Home > Artykuł > Najnowszy numer > Tarasewicz – doktorem honoris causa

Tarasewicz – doktorem honoris causa

Leonowi Tarasewiczowi, jednemu z najwybitniejszych malarzy ostatnich dziesięcioleci w Polsce, jak określiła prof. Maria Poprzęcka, wybitna historyk sztuki, został nadany 22 czerwca tytuł doktora honoris causa Uniwersytetu w Białymstoku „za nieustanne poszukiwanie nowych wyzwań artystycznych, przekraczanie barier, granic i uprzedzeń kulturowych, historycznych i politycznych”. Niezwykłe uroczysta oprawa towarzyszyła ceremonii nadania tytułu, która miała miejsce w auli Uniwersytetu przy Świerkowej, gdzie jednocześnie zorganizowano wystawę wczesnych prac artysty oraz tej, która została wykonana do polskiego pawilonu w Dubaju na targi Expo w 2020 roku. Wystawę można oglądać do końca lipca. Pokazano też wystawę zdjęć artysty w różnych twórczych sytuacjach wykonanych przez Grzegorza Dąbrowskiego.

Uroczystości przewodniczył rektor UwB, prof. Robert Ciborowski. Obecny był senat uczelni.

Wśród gości znaleźli się Donald Tusk i inni politycy, przedstawiciele władz regionu różnego szczebla, rektorzy uczelni, historycy i krytycy sztuki, przyjaciele i bliscy mistrza, wielbiciele jego twórczości, którzy wypełnili całą aulę.

Laudację na temat świeżo mianowanego doktora honoris causa wygłosił prof. Jerzy Nikitorowicz, w latach 2005-2012 rektor Uniwersytetu w Białymstoku. Nazwał Tarasewicza wybitnym twórcą o wielkim dorobku artystycznym, oryginalnym i imponującym, dodając, że przyjęcie przez malarza tytułu najwyższej godności uniwersyteckiej przynosi zaszczyt uczelni i wpisuje się w jej misję. Za inspirujące dla jego sztuki uznał dojrzewanie artysty na pograniczu Wschodu i Zachodu, polskości i białoruskości, ale i własne przebudzenie z narodowościowego uśpienia tożsamościowego, mające miejsce podczas studiów, gdy należał do Białoruskiego Zrzeszenia Studentów, potem studiował różne źródła historyczne, literaturę, spotykał się z twórcami kultury białoruskiej, był radnym gminy Gródek, współtworzył festiwal młodej Białorusi Basowiszcza i lokalną gazetę, a teraz pozostaje prezesem Fundacji Villa Sokrates. Jego działania, jak mówi sam artysta, służą odkopywaniu świata białoruskiego na Białostocczyźnie.

Malarskie odkrycia Leona Tarasewicza

Leon Tarasewicz i Jerzy Nowosielski nie potrzebują dodawania tytułów profesorskich do swoich nazwisk. Profesorów jest wielu. Oni jedyni. Niepowtarzalni. A ich sztuka tak dalece wybiega poza wyznaczone wcześniej konwencje i granice, jednocześnie czerpiąc z tradycji, że jest nie do naśladowania. Z nią można jedynie pozostawać w dialogu. Dlatego każde z tych nazwisk stało się jak logo, jak znak firmowy. A za nim kryje się nie tylko artysta, ale i inne odsłony ich wielowymiarowości. Za Nowosielskim – bycie nauczycielem i „świeckim teologiem” jak go określano, zapraszając do rozmów w programach telewizyjnych, radiowych, prasowych, tworząc z nim „książki-rzeki”.

Zza Tarasewicza wygląda nauczyciel i społecznik – choć to często bywa u innych, ale i hodowca ptactwa ozdobnego oraz Białorusin. W dekadach, ba! w stuleciach, kiedy białoruskość skrywano, wciskano do wiejskich chat, pod strzechy ze słomy, Tarasewicz wychodzi z takiej chaty w Waliłach, rozgląda się i jako student warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych, mówi: – Oto jestem Białorusinem. Nawet mogę chodzić w walonkach – miał taki epizod, kiedy mroźnej zimy przyjechał w nich autobusem do Lublina na otwarcie swojej wystawy w Galerii Białej. I w Warszawie go w nich widziano.

Walonki to oczywiście epizod, choć i znak szczególny odwagi Tarasewicza. W zachowaniu i obyczajach wielu może pozostawać odważnymi, nawet szokującymi, ale żeby być artystą, trzeba mieć iskrę Bożą, czyli talent i ogromną pracowitość, inaczej – oddanie się sztuce bez reszty.

O sztuce Leona Tarasewicza mówiono podczas ceremonii nadania mu tytułu doktora honoris causa Uniwersytetu w Białymstoku.

Leon Tarasewicz jest jednym z najbardziej znanych artystów malarzy ostatnich kilku dziesięcioleci, mówiła prof. Maria Poprzęcka, której, podobnie jak prof. Markowi Wasilewskiemu przypadła zaszczytna rola recenzenta doktoratu.

Mówiła o nim jako o artyście, którego twórcza osobowość bardzo wcześnie się wykrystalizowała, wyznaczając swój wyjątkowy dynamizm i odrębność i który w sposób starannie wyważony porusza się między wielkomiejskim światem sztuki, z jego siecią instytucji artystycznych, a życiem w Waliłach w białorusko-prawosławnej mniejszości.

Malarskie odkrycia Leona Tarasewicza

Mówiła o wychodzeniu artysty poza ograniczoną powierzchnię obrazu, otwarcie na przestrzeń, w której jakby pozwalał rozrastać się drzewom, polom ciągnąć się za horyzonty, ptakom rozpierzchać się na wszystkie strony. A takie malarstwo odmienia i sytuację patrzącego, sprawia, że znajduje się on jakby we wnętrzu obrazu, a nie zostaje ustawiony i unieruchomiony w określonym punkcie, jak przed obrazami innych malarzy. Bo to malarstwo niemal opakowuje widza, zagarniając chodniki, place, słupy, pokrywając całe płaszczyzny ścian galerii.

Wskazywała na zmierzanie do czystego malarstwa – po proste formy ale bez geometrycznej sterylności, po kolory intensywne, często kontrastowe, podbite czernią, „święcące”, jednocześnie sięgając do odwiecznych reguł harmonii, ładu i miary.

Jego malarstwo określiła jako ścienne, choć może ono znajdować się na podłodze, chodniku, wypełnia i dopełnia przestrzeń, jest żywiołowe, bujne i niepowtarzalne.

– Nie tracąc związków z naturą, motywy te zostały sprowadzone do syntetycznych znaków – usłyszeliśmy.

Twórczość Tarasewicza przekracza granice państw i kontynentów – mówił prof. Marek Wasilewski. Przywołał myśl honorowego doktora, że żadna armia i żadna granica nie są w stanie zatrzymać kultury w Bobrownikach i że malarstwo było i jest papierkiem lakmusowym kondycji społeczeństwa. Także przywołał myśl Krzysztofa Czyżewskiego, twórcy „Pogranicza” w Sejnach i jego prezesa, który napisał, że malarstwo Leona Tarasewicza postrzegać należy jak wielki zwój, coraz rozleglej się rozwijający.

(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w e-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)

Anna Radziukiewicz, fot. autorka