Home > Artykuł > Najnowszy numer > Parafia Wszystkich Świętych

27 września 1894 roku, Białystok. Jubileusz 25-lecia święceń kapłańskich o. Pawła Zielińskiego, proboszcza soboru św. Mikołaja, przebiega bardzo uroczyście. A i jubilat, dziekan białostocki, „skromny, pobożny, oddany służbie” ma powody do satysfakcji. Udało się zakończyć prace nad wystrojem wewnętrznym cerkwi, wybudować dwa murowane domy dla kleru, zainicjować otwarcie cerkiewno-parafialnej szkoły, założyć cmentarz, a na nim wznieść cmentarną cerkiew Wszystkich Świętych.

Otwarte 15 kwietnia 1887 roku „trzy wiorsty za Białymstokiem, w uroczysku Wygoda” nowe kładbiszcze staje się trzecią prawosławną nekropolią w historii miasta. Wcześniej, przed 1845 rokiem, prawosławnych grzebano przy drewnianej cerkwi św. Mikołaja i tuż obok na cmentarzu zwanym Nowy, a także przy kaplicy św. Marii Magdaleny (Dojlidy z własną cerkwią i cmentarzem znajdowały się wówczas poza granicami miasta).

Plan nowego cmentarza, o powierzchni 3 dziesięcin i 147 kw (jedna dziesięcina to 1,09 ha) zachował się do dziś, z księgi dekanalnej za 1901 rok wiemy, że jego zagospodarowanie kosztowało 2004 ruble i 92 kopiejki. Nekropolię ogrodzono, słupy żeliwne połączono czterema rzędami grubego drutu, wymurowano bramę. Cmentarz podzielono na kwartały – za pogrzeb w pierwszym kwartale pobierano opłatę 25 rubli, w drugim – 15, w trzecim – siedem, w czwartym – trzy ruble, w piątym najuboższych chowano bezpłatnie. Nietrudno zgadnąć, gdzie mieściły się najdroższe kwartały – najokazalsze cmentarne pomniki – z marmuru, granitu, piaskowca – zachowały się tam do dziś.

Tymczasem o. Paweł Zieliński planuje zbudować cmentarną cerkiew. Projekt przygotowuje architekt Lenczewski, parafianie zbierają na ten cel 4750 rubli.

A że Białystok stał się ważnym węzłem komunikacyjnym, w mieście stacjonuje rosyjskie wojsko, cztery pułki i dwie baterie artylerii konnej. Tak więc gdy 31 maja 1892 roku maja z soboru św. Mikołaja wyrusza krestny chod na poświęcenie kamienia węgielnego pod budowę cerkwi Wszystkich Świętych, towarzyszą mu dwie orkiestry wojskowe. Przy dźwiękach Kol Sławien nasz Gospod’ w Sionie procesja dociera na miejsce.

19 kwietnia 1894 roku o. Zieliński wyświęca jednokopułową cmentarną świątynię z dzwonnicą. Trzy lata później na tym cmentarzu chowa swego ojca, Lwa Zielińskiego, wieloletniego proboszcza dojlidzkiej cerkwi.

Pochówków przybywa, bo liczba parafian rośnie – od 754 w 1846 roku do 8709 w 1913. I o. Zieliński, i jego następcy zabiegają o wybudowanie kolejnej prawosławnej świątyni w mieście, bo to że mała cmentarna cerkiew po 88 latach stanie się cerkwią parafialną, a wokół niej będzie kipieć parafialne życie, nie przychodzi im nawet do głowy.

W 1915 roku sobór Zmartwychwstania przy ulicy Mikołajewskiej, dziś Sienkiewicza, jest w stanie surowym gotowy, czeka go jednak tragiczny los.

Nadchodzi pierwsza wojna światowa, potem druga, które burzą dotychczasowy porządek w Europie, zmieniają granice i ustroje.

Tylko chyba nabożeństwa na Wygodzie wciąż odbywają się według tradycyjnego schematu, w dni modlitw za zmarłych, w dzień parafialnego święta i na życzenie wiernych. W latach 50. XX wieku już ze dwa razy w miesiącu. Do cerkwi pełnej bibułkowych kwiatów, które stale przynosi jedna z parafianek, przychodzi garstka wiernych. W latach sześćdziesiątych duchowni z soboru, o. o. Piotr Łopatko i Mikołaj Strokowski, dojeżdżają tu regularnie, najpierw konną dorożką, potem samochodem, bo komunikacja miejska dopiero raczkuje. Regularnie, w niedużej stróżówce, władyka Nikanor powadzi lekcje religii dla dzieci. Nieraz przyprowadzał swych synów Mikołaj Pańkowski, zatrudniony w urzędzie wojewódzkim geodeta, specjalista od spraw komasacji i wyceny gruntów rolnych.

– Zostańcie tutaj starostą – zaczął przekonywać go władyka. – Potrzebujemy mądrych, doświadczonych ludzi.

– Władyko, całe dnie jestem poza domem – oponował pan Mikołaj, który rozpoczął dzieło swego zawodowego życia – komasację gruntów w Mielniku i dużo czasu spędzał w delegacjach.

W końcu się zgodził.

Jako starosta cmentarnej cerkwi, a oficjalnie wicestarosta parafii św. Mikołaja, odpowiadał głównie za księgowość, a więc i za cerkiewną kasę.

– Co niedziela przeliczałem wszystkie wpływy, pisałem protokoły, a po południu zawoziłem je do soboru na Lipową – wspominał przed laty.

Potem nabrał takiej wprawy, że protokoły i pieniądze dawał już odjeżdżającemu po nabożeństwie duchownemu. W ten sposób zaoszczędzał sporo czasu. I tak przez czternaście lat.

– W tym czasie do cerkwi na Wygodzie kupiono jeden dzwon, gdy stary pękł – dobrze pamiętał. Datki na nowy osobiście zbierał o. Serafin Żeleźniakowicz.

Do cerkwi regularnie przychodziło tak z pięćdziesiąt osób, na święta zbierało się nawet do dwustu. Na cmentarz raz po raz podążały karawany pogrzebowe, za trumną ciągniętą na specjalnej lawecie przez konie szli duchowni i żałobnicy, przemarsz zajmował około godziny.

Grobów na cmentarzu przybywało. Coraz częściej wierni odwiedzali je nie tylko na Prowody czy rocznice, ale także na 1 listopada. Po zmierzchu od palących się w glinianych miseczkach zniczy całe niebo płonęło czerwoną łuną.

Nadeszły lata 80., przyniosły zmiany w kraju, na świecie i w Cerkwi. Kto wpadł na pomysł, żeby na Wygodzie otworzyć samodzielną parafię?

Podpisy pod petycją na pewno zbierała Zina Korniłowicz, główna księgowa najpierw w Caritasie, potem w PSS-ie, która już jako emerytka prowadziła na cmentarzu kiosk ze zniczami, kwiatami i literaturą, i nie szczędząc sił z prywatnych środków odnawiała zniszczone nagrobki. W końcu z petycją, wraz z Mikołajem Pańkowskim wybrała się do władyki.

Ówczesny biskup białostocki i gdański powołał nową parafię 16 czerwca 1982 roku. Była trzecią w Białymstoku, po parafii św. Mikołaja i św. Eliasza. Objęła wcześniej należące do soboru białostockie osiedla Wygoda, Pietrasze, Bagnówka, Pieczarki do ulicy Towarowej i Białostoczek. Jej pierwszym proboszczem został o. Aleksander Chilimoniuk.

– Jak mała cerkiewka może pomieścić tylu wiernych? – z tym problemem musiał się zmierzyć nastojatiel. A i domu parafialnego nie było.

Wkrótce do cerkwi od zachodniej strony został dobudowany przeszklony pawilon o stalowej konstrukcji, a już w sierpniu, dwa miesiące po utworzeniu nowej parafii, ruszyła budowa plebanii z kancelarią i salą katechetyczną na dole i mieszkaniem dla duchownego na poddaszu.

W 1984 roku nowa rada parafialna z Mikołajem Pańkowskim, nowym starym starostą, mogła zbierać się pod jej dachem.

„Cmentarz jest zaniedbany, porośnięty dzikimi krzakami, starymi próchniejącymi drzewami, chwastami, zaśmiecony, bez utwardzonej nawierzchni placów i alejek” – napisał podczas wizytacji nowo powstałej wspólnoty biskup Sawa. Powołał zarząd cmentarza wspólnego dla parafii św. Mikołaja, Wszystkich Świętych i Świętego Ducha, jego przewodniczącym został o. Aleksander Chilimoniuk.

Także tu zaczęto wprowadzać zmiany. Uporządkowano alejki, wyznaczono kwatery, doprowadzono wodę i oświetlenie, sporządzono ewidencję nagrobków.

Parafian przybywało, mała cerkiewka trzeszczała w szwach.

Trzeba było budować nową. Tylko gdzie? Pierwsza myśl – u siebie, na powiększonym w 1984 roku do blisko siedmiu hektarów cmentarzu.

– Zlasowaliśmy wapno, kupiliśmy pod boazerię kloce jesionu i dębu – wspominał wieloletni zastępca starosty Jerzy Połowianiuk. – Uradowani złożyliśmy to wszystko na kładbiszczu.

Radość trwała krótko – nieznani sprawcy podpalili drewno.

Nie, cmentarz nie jest dobrą lokalizacją – pomysł odrzucił władyka Sawa.

Wtedy o. Aleksander Chilimoniuk z Mikołajem Panasiukiem, Włodzimierzem Abramowiczem, Eugeniuszem Zielenkiewiczem zaczęli wydeptywać ścieżki po urzędach. Działki szukano przy ulicy Raginisa, przy 27 Lipca obok stawów. W końcu kupiono plac o powierzchni 8169 metrów przy Trawiastej. Wcześniej, co nie było proste, trzeba było uregulować sprawę własności.

– Cerkiew na takim odludziu? – wielu parafian było zaskoczonych, bo nikt nie przypuszczał, że dwadzieścia lat później wyrośnie wokół niej takie duże osiedle.

I tak w 1987 roku zaczęła się budowa cerkwi Hagia Sophia, dziś wizytówki Białegostoku, do zamknięcia stanu surowego prowadzona przez o. Aleksandra Chilimoniuka i parafię Wszystkich Świętych. Zaczęła się bardzo uroczyście bo z udziałem patriarchy ekumenicznego Dimitriosa I, który 20 listopada 1987 roku poświęcił kamień węgielny.

– Zbieraliśmy składki, po 500 złotych od rodziny, załatwialiśmy przydziały na materiały, pozwolenia – wspominał Mikołaj Pańkowski.

Cała rada pomagała zbudować tymczasową cerkiewkę przy Trawiastej, ogrodzić tamtejszą posesję, a jak miedziana blacha zaczęła znikać z dachu budowanej Hagii Sophii – także pilnować budowy. Nie mówiąc już o środkach finansowych, kierowanych szerokim strumieniem od cerkwi matki do cerkwi córki.

A tymczasem także cerkiew Wszystkich Świętych nie dawała o sobie zapomnieć. W 1992 roku, wskutek niefrasobliwości jednego z majstrów, wybuchł w niej pożar. Ogień nadpalił drzwi, dym okopcił ikonostas, wezwana straż pozalewała świątynię wodą.

To przyspieszyło remont.

Trzeba było pracować na dwa fronty, a nawet trzy, bo o. Aleksander Chilimoniuk, który nadzorował budowę kilku innych cerkwi, przy załatwianiu niektórych spraw związanych z Czarną Białostocką prosił o pomoc bardziej doświadczoną radę swojej parafii na Wygodzie.

Tam gdzie buduje się cerkiew, diabeł nie śpi.

Pojawiły się plotki, że pieniądze wyciekają do prywatnych kieszeni. Burzliwe dyskusje, kto na cerkwi się wzbogacił, prowadzone były nie tylko na cerkiewnym pogoście czy w domowym zaciszu. Gdy któregoś dnia przeniosły się do autobusu, kierowca nie wytrzymał. Zatrzymał wóz. – Proszę albo przestać, albo wysiadać – nakazał rozemocjonowanym kobietom.

Wszyscy sądzili, że Hagia Sophia będzie wspólną parafialną cerkwią. Tymczasem 1 sierpnia 1995 roku arcybiskup Sawa podzielił parafię Wszystkich Świętych, liczącą 3500 wiernych, na dwie odrębne. Do nowo powstałej Hagii Sophii przydzielił większą część starej parafii. W parafii Wszystkich Świętych pozostało 645 osób.

(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w e-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)

Ałła Matreńczyk

fot. Jarosław Charkiewicz, archiwum parafii