w tym samym czasie. Ale wewnątrz czeka jeszcze sporo pracy. Wejdziemy do niej później.

Idziemy na cerkiewny plac. Nie poznaję go. Stara, murowana, niewielka, szara plebania, jakby wstydliwie schowana za piękną cerkwią, znikła. Nawet śladu fundamentu po niej. Garaże-prowizorki obok też znikły. I starej drewnianej stodoły nie ma. Za to wprawia w zdumienie duży, reprezentacyjny, elegancki, o wyważonych proporcjach piętrowy, w kremowo-białej kolorystyce parafialny budynek. Nie mogę zrozumieć – tak nagle! Oto i jest! Przecież rok temu nie było tu nic. 23 lipca 2021 roku podczas święta św. Antoniego Pieczerskiego, w Narwi uroczyście obchodzonego, położono kamień węgielny pod budowę plebanii.

Teraz nie dziwię się, dlaczego metropolita Sawa stwierdził, zwracając się do o. Michała: – Jesteś rekordzistą w budowie. Nikt tak szybko nie wzniósł jeszcze cerkiewnego, takiej skali, obiektu.

Ale za tym rekordem stoi także geniusz – to moje zdanie – przedsiębiorczości – Sergiusz Martyniuk, prezes Pronaru. O nim batiuszka mówi: „Sponsor. Nasz Sponsor”. On finansuje budowę tego obiektu. A jeśli finansuje to i wymaga. Czego? Tempa robót, dokładności, estetyki i kompleksowości zagospodarowania. Na szczęście w tych oczekiwaniach pozostaje w zgodzie z inwestorem.

Sergiusz Martyniuk uznaje zasadę budowania długofalowej strategii. Ale żeby do tego dojść, trzeba mieć wyobrażenie świata nawet za kilkanaście lat, przeprowadzić wiele rozmów z politykami i menadżerami, przeczytać wiele publikacji. Dlatego zgodnie z tą strategią wyrasta w Narwi kolejna hala produkcyjna o powierzchni kilku boisk piłkarskich, bo wszystkie w siedmiu fabrykach rozrzuconych po regionie, zatrudniających już ponad trzy tysiące osób, sięgają powierzchni około stu boisk piłkarskich! I zgodnie z tą strategią w Narwi jest lotnisko, w wojewódzkim trzystutysięcznym Białymstoku go nie ma. Za to na jego temat trwają od dziesięcioleci rozmowy i uzgodnienia. Na budowę były przydzielone fundusze unijne, ale nie zdołano ich wykorzystać.

Taka wyobraźnia prezesa, ale poprzedzona głęboką i trafną analizą!

Dlaczego więc dom parafialny miałby rosnąć bez wyobraźni!

Wchodzimy do niego. Trzyma się zasady niemal lustrzanego odbicia obu skrzydeł. Na wprost duża sala, kładzione są w niej gresy. To sala konferencji, wykładów, przyjęć, uroczystych parafialnych obiadów, godna dynamicznie rozwijającego się miasteczka. Obok, w jednym skrzydle kuchnia z tak zwanym zapleczem. Wygodnie. Cały sprzęt do niej już zamówiony. Meble wykonuje stolarz z Białegostoku.

W obu skrzydłach po jednym obszernym i wygodnym mieszkaniu. Każde z oddzielnym wejściem, jak do dwupoziomowego domku jednorodzinnego. Do tych „domków” też już zamówione zmywarki, pralki, lodówki. Są robione meble, choć wnętrza jeszcze surowe.

Na piętrze, z wyjściem na obszerny taras i z widokiem na cerkiew, apartament gościnny – salon z kuchennym aneksem i sypialnia.

Prac w budynku nie przerywano nawet zimą. Ustawiano piece.

A jak zagospodarować ten hektar powierzchni? Proboszcz, sponsor i rada parafialna mają wizję. Z przodu, przed wejściem ma być duże rondo z kwiatami o promieniu piętnastu metrów, wokół kostka brukowa w szarym kolorze, by pasowała do koloru dachu, którą ułoży bielskie przedsiębiorstwo Maksbud. Po bokach parkingi i garaże. Proboszcz marzy jeszcze o budynku gospodarczym, który by skrył wszelki sprzęt, niezbędny przy gospodarowaniu na tak dużym obszarze, i o toaletach dla parafian i turystów. Dlaczego marzy? Bo to wszystko leży w obszarze podwójnie chronionym – przez konserwatora zbytków i Naturę 2000. Postawienie nawet jednego garażu wymaga uzgodnień konserwatorskich i „przyrodniczych”. Te i mnóstwo innych uzgodnień, wbijają proboszcza w bezsenność.

(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w e-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)

Anna Radziukiewicz, fot. autorka