Home > Artykuł > Najnowszy numer > Synod w Zamościu i latynizacja

Synod w Zamościu i latynizacja

Synod w Zamościu trwał z przerwami od 26 sierpnia do 17 września 1720 roku – pisze o nim o. Dariusz Ciołka w książce „Latynizacja Kościoła unickiego w Rzeczypospolitej po synodzie zamojskim”. Jego koszty pokryła papieska Kongregacja Rozkrzewiania Wiary. Zgodnie z prawem przewodniczyć mu powinien metropolita unicki Leon Kiszka, ale na tę funkcję papież naznaczył swego nuncjusza w Polsce, arcybiskupa Hieronima Grimaldiego.

W zaproszeniach na synod pisano, że zwołuje się go po to, by poprawić zanikającą pobożność i wskazywano na „życzliwość papieża i jego wielką miłość do narodu ruskiego”.

Na miejsce synodu nuncjusz najpierw wyznaczył Lwów. Ale zamienił na Zamość, bo tam jeszcze i prawosławnych trochę się ostało, a Zamość był od nich „czysty”. Na synod przybyło 140 osób, głównie bazylianie.

Za najważniejsze na synodzie uznano podpisanie papieskiego wyznania wiary.

Synod przyjmuje postanowienia soboru trydenckiego (1545-1563), mówiące, że poza Kościołem rzymskokatolickim nie ma zbawienia, że chrześcijanie nie będący w jedności z papieżem, nie tworzą Kościoła Chrystusowego.

Przyjęcie wyznania wiary przez wszystkich obecnych na synodzie zamojskim dało Stolicy Apostolskiej pełną kontrolę nad Cerkwią unicką. Papieża uznano w Zamościu za następcę św. Piotra, namiestnika Chrystusa na ziemi, ojca, nauczyciela, wszechwładnego pasterza Kościoła Powszechnego. Przyjęto naukę o pochodzeniu Ducha Świętego, czyśćcu, prymacie biskupów rzymskich. Ojcowie soboru złożyli przysięgę, że będą wyznawać to wszystko, co wyznaje i przyjmuje Kościół rzymski. Nastąpiło pełne zwycięstwo Kościoła rzymskiego nad Cerkwią unicką.

Do synodu unici nie uznawali filioque. Po synodzie musieli to czynić, inaczej oczekiwałyby ich surowe kary za popełnienie, jak określono, grzechu śmiertelnego. Mieli też wyraźnie i dokładnie wymieniać imię papieża podczas Liturgii. Zakazano im wszelkich kontaktów z prawosławnymi, szczególnie zza granicy, nazywanych odszczepieńcami, prawosławne księgi liturgiczne równano z księgami o czarach i zabobonach i nakazano, by unici nie trzymali u siebie ksiąg schizmatyckich – tu nawet unici mieli żal do swych zwierzchników, ponieważ na soborze brzeskim obiecano im, że ich księgi liturgiczne nie będą zmienione. Unitom nakazano, by rodzicami chrzestnymi nie byli „schizmatycy” i ludzie niespełna rozumu. Surowo zabroniono udzielania Komunii św. małym dzieciom, przekonując że mogą ją sprofanować, przyjmując bez należnego szacunku. Stworzono specjalną komisję, która cztery razy w roku miała objeżdżać unickie parafie i sprawdzać, jak są wprowadzane postanowienia synodu.

Po Zamościu umniejszono rolę duchownych parafialnych, a zwiększono bazylianów.

Metropolita Lew Kiszka napisał do papieża Benedykta XIII dziękczynny list. Wyraził w nim wielką radość, że doszło do synodu i jego szczęśliwego zakończenia, chociaż miał świadomość, że wielu duchownych było przeciwnych jego postanowieniom, ponieważ już się zorientowali, że w Zamościu obrano kierunek na likwidację obrządku greckiego i przyłączenia unitów do Kościoła rzymskiego.

Metropolita nie miał powodu do radości, bo po Zamościu jego władza została ograniczona. Musiał we wszystkim słuchać papieża, a biskupi byli wybierani już tylko z bazylianów wywodzących się z jezuitów, czyli tak naprawdę rzymskich katolików. Bazylianie cenili i naśladowali jezuitów, których głównym celem było usunięcie prawosławia z ziem zachodnioruskich i nasadzenie unii, a papież zakon bazylianów nazywał czcigodnym, godnym naśladowania. Bazylianie zajęli więc wszystkie katedry biskupie, archimandrie i stanowiska ihumeńskie, przejęli szkoły. W nich uczyli o wyższości Kościoła łacińskiego nad prawosławnym, wychowywali swych uczniów w pogardzie do prawosławia, drwili ze wschodnich modlitw i uczyli, że uczestnictwo unity w nabożeństwie prawosławnym jest strasznym grzechem. Bazylianie nie cenili duchownych unickich, dążyli do tego, by byli nieżonaci, nie mieli dzieci.

Nabożeństwa

By jak najdalej odejść od prawosławia, wprowadzano nabożeństwa do Najświętszego Serca Pana Jezusa, Niepokalanego Serca Najświętszej Marii Panny, Najświętszego Sakramentu, nabożeństwo do Matki Bożej Fatimskiej, ciche Liturgie, drogę krzyżową wraz z kultem Męki Pańskiej, procesję Bożego Ciała, odmawiano różaniec i Anioł Pański. Wprowadzono święto i nabożeństwo ku czci Jozefata Kuncewicza

Język polski stopniowo wypierał słowiański.

Rzym odkrył swe prawdziwe oblicze dopiero po synodzie zamojskim. Jego polityka wobec Cerkwi unickiej staje się jawna – unia miała być etapem przejściowym do zjednoczenia się z Kościołem rzymskim. To wtedy przemyski biskup rzymskokatolicki Wacław Sierakowski oznajmia, że unia jest zjawiskiem nienormalnym i nie może być nazywana wiarą katolicką. Powinna więc być zlikwidowana, a wierni wchłonięci przez Kościół rzymski, ponieważ póki trwają unici, jest niebezpieczeństwo ich powrotu do prawosławia, są więc elementem niepewnym pod względem politycznym i religijnym.

Rzymskich katolików w obraniu słuszności drogi utwierdza i konstytucja apostolska „Etsi pastoralis” z 1742 roku. Papież Benedykt XIV pisze w niej, że obrządek łaciński jest najważniejszy i wyższy od innych obrządków, ponieważ służy Kościołowi rzymskiemu, będącemu matką i nauczycielką wszystkich Kościołów.

To wszystko wkładało w ręce wolnej szlachty oręż. Nie szanowała ona unitów, pogardzała nimi. Mogła bezkarnie napadać na cerkwie i monastery, zajmować cerkiewny i monasterski majątek i ziemie, znęcać się nad duchownymi, wyśmiewać ich i lekceważyć, a po Zamościu jeszcze bardziej uważać unię i prawosławie za „chłopską i psią wiarę” (w XX wieku częściej nazywano „kocią wiarą”). Przed nikim unici nie mogli się poskarżyć, bo wyższe duchowieństwo unickie stanowili bazylianie, a ci – jakże często wywodzący się z polskich katolickich rodów – parli do latynizacji. Oni tylko z gorliwością wprowadzali postanowienia synodu zamojskiego.

(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w e-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)

Anna Radziukiewicz, fot. autorka